Jedna z hipotez, która wyjaśnia, jak wirus dostał się na drugą stronę rzeki, mówi o przewiezieniu odłowionych dzików na prawym brzegu Wisły i wypuszczeniu ich na lewym brzegu w Puszczy Kampinoskiej.
- Ktoś przewiózł dziki albo żywność zakażoną wirusem ASF i gdzieś na parkingu leśnym pozostawił niedojedzoną kanapkę. A dzikie zwierzęta żywią się takimi rzeczami. To jedna z hipotez – zastrzega Mirosław Borowski z Krajowej Rady Izb Rolniczych. – Jeżeli mięso pozyskane od chorych zwierząt nie poddane jest obróbce wysokotermicznej, to wirus żyje bardzo długo w takim mięsie – dodaje.
Choć, jak zaznacza rozmówca Naczelnej Redakcji Gospodarczej Polskiego Radia, wirus ten nie jest szkodliwy dla ludzi.
Prośba o pomoc w zwalczaniu ASF
Organizacje rolnicze, w tym Krajowa Rada Izb Rolniczych, zwróciły się do rządu i prezydenta z prośbą o pomoc w zwalczaniu afrykańskiego pomoru świń.
- Już wielokrotnie występowaliśmy o to, żeby włączyć większe siły do walki z ASF. Wojsko już przeczesuje lasy w poszukiwaniu padłych dzików. Jeżeli te zwierzęta padają i są w miarę szybko usuwane, to już ten czynnik chorobotwórczy jest w zamknięciu. Natomiast głównym wektorem tutaj jest dzik, który nie jest zwierzęciem hodowlanym, człowiek nie ma więc bezpośredniego dostępu do niego, żeby go obserwować, nie jest więc w stanie zabezpieczyć go przed tą chorobą – zwraca uwagę ekspert.
Hodowcy bezradni
Największym problemem jest więc to, że nawet przy najbardziej restrykcyjnym podejściu hodowców do bioasekuracji, wcześniej czy później wirus przeniknie do gospodarstwa i spowoduje chorobę, dodaje rozmówca Naczelnej Redakcji Gospodarczej Polskiego Radia.
- Jeśli wirus tam się dostanie, to trzeba wybić całe stado, zutylizować. A w gospodarstwach ościennych jest zakaz obrotu, to są duże produkcje – wyjaśnia Mirosław Borowski.
Obecnie populacja dzików na prawym brzegi Wisły jest ograniczana do 1/10 zwierzęcia na kilometr kwadratowy, a na lewym do 5/10. Zdaniem rolników konieczne są jeszcze bardziej radykalne rozwiązania.
Aleksandra Tycner, awi