11 lipca 1943 roku to data, która przeszła do historii jako Krwawa Niedziela. Tego dnia ukraińscy nacjonaliści w zorganizowany sposób zaatakowali ludność polską w 99 miejscowościach przedwojennego województwa wołyńskiego. Brutalne prześladowania bezbronnych Polaków, głównie kobiet, starców i dzieci, objęły również inne przedwojenne województwa: lwowskie, tarnopolskie, stanisławowskie i na mniejszą skalę: rzeszowskie, lubelskie i poleskie.
Ukraińscy nacjonaliści, którzy pragnęli utworzenia niepodległego państwa ukraińskiego, w początkach 1943 roku podjęli decyzję o ostatecznym oczyszczeniu tych ziem z "obcych", w głównej mierze Polaków. Pojedyncze przypadki wypędzania i mordowania polskiej ludności (w woj. wołyńskim Polacy stanowili zaledwie kilkanaście procent społeczeństwa) miały miejsce już na przełomie 1942 i 1943 roku.
Przyjmuje się, że w czasie rzezi wołyńskiej, za cichym przyzwoleniem niemieckiego okupanta, zginęło ok. 100 tys. Polaków.
Rzeź wołyńska - zobacz serwis historyczny
Terror OUN-UPA
Za rzeź polskiej ludności na Kresach Wschodnich odpowiedzialni byli członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i jej zbrojnego ramienia, czyli Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). W prześladowaniach ludności polskiej niejednokrotnie udział brali również uzbrojeni w narzędzia gospodarcze zwykli ukraińscy chłopi.
Badacze zwracają uwagę, że w czasie mordów tylko niewielki odsetek ukraińskiego społeczeństwa decydował się na udzielenie pomocy swoim polskim sąsiadom. Z pewnością w dużej mierze paraliżował ich strach przed podzieleniem losu Polaków. Członkowie OUN-UPA (od nazwiska przywódcy Stepana Bandery nazywani banderowcami) udzielenie jakiegokolwiek wsparcia ludności polskiej traktowali na równi ze zdradą narodową, za którą nie było litości.
26:33 wołyńskie łuny 2003.mp3 "Wołyńskie łuny" reportaż poświęcony Rzezi Wołyńskiej przygotowany przez Antoniego Szybisa (PR, 02.11.2003)
- Przypadki niesienia pomocy Polakom przez Ukraińców były nieliczne, ale trzeba brać pod uwagę, że ludność ukraińska znajdowała się pod ogromnym terrorem OUN-UPA. Za pomoc polskiej ludności groziła śmierć równie okrutna, jaką zadawano Polakom - tłumaczyła w audycji Polskiego Radia Ewa Siemaszko, badaczka rzezi wołyńskiej.
Mimo to w tym piekle na ziemi znaleźli się ludzie wyjątkowo odważni. Ludzie, którzy ryzykując życie swoje i bliskich, nieśli pomoc prześladowanym. Byli to najczęściej członkowie rodzin ukraińsko-polskich, bliscy sąsiedzi Polaków, ich przyjaciele lub osoby, które kierowały się pobudkami moralnymi i religijnymi.
Ostrzegali, ukrywali, przygarniali sieroty...
Romuald Niedzielko z Instytutu Pamięci Narodowej w opracowaniu "Kresowa Księga Sprawiedliwych 1939-1945. O Ukraińcach ratujących Polaków poddanych eksterminacji przez OUN i UPA" rozróżnia kilkanaście form okazywania wsparcia Polakom przez Ukraińców.
Do najczęstszych zjawisk należało ostrzeganie przez planowaną akcją prześladowczą. Na przykład we wsi Pełcza "upowcy zabili duchownego prawosławnego za to, że ostrzegł proboszcza miejscowej parafii rzymskokatolickiej […] o grożącym mu z ich strony niebezpieczeństwie, dzięki czemu wyjechał przed napadem". Natomiast w miejscowości Janina "w połowie lipca 1943 r. upowcy zabili kilku Polaków i spalili kolonię. Pozostałe osoby zdołały uciec ostrzeżone o napadzie przez miejscowego Ukraińca, który został za to zamordowany przez UPA".
Ogromne ryzyko niosło ze sobą ukrywanie na swojej posesji Polaków. Zdarzało się, że Ukraińcy przygarniali osoby zagrożone śmiercią na czas akcji banderowców (lub zaraz po niej), by następnie wskazać im drogę ucieczki, a nawet zaprowadzić je do bezpieczniejszej miejscowości. Dochodziło także do aktów niezwykłego heroizmu, gdy Ukrainiec ukrywał w swoim gospodarstwie Polaków przez wiele miesięcy. Tak było w przypadku Petro Bazeluka ze wsi Stawiszcza, który w swojej stodole przechowywał Mirosława Słojewskiego z 7-letnim synem od lipca 1943 do czasu wkroczenia Armii Czerwonej w styczniu 1944 roku.
