Budka Suflera to legenda polskiej sceny. Grupa powstała niemal pół wieku temu, a w 2014 roku pożegnała się z fanami wielką trasą koncertową. Rok temu zmarł jej lider i kompozytor większości repertuaru, Romuald Lipko, zaś wokalista Krzysztof Cugowski oświadczył już dawno, że nie jest zainteresowany dalszym występowaniem pod tym szyldem. Mimo tych przeciwności, muzycy Budki nie odpuszczają – kilka dni temu ogłosili, że zamierzają grać dalej, z nowym wokalistą Robertem Żarczyńskim.
Utrata charyzmatycznego frontmana często kończy się rozwiązaniem zespołu. Są jednak przypadki, które mogą napawać optymizmem członków Budki Suflera AD 2021. Należy do nich na pewno historia grupy AC/DC. Australijscy mistrzowie gitarowych riffów niedługo po tym, gdy zdobyli szczyt popularności, musieli się zmierzyć ze śmiercią wokalisty Bona Scotta, który wydawał się nie do zastąpienia. Okazało się jednak, że jego następca Brian Johnson poprowadził zespół do niewyobrażalnych sukcesów – pierwszy nagrany z jego udziałem album, "Back in Black" to jeden z największych płytowych bestsellerów wszech czasów.
AC/DC - "Back In Black", źródło: YouTube / AC/DC
O podobnym szczęściu może mówić zespół Van Halen. Gdy w 1985 roku opuścił go urodzony showman David Lee Roth, w jego buty szybko wskoczył Sammy Hagar, który zaśpiewał takie przeboje, jak "Why Can't This Be Love" czy "When It's Love". W ostatnich latach za mikrofonem ponownie stanął Roth, ale trudno sobie wyobrazić, aby po śmierci gitarzysty i lidera Eddiego Van Halena w 2020 roku grupa zdecydowała się kontynuować działalność pod starym szyldem.
Wszystko jest jednak możliwe, o czym świadczy historia formacji Queen. Gdy jej wokalista Freddie Mercury zmarł na AIDS 30 lat temu, wydawało się, że to definitywny koniec tego legendarnego zespołu. Faktycznie, zniknął on z radarów na kilkanaście lat, by w 2004 roku powrócić z Paulem Rodgersem w składzie. Choć to wybitny wokalista o świetnym CV (śpiewał w grupach Free i Bad Company), ten eksperyment niezbyt się udał. Jednak zatrudniony niedługo później przez Briana Maya i Rogera Taylora młokos Adam Lambert stanął na wysokości zadania i do dziś jeździ ze słynnym zespołem w trasy koncertowe, zapełniając stadiony i areny.
Queen + Adam Lambert – "The Show Must Go On", źródło: YouTube / Queen Official
Na krajowym podwórku przykładem może świecić formacja Dżem. Ona też stanęła w obliczu "mission impossible", gdy świat opuścił jej legendarny frontman, Ryszard Riedel. Z jego następcą, Jackiem Dewódzkim, zespołowi wiodło się różnie, ale już kolejny wokalista, Maciej Balcar, udźwignął ciężar legendy – od 20 lat jest solidnym filarem śląskiej grupy. Tylko od czasu do czasu jakiś stary fan otrze łzę, mówiąc, że "bez Ryśka to już nie to samo"…
Nie zawsze jednak wymiana charyzmatycznego wokalisty na "nowszy model" kończy się powodzeniem. Przekonali się o tym dwaj członkowie zespołu The Doors, którzy na początku tego stulecia powołali do życia twór o nazwie The Doors of the 21st Century. Mimo że za mikrofonem stanął nie byle kto, bo sam Ian Astbury z formacji The Cult, fani nie zaakceptowali grupy, której członkowie sporo czasu spędzali w towarzystwie prawników, mających za zadanie potwierdzić ich prawo do używania słynnego szyldu. Czyżby zadziałała pośmiertna klątwa Jima Morrisona?
INXS - "New Sensation" (live from Wembley Stadium), źródło: YouTube / INXS
W niebyt odszedł również zespół INXS, mimo że po samobójstwie lidera, Michaela Hutchence'a jego koledzy przez jakiś czas próbowali kontynuować karierę. Żaden z zatrudnionych na jego miejsce wokalistów nie był jednak w stanie porwać tłumów i zasłużona australijska grupa w 2012 roku oficjalnie ogłosiła zakończenie działalności.
Jaki los spotka Budkę Suflera bez Lipki i Cugowskiego, przekonamy się już niebawem. Oby tylko nie okazało się, że jeden z najważniejszych zespołów polskiej sceny muzycznej ostatnich dekad zamienił się we własny tribute band.
kc