Serwis specjalny: Witold Rowicki w Polskim Radiu >>>
W latach pięćdziesiątych zachodnia prasa ochrzciła go "polskim Karajanem". Witold Rowicki miał już wtedy za sobą wielkie osiągnięcia artystyczne, a także organizacyjne. Po wojnie dosłownie z niczego udało mu się stworzyć Wielką Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach (obecnie NOSPR), a potem zespół Filharmonii Warszawskiej. I właśnie o spektakularnych sukcesach ostatniego zespołu Anna Skulska rozmawiała z gośćmi Dwójki w przerwie piątkowego koncertu w Filharmonii Narodowej z okazji 100. rocznicy urodzin wybitnego dyrygenta.
- Po początkowym okresie naznaczonym pewną emocjonalną rezerwą, wynikającą z sytuacji politycznej, nasz zespół zaczął być przyjmowany entuzjastycznie na całym świecie. Sale pękały w szwach - wspominał Marian Gołębiowski. - Co istotne, Rowickiemu udawało się umieszczać w programach utwory Szymanowskiego, Bairda czy Bacewiczówny. I także one bywały przyjmowane owacją na stojąco - podkreśla. Kronikarz Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej wspominał także najdłuższe w historii zespołu, trwające 2,5 miesiąca tournee po Azji i Australii oraz wizytę w szwajcarskim domu Witolda Małcużyńskiego, który wynajął dla muzyków pociąg i uraczył ich sporą ilością polskiego alkoholu...
W trasach koncertowych towarzyszył często podopiecznym Witolda Rowickiego prof. Jan Ekier, wówczas ceniony pianista. Po latach opowiadał on między innymi, skąd wzięła się nazwa "Filharmonia Narodowa" i jak udało się namówić władze do błyskawicznego zbudowania nowej siedziby zespołu. O autokarowych (!) podróżach Witolda Rowickiego z orkiestrą opowiadał trębacz Jerzy Gonczorowski, a krytyk muzyczny Zdzisław Sierpiński przypomniał znakomite zespoły kameralne działające przy Filharmonii Narodowej w jej złotej epoce.
mm