Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Kamińska 28.03.2014

Wojska Rosji na granicy z Ukrainą. NATO wzmocni siły na wschodzie?

Prezydent USA wezwał Rosję, by wycofała swoje wojska znad granicy z Ukrainą. NATO ma rozmawiać za parę dni o wzmocnieniu sił w Europie Środkowej. Są opinie, że apetyt Putina powstrzymałyby ostre sankcje, np. ograniczenie importu gazu i ropy przez UE.
SewastopolSewastopolPAP/EPA/SERGEI ILNITSKY

Protesty na Ukrainie: serwis specjalny >>>

Kalendarium zdarzeń na Ukrainie >>>

Obama zaniepokojony koncentracją rosyjskich wojsk. Janukowycz wzywa do referendów na całej Ukrainie. FSB ostrzega Putina przed Zachodem [relacja] >>>

Prezydent USA Barack Obama po raz kolejny zwrócił uwagę na tysiące rosyjskich żołnierzy, zgromadzonych przy granicach z Ukrainą.  Wezwał Kreml do wycofania tych wojsk. Pentagon twierdzi, że Rosjanie cały czas zwiększają liczebność armii przy granicy z Ukrainą. Media amerykańskie twierdzą, że wywiad ocenia liczbę rosyjskich żołnierzy na 25-30 tysięcy. Z kolei sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Andrij Parubij mówi o około 100 tysiącach wojskowych Federacji Rosyjskiej.

Janukowycz ”wzywa do referendum”

ITAR-TASS opublikowała tekst ”orędzia Wiktora Janukowycza”. Według tej prokremlowskiej agencji prasowej, obalony prezydent wzywa do przeprowadzenia w każdym regionie kraju referendum mającego określić jego status. Takie wezwania, autentyczne czy nie, mogą zapowiadać jaką strategię rozważa Moskwa w odniesieniu do Ukrainy. Wezwania do referendów pojawiały się już wcześniej w niektórych miastach wschodniej Ukrainy, podczas akcji organizowanych przez siły prorosyjskie.

Alert FSB. ”Gwałtownie wzrosło zagrożenie dla państwa…”

Kolejnym niepokojącym sygnałem, oprócz koncentracji wojsk, i nieustających prób destabilizacji sytuacji wewnętrznej na Ukrainie, jest oświadczenie FSB, które widzi zagrożenie już nie tylko dla ”rosyjskojęzycznych”, których Moskwa zamierza bronić gdziekolwiek by nie byli, ale dla  ”żywotnych interesów” samej Rosji.

Podczas spotkania z grupą nagrodzonych wojskowych, wiceszef Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji Aleksandr Malewanyj zameldował prezydentowi Putinowi, że ”doszło do gwałtownego wzrostu zagrożenia zewnętrznego dla państwa”. - Uzasadnione pragnienia narodów Krymu i mieszkańców wschodnich regionów Ukrainy, aby być z Rosją, wywołują histerię u Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników – oświadczył. Dodał, że Zachód ”podejmuje działania mające wywrzeć destrukcyjny wpływ na sytuację społeczno-polityczną i gospodarczą naszego kraju" i "demonstruje dążenie do osłabienia wpływów Rosji na żywotnie ważnym dla niej obszarze".

Kijów: Krym powinien być strefą zdemilitaryzowaną

Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu oświadczył przed południem, że na Krymie nie ma już ukraińskich wojsk. Ta informacja została zdementowana przez ukraiński resort obrony. Ukraińskie ministerstwo podkreśla, że trwają rozmowy o wycofaniu wojsk, techniki i statków.

Rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow poinformował że Federacja Rosyjska rozpoczęła procedurę wypowiadania Ukrainie dwustronnych umów o stacjonowaniu Floty Czarnomorskiej FR na Krymie. Z kolei ukraińskie MSZ oświadczyło, że Moskwa powinna przygotować się do wycofania z Krymu własnych wojsk. Ewentualne jednostronne zerwanie umów z Ukrainą, dotyczących Floty Czarnomorskiej, oznacza bowiem, że przebywa ona na półwyspie nielegalnie. Kijów oficjalnie zapowiada, że będzie wnioskował do ONZ, aby Krym stał się strefą zdemilitaryzowaną.

