Na wolność wyszedł Aleś Bialacki - jeden z czołowych białoruskich obrońców praw człowieka. Był zaskoczony, rano powiedziano mu w kolonii karnej w Bobrujsku, że jest wolny na mocy amnestii.
Aleksy Dzikawicki, szef redakcji informacji telewizji Biełsat w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową nie krył radości z powodu uwolnienia działacza. Podkreślił, że Bialacki w ogóle nie zasługiwał na więzienie. - Pytanie dlaczego zdecydował się go zwolnić. Może powodem jest sytuacja w Rosji lub na Ukrainie - mówi. Dziennikarz zastanawia się jednak, czy poprzez wypuszczenie na wolność opozycjonisty Aleksandr Łukaszenka nie rozpoczyna znowu gry z Zachodem.
Dzikawicki nie widzi jednak szansy na wypuszczenie na wolność kolejnych działaczy opozycyjnych, na przykład Mikoły Statkiewicza. Był on bowiem konkurentem Aleksandra Łukaszenki w ostatnich wyborach prezydenckich i - zdaniem dziennikarza - Łukaszenka obawia się Statkiewicza.
Aleksy Dzikawicki przypomniał, że Bialacki od początku lat 80-tych był zaangażowany w ruch niepodległościowy na Białorusi. Później zainteresował się kwestią praw człowieka. - Często jest tak na Białorusi, szczególnie w mniejszych ośrodkach, że jedna osoba jest w opozycji, w partii politycznej, jest obrońcą praw człowieka itd. Aleś Bialacki znalazł w sobie odwagę, żeby zdystansować się od partii politycznych i zająć się tylko prawami człowieka, co jest bardzo ważne w kraju, patrząc na skalę represji - tłumaczył dziennikarz.
Aleś Bialacki jest przewodniczącym Centrum Obrony Praw Człowieka Wiasna. 4 sierpnia 2011 roku został aresztowany, a 24 listopada 2011 roku osadzony w więzieniu na cztery i pół roku. Władze chciały w ten sposób uniemożliwić mu dalszą działalność na rzecz obrony praw człowieka. Amnesty International uznała go za więźnia sumienia.
IAR/svaboda.org/agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś, serwis portalu PolskieRadio.pl