Krzysztof Grzesiowski: W Sygnałach gość: minister pracy i polityki  społecznej, pani Jolanta Fedak. Dzień dobry, pani minister. 
Jolanta Fedak: Dzień dobry panom, dzień dobry państwu.
K.G.: Tak z technicznego punktu widzenia, właściwie prawnego, kto  ustala płacę minimalną?
J.F.: Rząd.
K.G.: I to co roku jest, tak?
J.F.: Tak. Rząd  po wyczerpaniu procedury, która polega na  negocjacjach w komisji trójstronnej, jeżeli komisja trójstronna dojdzie  do porozumienia i w tej kwestii podpisze wspólne stanowisko, to rząd  publikuje tę płacę minimalną. Jeżeli natomiast nie dojdzie do  porozumienia, ogłasza po prostu rząd drogą rozporządzenia.
K.G.: I pani propozycja na płacę minimalną od 1 stycznia 2012 roku  brzmi?
J.F.: 1500 złotych, to jest propozycja...
K.G.: Brutto?
J.F.: Tak. To jest propozycja rządu, czyli rząd przedstawił  taką propozycję komisji trójstronnej i teraz będą trwały negocjacje,  jeżeli komisja się zgodzi, to taka płaca minimalna będzie ogłoszona.
K.G.: Teraz mamy 1386 złotych, to jest ta płaca?
J.F.: Tak, 1386 złotych, płaca minimalna wzrośnie o 114  złotych i będzie w relacji do średniej płacy wynosiła mniej więcej  41,5%.
K.G.: A jak to się wylicza? Że tu 1386, no to teraz zaproponujemy  1500, a nie na przykład, jak swego czasu chciała Solidarność zdaje się  na początku tego roku, 1676 złotych, to była taka propozycja.
J.F.: To się wylicza, biorąc pod uwagę wskaźniki  makroekonomiczne, które podaje do budżetu czy do założeń budżetu  minister finansów. Nadwyżka ponad to, co ustawowo się należy w tym  wzroście jest właśnie przedmiotem negocjacji między partnerami  społecznymi w komisji trójstronnej, czyli pracodawcami i związkami  zawodowymi i rządem.
K.G.: Pani minister, Dariusz Filar z Rady Gospodarczej przy  premierze, mówiąc o tej propozycji 1500 złotych płacy minimalnej,  powiada, że to jest typowy pomysł populistyczny i dodaje: „Nie wiem, po  co zgłoszony. Z teorii ekonomii wynika, że płaca minimalna ustalona na  poziomie wyższym niż rynkowy przyczynia się do wzrostu bezrobocia. To  się mówi studentom ekonomii na I roku”. 
J.F.: Nie sądzę, ja myślę, że to jest taki trochę przestarzały  pogląd. My w tej chwili musimy konkurować z płacami starej Unii  Europejskiej, mamy jednolity rynek i proszę pamiętać, że płace u nas są  stosunkowo niskie. Nie mam zatem wrażenia, że podwyżka płacy minimalnej,  która zachowuje relacje – powtarzam jeszcze raz – do płacy przeciętnej,  jest nadmierna. W sytuacji, kiedy przede wszystkim wszyscy powinni się  utrzymywać z pracy, czyli z tego, co zarobią, płaca minimalna jest ważną  kategorią. W Polsce przedsiębiorstwa, które mają powyżej 10  pracowników, około 4–5% właśnie pracowników otrzymuje płacę minimalną.  Proszę zatem zobaczyć, jak trudno się za 1500 złotych po prostu  utrzymać, zwłaszcza wtedy, kiedy rosną bardzo mocno ceny żywności.  Jeżeli uznamy, że płaca minimalna będzie niższa, to po prostu wielu  osobom nie opłaci się w ogóle pracować.
K.G.: No właśnie, bo jeśli szukać kontrargumentów na pomysł rządu  ze strony pracodawców, oni mówią krótko: w związku z tym, że przyjdzie  nam płacić więcej, ergo: będzie drożej. I co pani minister sądzi?
J.F.: No tak, drożej już jest w tej chwili, nawet jeżeli płacą  mniej...