Bezpieczeństwo w regionie

Państwa w regionie Europy wschodniej i środkowej nie kryją zaniepokojenia. Możliwość rosyjskiego ataku na Ukrainę potwierdzają m.in. władze łotewskie. Łotewskie ministerstwo obrony przyznaje, że potencjalne i bezpośrednie zagrożenie trzech państw bałtyckich; Estonii, Litwy i Łotwy zwiększyło się poważnie w porównaniu do początku bieżącego kwartału. Media w Rydze i Tallinie twierdzą, że niepokój dalszym rozwojem wydarzeń odczuwalny jest szczególnie na Łotwie, mającej ponad 30-procentową mniejszość rosyjską oraz w Estonii, gdzie 26 procent ludności mówi po rosyjsku.

Zaniepokojenie sytuacją wyraża też Mołdawia, istnieje niebezpieczeństwo, że Rosjanie mogą wykorzystać sytuację w Naddniestrzu.

Sankcje odstraszą Putina?

Część komentatorów i obserwatorów sceny politycznej uważa, że działania Putina mogą powstrzymać ostre sankcje gospodarcze, które pokażą mu w sposób jasny, że koszt jego działań będzie zbyt wysoki. Poseł PO Marcin Święcicki mówi w rozmowie z Polskim Radiem, że można stopniowo zmniejszać import gazu i ropy z Rosji, ustalając docelowe ograniczenie go o 50 procent, w ciągu kolejnych lat. Unia Europejska ma stosowne isntrumenty, by nałozyć takie stopniowane embargo, jest też w stanie znaleźć zastępcze źródła zakupów, natomiast Rosja nie ma komu sprzedać swojego gazu. Polityk podkreśla, że intencje Moskwy są jasne i lepiej powstrzymać Putina, niż potem starać się doprowadzić od odwrócenia skutków jego działań.

NATO wzmocni siły na wschodzie? Niejasne stanowisko Niemiec

Ewentualne wzmocnienie obecności sojuszu w Europie Wschodniej ma być w przyszłym tygodniu tematem obrad ministrów spraw zagranicznych krajów NATO.

Tymczasem szef MSZ Niemiec Frank-Walter Steinmeier skrytykował prowadzoną publicznie dyskusję na temat wzmocnienia sił NATO na wschodnich rubieżach Sojuszu.

Szef niemieckiej dyplomacji odniósł się do zarzutów, postawionych przez dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung", który mianem "pasywnego i niezdecydowanego" określił stanowisko Berlina w sprawie udzielenia gwarancji wojskowych krajom Europy Środkowej i Wschodniej w związku z sytuacją na Ukrainie i anektowaniem Krymu przez Rosję.
Niemiecki rząd chce wystąpić w roli "strony zgłaszającej wątpliwości" - pisze "FAZ", powołując się na źródła w Brukseli. - Wydaje się, że Niemcy chcą zająć podobne stanowisko jak w czasie wojny w Libii i innych konfliktach w ostatnich czasach - dodaje dziennik.

Jak informuje "FAZ", w NATO trwa dyskusja o manewrach w Europie Wschodniej oraz o wysłaniu okrętów na wody wschodniego Bałtyku. Steinmeier zaznaczył, że przedmiotem rozmów są też dalej idące kroki. - Oczekiwania niektórych krajów idą dużo dalej niż to, o czym pisze FAZ - powiedział szef niemieckiej dyplomacji.

Prezydent USA Barack Obama w środowym przemówieniu w Brukseli zasygnalizował, że NATO zwiększy swoją obecność w Europie Wschodniej i będzie zawsze przestrzegać zasady kolektywnej obrony sojuszników. Z kolei doradca Obamy Ben Rhodes zapowiedział, że USA i inne kraje NATO chcą wysłać do Europy Wschodniej siły lądowe i morskie. Celem tych posunięć ma być "uspokojenie sojuszników".

Dyskusja o stanowisku Niemiec toczyła się w minionych dniach także wewnątrz kraju. Niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen powiedziała w niedzielę, że NATO powinno zademonstrować swą obecność na wschodnich granicach Sojuszu, by dać wyraz solidarności z mieszkańcami poradzieckich krajów bałtyckich i Polakami. Po ostrej krytyce ze strony opozycji oraz koalicjanta z rządu – SPD, resort obrony zapewnił, że nie chce wysyłać na wschodnie rubieże NATO dodatkowych wojsk, lecz miał jedynie na myśli zwiększenie liczby ćwiczeń w ramach rutynowych kontroli przestrzeni powietrznej krajów bałtyckich.

