Już od kilku lat mieszkańcy polskich miast borykają się z zalewem reklam ulicznych, które w najbardziej drastycznych przypadkach odcinają nasze domostwa od dopływu światła słonecznego. Wojnę takiemu "zagospodarowywaniu" przestrzeni publicznej wypowiedziało stowarzyszenie "Moje Miasto, a w Nim", które stara się o wprowadzenie restrykcyjnych przepisów regulujących tę tematykę.
- Wszystkie zmiany w przepisach, które nastąpiły przez ostatnie cztery lata, były zmianami pozornymi. Ministerstwo Infrastruktury wydało np. zakaz zasłaniania okien budynków mieszkalnych. Tyle, że nie dotyczy on np. akademików czy hoteli - mówił w audycji reprezentant stowarzyszenia Marcin Rutkiewicz.
W ostatnim czasie najgłośniejszym przykładem reklamowego bezhołowia jest przypadek wyremontowanego Dworca Centralnego, którego elewacja w całości została przykryta billboardami. Pomysł wzbudził ogólne oburzenie i krytykę ze strony mieszkańców stolicy oraz członków Towarzystwa Projektowego.
- Dworzec Centralny jest jednym z najdroższych i najlepszych miejsc reklamowych w tym kraju i naprawdę nie trzeba było sprzedawać wszystkiego i obklejać go jak osiedlowy bazarek - krytykował decyzje PKP Rutkiewicz. Zdaniem gościa audycji "Pod lupą" wystarczyło sprzedać kilkaset podświetlanych paneli wewnątrz Dworca by uzyskać tę samą cenę.
Więcej na temat reklam zewnętrznych zalewających polskie miasta w dźwięku w boksie "Posłuchaj".
(bch)