K.G.: No tak. Tylko nie wiem, czy kiedykolwiek (...)
J.F.: ... tak że ten argument nie ma większego znaczenia.
K.G.: Pomysł popierają, oczywiście, związkowcy tak z OPZZ, jak i z  Solidarności, co zrozumiałe. Twierdzą, że dla wielu pracujących jest to  jedyna szansa na większe zarobki. Czyli możemy uznać tę propozycję za  przyjętą? Jak będzie jeszcze wyglądała procedura?
J.F.: Ja bym powiedziała tak: ani związkowcy nie są w pełni  zadowoleni...
K.G.: No, żeby było więcej.
J.F.: ...chcieliby bowiem, żeby ta relacja rosła szybciej do  płacy przeciętnej, ani pracodawcy, którzy uznają, że jest stosunkowo  wysoka. Więc ja myślę, że ta propozycja rządu jest dobrym kompromisem.
K.G.: Pani minister, o co chodzi w pracach dotyczących zmian w  ustawach o świadczeniach rodzinnych i o pomocy społecznej?
J.F.: Chodzi między innymi o to, aby podnieść progi  interwencji, czyli te progi, od których my przyznajemy świadczenia  rodzinne lub świadczenia z pomocy społecznej.
K.G.: To jest wskaźnik, taka przymiarka, tak?  2,1% w tej chwili?
J.F.: To jest taka przymiarka pierwsza do tego, żeby podnieść  świadczenia zarówno jedne, czyli z pomocy społecznej, jak i świadczenia  rodzinne, które od wielu lat nie rosły. W tej chwili widzimy, że koszty  utrzymania są dużo większe, między innymi przez to, że nastąpiła zwyżka  cen żywności, i chcielibyśmy, aby tym osobom, które mają najgorzej,  czyli rodzinom z dziećmi, a także rodzinom, które przeżywają pewne  problemy i kłopoty i korzystają z pomocy społecznej, podnieść ten próg  interwencji. W tej chwili wiele rodzin ma dochody trochę wyższe i wypada  nam z tego systemu zasilenia właśnie pieniądzem zarówno na świadczenia  rodzinne, jak i na świadczenia z pomocy społecznej.
K.G.: No właśnie, polityka społeczna. Idą wybory, więc teraz  partie będą się licytowały w różnych propozycjach dotyczących właśnie  polityki społecznej. Nie wiem, czy pani minister może zapoznała się z  nową polityką na rzecz rodziny, to jest autorstwa partii Polska jest  Niepodległa... Najważniejsza. Ot, jeden z postulatów: zapewnienie 400  złotych miesięcznie na każde dziecko w rodzinie. Na przykład.
J.F.: To jest bardzo dobry postulat, należałoby tylko...
K.G.: Konto edukacyjne dla każdego czterolatka w wysokości 200  złotych miesięcznie do ukończenia 26. roku życia. 
J.F.: Należałoby tylko wskazać źródło pokrycia tych wydatków,  to po pierwsze. A po drugie – najlepiej jednak byłoby, gdyby Polacy  mogli się w pierwszej kolejności utrzymać z zarobków i z pracy, czyli  ważny jest rozwój, ważne są dobre miejsca pracy i przyzwoita płaca.
K.G.: Hm, miejsca pracy. Jaki będzie wskaźnik bezrobocia pod  koniec tego roku? Jak pani sądzi?
J.F.: Rząd przewiduje, że ten wskaźnik będzie w okolicach 11%.
K.G.: A jakie były założenia?
J.F.: Założenia są poprawione w planie wieloletnim, założenia  były bardziej optymistyczne, poniżej 10%.
K.G.: Może być niższe po 1 maja bezrobocie w naszym kraju. 
J.F.: Dlaczego?
K.G.: No, pewnie jednak parę osób zdecyduje się na pracę za  granicą.
J.F.: Być może parę...
K.G.: Otwiera się rynek niemiecki i austriacki. 
