Lepsze owce niż winorośl, toskańskie wzgórza należą do wszystkich, nie można ich eksploatować ponad wszelką miarę dla zysku - takie argumenty podnoszą ci, którzy domagają się wprowadzenia bardziej surowych reguł zagospodarowania terenów, także w prywatnych posiadłościach i większej troski o niepowtarzalny krajobraz.
Na tym tle podzielili się mieszkańcy i miłośnicy tego regionu, lokalni politycy, naukowcy, architekci, przedstawiciele branży turystycznej i rolnej.
Powodem sporu, który wywołał ogromne emocje i gorącą wojnę na argumenty, jest projekt nowego zagospodarowania terenów, przygotowany przez władze regionalne.
Uważają one, że trzeba położyć kres samowoli w zakładaniu winnic, gdzie tylko się da, bo to nieodwracalnie zmienia cały krajobraz tak bardzo podziwiany na świecie.
Na żadne ograniczenia nie zgadza się miejscowa federacja rolników i właścicieli upraw, która lokalnym władzom zarzuca biurokratyczne zapędy i naiwne zamiłowanie do idyllicznych, sielankowych widoków.
Szef władz regionu Enrico Rossi, wraz z autorami projektu, odpowiada: - krajobraz Toskanii należy do wszystkich mieszkańców, nie tylko do wielkich producentów win.
Obrońcy krajobrazowych walorów przywołują najpiękniejsze widoki Toskanii utrwalone na dawnych obrazach: wzgórza są na nich różnorodne – z naturalnymi tarasami, polami, willami, pastwiskami, małymi domkami, gajami.
Na współczesnych zdjęciach niemal wszędzie są tylko winnice.
- Chce się cofnąć czas o 100 lat - mówi oburzony prezes konsorcjum producentów wina Brunello di Montalcino, Fabrizio Bindocci. Zapewnia, że tereny winnic zagospodarowane są w dokonały sposób.
Lamberto Frescobaldi, którego rodzina robi wino od 30 pokoleń stwierdził zaś: "nie ma sensu być konserwatystą w rolnictwie".
- Nie chcemy zatrzymywać rozwoju winnic, ale prosimy o to, by na linii horyzontu pojawił się też czasem mały lasek, aby było więcej cyprysów. Chcemy znaleźć równowagę między uprawą winogron a pięknem naszych pejzaży – wyjaśnia gubernator Toskanii.
JU/PAP