Mieszkańcy Wołynia. Fotografia wykonana przed 1939 rokiem. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Bardzo często zaprzyjaźnione z Polakami rodziny ukraińskie przygarniały dzieci, które straciły w czasie rzezi rodziców. W miejscowości Niedźwiedzie Jamy "ukraińska rodzina Skoropadów wzięła na wychowanie troje polskich dzieci […], których matka została zamordowana przez upowców w kościele w Kisielinie 11 lipca 1943". Natomiast "10-letnim Henrykiem Szyszką zaopiekował się Ukrainiec Rodion, którego syn był w UPA. W 1944 r. władze sowieckie skazały całą rodzinę na zesłanie i wywiozły – wraz z przygarniętym chłopcem – na Syberię". Często zaprzyjaźnieni Ukraińcy oddawali później osierocone dzieci członkom ich rodzin (wujom, dziadkom), którzy mieszkali w innych miejscowościach i nie padli ofiarą zbrodniarzy.
Znane są przypadki, gdy udawało się przekonać banderowców, że jakiś Polak jest Ukraińcem. We wrześniu 1943 roku Ukraińcy zamordowali 60 polskich mieszkańców wsi Medwedówka. Rzeź przeżyła kilkunastoletnia Polka, która doskonale władała językiem ukraińskim, przez co napastnicy nie byli pewni, jakiej jest narodowości. Życie uratowała jej miejscowa Ukrainka, która wyrwała im dziewczynkę z rąk, przekonując ich, że to ukraińskie dziecko. W lutym 1944 roku we wsi Piłatkowce banderowcy zamordowali 17 Polaków, w tym matkę dwóch córek. Dziewczynki uratowała służąca Ukrainka, która oznajmiła napastnikom, że to są jej dzieci.
Bywało też, że Ukraińcy pomagali w pochówku zamordowanych. Gdy w marcu 1944 roku w Hinowicach upowcy zamordowali 22 Polaków, we wsi nie było żadnego mężczyzny narodowości polskiej. Kilku Ukraińców pomogło wówczas Polkom sporządzić trumny dla ich bliskich.
Opieka nad rannymi
W Krwawą Niedzielę, 11 lipca 1943 roku, ukraińskie bandy napadły na wiele katolickich kościołów, w których tłumnie gromadzili się wierni. Na przykład w świątyni w Kisielinie zamordowano tego dnia ponad 90 Polaków. Wielu jednak udało się uratować dzięki wsparciu miejscowych Ukraińców, m.in. "Sawa Kowtuniuk przez kilka tygodni ukrywał i karmił w swoim gospodarstwie 3 rodziny Sławińskich i po jednej Romanowskich, Maciaszków i Okólskich, a następnie grupkami wyprowadzał do lasu".
Wśród niedoszłych ofiar rzezi w Kisielinie był także ojciec wybitnego polskiego kompozytora Krzesimira Dębskiego, Włodzimierz Sławosz Dębski, który przez kilka dni znajdował się pod opieką Ukraińców, a następnie został przez nich przewieziony do szpitala.
10:08 Eureka Wolyn Debski 11 lipiec 20160.mp3 O tragedii własnej rodziny, która zginęła w rzezi wołyńskiej opowiada Krzesimir Dębski. Audycja "Eureka - kultura i nauka" prowadzona przez Krzysztofa Michalskiego i Annę Stempniak (PR, 11.07.2016)
- Mojego rannego ojca z kościoła wywieźli Ukraińcy. Pan Parfeniuk, który mu pomógł, żył później w Polsce, nie chciał zostać na Ukrainie. Być może się bał, bo ludzie, którzy pomagali Polakom, byli prześladowani i mogli zostać zamordowani - wspominał w audycji Polskiego Radia kompozytor, który w trakcie rzezi wołyńskiej stracił wielu członków rodziny, m.in. dziadka, szanowanego w Kisielinie lekarza i społecznika oraz babcię, Ukrainkę.
Opieka nad rannymi, tak jak w przypadku Włodzimierza Sławosza Dębskiego, należała do częstych, choć bardzo ryzykownych, form pomocy niesionej Polakom.
Odmowa zabicia
Do aktów solidarności z prześladowanymi Polakami zalicza się również sytuacje, w których ktoś odmówił dokonania napaści lub morderstwa. W przywoływanej już wsi Piłatkowce w marcu 1944 roku "zginął, gdyż nie chciał brać udziału w mordowaniu Polaków, policjant ukraiński Michał Jaryk (Jeryk). W tym samym miesiącu za odmowę udziału w mordowaniu Polaków poniósł śmierć Ukrainiec o nazwisku Kuszmieruk".