J.F.: ...parę osób się zdecyduje, ale chciałabym powiedzieć,  że w pierwszej kolejności przewidujemy, że zalegalizują swoją obecność  tam ci, którzy już pracują i którzy ten rynek znają. Rynek niemiecki  jest dość wymagającym rynkiem pracy, przede wszystkim wymaga od tych,  którzy tam przyjadą, znajomości języka niemieckiego. Polacy jednak  częściej uczą się angielskiego, stąd łatwiejszy dla nich jest ten rynek  anglosaski, tak bym powiedziała. Po drugie – część z nich już na tym  rynku jest obecna i pracuje nielegalnie, a zatem dla nich będzie łatwiej  zalegalizować zarówno pobyt, jak i pracę. Po trzecie – wszystko będzie  zależało od tego, jak będą się rozwijały kraje również starej Unii  Europejskiej, jaki będzie wzrost gospodarczy. Również sytuacja  gospodarcza Polski od tego jest uzależniona.
K.G.: Cytowaliśmy dzisiaj fragment artykułu z Rzeczpospolitej dotyczący właśnie otwarcia przez Republikę Federalną rynku pracy. Jest  takie zdanie, taki cytat: „Na wyjazdy zarobkowe zdecydowani są przede  wszystkim specjaliści, prawie 70% z nich ma takie plany, jednak sporo  chętnych, bo 46%, jest także wśród menedżerów, w tym prawie co piąty z  dyrektorów”. To trochę... nieco inne spojrzenie na to, co się może stać z  Polakami chcącymi wyjechać do Niemiec niż prezentuje Ministerstwo  Pracy, czyli...
J.F.: Ten rynek menadżerów on jest stosunkowo płynny już w tej  chwili, czyli osoby, które zajmują wysokie stanowiska w zarządzaniu  gospodarką czy przedsiębiorstwami, one już w tej chwili mają ułatwioną  możliwość zawierania kontraktów w całej starej Unii Europejskiej. Tylko  trzeba pamiętać, że tych osób jest stosunkowo niewiele. Dotychczasowe  kontyngenty, które przeznaczały dla Polaków, np. takie kraje, jak Niemcy  czy Austria, w konkretnych specjalnościach, takich jak informatyka czy  właśnie stanowiska związane z wykształceniem technicznym, nie były  wykorzystywane. Tak że nie spodziewamy się, żeby nagle teraz nastąpiła  gwałtowna zmiana.
K.G.: A o jakiej liczbie osób mówimy? Ile osób może skorzystać z  tej okazji i wyjechać do pracy w Niemczech czy w Austrii?
J.F.: Mówimy o mniej więcej 300–400 tysiącach osób, ale w  ciągu kilku lat, 3–4 lat.
K.G.: Czyli to nie będzie jednorazowy wyjazd, kilkaset osób nagle  zniknie z rynku pracy w Polsce.
J.F.: Nie sądzę, żeby tak było. Rynek niemiecki jest także  stosunkowo blisko Polski, a więc mamy tu do czynienia także z taką  migracją czasową, wyjazd np. na tydzień. Ja jestem z województwa  lubuskiego, tam od wielu lat Polacy wyjeżdżali do pracy na tydzień na  przykład i wracali do domu na weekend.
K.G.: Zostawmy politykę, pani minister, na sam koniec. Jak święta,  jak przygotowania do świąt?
J.F.: No, przygotowania do świąt... tymi rzeczami zajęła się  rodzina, czyli mój mąż i moja siostra, a ja będę na koniec próbowała  jakoś zasłużyć się, żeby to wyglądało dobrze.
K.G.: Jakąś specjalnością świąteczną?
J.F.: No tak, oczywiście, jak każda rodzina, mamy specjalne  potrawy, które będziemy spożywać, ale głównie będziemy odpoczywać i  rozmawiać między sobą, na co w ciągu tygodnia nie ma czasu, ponieważ ja  jestem w Warszawie, a rodzina w Zielonej Górze.
K.G.: No to będzie okazja. Jolanta Fedak, minister pracy i  polityki społecznej, nasz gość. Pani minister, dziękujemy za wizytę i za  rozmowę.
J.F.: Dziękuję panom, dziękuję państwu.
(J.M.)