Tymczasem telewizja publiczna ZDF opublikowała sondaż, z którego wynika, że trzy czwarte Niemców (77 proc.) jest przeciwnych wzmocnieniu sił wojskowych na wschodnich rubieżach NATO w reakcji na aneksję Krymu przez Rosję. 53 proc. Niemców jest bardzo zaniepokojonych polityką prezydenta Rosji Władimira Putina. 46 proc. nie widzi powodów do niepokoju z tego powodu. Sondaż przeprowadził instytut badania opinii publicznej Forschungsgruppe Mannheim. Wzięło w nim udział 1255 przypadkowo dobranych osób.

”Polska powinna sama zadbać o swoje bezpieczeństwo”

Prof. Andrew Michta z Centrum Analiz Polityki Europejskiej w Waszyngtonie i Rhodes College mówi, że obecność w NATO daje pewien komfort, ale Polska nie powinna zapominać, że sama powinna zadbać o swoje bezpieczeństwo. Profesor Andrew Michta uważa, że nasz kraj powinien patrzeć wielowymiarowo na swoją obronność.

W przypadku Polski chodzi przede wszystkim o zainwestowanie w system zabezpieczający – czyli w obronę powietrzną. Jak podkreślił – to priorytet. Bez niego nie da się obronić pozostałej infrastruktury wojskowej.

Zaznaczył, że jest zwolennikiem budowania zdolności do odstraszania ewentualnego przeciwnika, to np. zakup pocisków manewrujących dalekiego zasięgu. Taka inwestycja - według Michty - zwiększy wartość polityczną Polski w NATO jako poważnego gracza militarnego.

Profesor Michta uważa, że to dobry pomysł, aby w Polsce stacjonowali amerykańscy żołnierze, najlepiej by była to brygada. Według eksperta, trudno będzie przekonać amerykański kongres, aby na ten cel przeznaczył dodatkowe pieniądze. W grę wchodzi zatem przeniesienie jednostek amerykańskich z Niemiec albo z Włoch. To z kolei wymaga negocjacji z Berlinem albo Rzymem.
Według szacunków Michty, w 2017 roku w Europie będzie 30 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Z kolei w Stanach mówi się obecnie o poważnych cięciach na obronność, mają one sięgnąć nawet 30 procent. Mówi się też o zmniejszeniu liczebności armii amerykańskiej do 450 tysięcy żołnierzy. Profesor Michta zauważył, że podobne tendencje oszczędnościowe są teraz praktycznie w całej Europie. Wyjątkiem jest tutaj Polska.

Kryzys na Ukrainie jest ogromną okazją dla Polski, żeby zaistnieć politycznie w relacjach z USA wewnątrz NATO - ocenił również Michta. Polska - zdaniem Michty - ma szansę pokazać rządowi USA, że obie strony zyskają, jeżeli nad Wisłą zaczną stacjonować amerykańscy żołnierze, i że jest to decyzja, która nie zwiększy kosztów, a jednocześnie zwiększy możliwości operacyjne i obronne USA.
Ostrzegał przy tym przed argumentowaniem, że Stany Zjednoczone powinny nam pomóc, bo jesteśmy zagrożeni. Skuteczniejsze zdaniem Michty byłoby zachęcanie USA do działań ze względu na wspólne interesy.

Michta ocenił, że jeżeli nie będzie zdecydowanej odpowiedzi Zachodu na to, co się dzieje na Ukrainie, Rosja będzie się posuwać dalej. "W momencie, kiedy dojdzie do próby destabilizacji Łotwy czy Estonii, co można zrobić przy istniejącym tam układzie etnicznym, wtedy będzie to absolutnie test dla sojuszu, bo jeżeli sojusz nie odpowie zdecydowanie, zostanie de facto zdyskredytowany" - powiedział.
Zdaniem Michty militarna odpowiedź NATO na wydarzenia na Ukrainie jest wykluczona, dopóki nie zagrażają one państwom sojuszu. W jego opinii, Stany Zjednoczone zapewnią bezpieczeństwo sojusznikom, bo w ich interesie jest to, by NATO było rzeczywistym sojuszem, a nie tylko papierowym. Pakt pozwala bowiem na zwielokrotnienie wpływów amerykańskich w Europie i na świecie.
Zdaniem Michty wrześniowy szczyt NATO zostanie zdominowany przez kryzys ukraiński. - Rząd polski będzie pilnował bardzo ostro, żeby ta rozmowa poszła w tym kierunku. Będą to robić również inni sojusznicy - powiedział ekspert.

PAP/IAR/agkm