Do najbardziej dramatycznych sytuacji dochodziło w rodzinach mieszanych, gdy banderowcy kazali ukraińskiemu mężowi zamordować swoje polską żonę i dzieci. W kolonii Antolin "w sierpniu 1943 r. Ukrainiec Michał Mieszczaniuk otrzymał od upowców polecenie zabicia swojej żony, Polki Genowefy Szyndary, i rocznego dziecka. Za niewykonanie rozkazu został zamordowany wraz z resztą rodziny".
Odnotowano również przypadek, gdy Ukrainiec obronił Polkę przed napastnikami. We wsi Horodyszcze "na początku 1943 r. nauczycielka Marianna Lubow-Potomska została napadnięta przez upowców. Uratował ją sąsiad Majstruk, spuszczając swoje psy na napastników wyrąbujących drzwi".
Kaci, których ruszyło sumienie
W relacjach osób, którym udało się przetrwać rzeź wołyńską, opisane są także pojedyncze przypadki, gdy na akt miłosierdzia wobec Polaków potrafili zdobyć się nawet napastnicy. Często byli to znajomi lub sąsiedzi ofiar.
W maju 1943 roku we wsi Kamienna Góra z rąk Ukraińców zginęło kilku Polaków. Dowódca bandy oszczędził 15-letnią dziewczynkę, która przyjaźniła się z jego czterema córkami. Natomiast dwa miesiące wcześniej w kolonii Lipniki przywódca banderowców, którzy dokonali mordu na 180 Polakach, darował życie swojej polskiej sąsiadce i jej dwójce małych dzieci.
We wsi Buniawa Ukrainiec, który odmówił zamordowania swojej żony Polki i dwuletniej córki, został pobity przez banderowców, a w tym samym czasie jeden z napastników pozwolił uciec jego rodzinie.
Znany jest też przypadek, gdy banderowiec wysłany w pojedynkę do zamordowania dwóch Polaków, którzy pracowali na polu, upozorował ich śmierć. Oddał dwa strzały w powietrze, po czym kazał swoim "ofiarom" udawać martwych aż do zmroku.
Wystarczyło słowo sprzeciwu
Za pomoc niesioną Polakom Ukraińców czekała śmierć. Jednak brutalny terror wprowadzony przez nacjonalistów z UON-UPA dotykał nie tylko "kolaborantów", którzy odważyli się okazać ludzki gest wobec ciemiężonych, ale również osoby, które nie popierały tego nieludzkiego barbarzyństwa. Wystarczyło, żeby ktoś dał wyraz swojemu niezadowoleniu z polityki banderowców.
W maju 1943 roku w miasteczku Derażne z rąk upowców zginął ukraiński nauczyciel, który nawoływał do zgody z Polakami. We wsi Nowystaw w 1943 roku 90-letni prawosławny duchowny został skatowany przez Ukraińców na śmierć za to, że "wraz ze swoim synem, również duchownym, otwarcie i publicznie piętnowali działania nacjonalistów, odmawiali odprawienia dla nich nabożeństw".
Więcej szczęścia miał prawosławny ksiądz z wsi Pogorełówka. Duchowny "nawoływał Ukraińców, biorących udział w napadach na Polaków, do opamiętania się. Ponadto, wraz z żoną i synem Rościsławem, ukrywał Polaków i pomagał im w ucieczce. By uniknąć zemsty ze strony UPA, musiał uciekać z rodziną do Równego".
Znamienny jest też przypadek z lipca 1943 roku ze wsi Gruszów. Banderowcy zamordowali wówczas ośmiu Polaków i powiesili Ukraińca, który "wypowiadał się krytycznie o działaniach UPA wobec Polaków".
***
- Właśnie dlatego, że był tak straszliwy terror skierowany również przeciwko Ukraińcom, musimy te sporadyczne akty pomocy uznać za bohaterskie - oceniła w radiowej audycji Ewa Siemaszko.
Autor "Kresowej Księgi Sprawiedliwych 1939-1945" wymienia ponad 1300 osób, które z narażeniem życia niosły pomoc ludności polskiej w czasie rzezi wołyńskiej. Bohaterowie ci w większości pozostają anonimowi.
th
Przy pisaniu tego artykułu korzystałem z pracy:
R. Niedzielko, "Kresowa Księga Sprawiedliwych 1939-1945. O Ukraińcach ratujących Polaków poddanych eksterminacji przez OUN i UPA", Warszawa 2007.