Polskie Radio

Rozmowa z Katarzyną Hall

Ostatnia aktualizacja: 31.08.2011 16:30

Paweł Wojewódka: Naszym gościem jest pani minister Katarzyna Hall, szefowa resortu edukacji narodowej.

Katarzyna Hall: Witam serdecznie.

P.W.:  Pięć i pół miliona młodych Polaków od jutra zaczyna uczyć się intensywnie.

K.H.: Tak, ale ostatnie badania wskazują, że już ponad połowa twierdzi, że chodzi do szkoły z przyjemnością, że czuje, że się rozwija, że coś się ciekawego w szkole dzieje, tak że... No, można mówić, że jeszcze więcej mogłoby, ale ja się cieszę z tego, bo to w ciągu ostatnich 5 lat urosło bardzo sporo, to ponad 20% urosły te wskaźniki takiego pozytywnego nastawienia do szkoły.

P.W.:  Przed audycją dowiedziałem się, że dziecko Daniela właśnie do pierwszej klasy w tym roku idzie już od jutra sześciolatek.

K.H.: A moja wnuczka najstarsza zaczyna przygotowanie przedszkolne jako pięciolatek.

P.W.:  Jedna piąta wszystkich dzieci w tym roku do pierwszej klasy idących to są właśnie sześciolatki. Poprawiło się, pani minister.

K.H.: Zobaczymy, jakie są te wskaźniki. Na dziś mamy wyrywkowe dane z poszczególnych samorządów, szczególnie w dużych miastach, tam starano się dobrze informować rodziców, zapewnić dobrą opiekę, wyposażyć szkoły. Bo ja patrzę na przykład gdyński samorząd ma około 50% sześciolatków w tej chwili w pierwszej klasie zapisanych, ale to są wyrywkowe dane. Chcę, żeby tak w połowie września pozbierać te dane dość dokładnie, żeby bez zbędnej zwłoki jednak opinię publiczną informować o tym, w których samorządach jest, można powiedzieć, bardzo dobrze, którym samorządom może nie do końca rodzice zaufali, dlaczego, jak chcemy pomóc w tej sytuacji. Wydaje się, że trzeba widzieć plan stosownie do tych wskaźników, które nam się uda zebrać, bo na dziś to są wyrywkowe dane.

P.W.:  Ale straszenie wcześnie zaczynamy planować, bo już planujemy przedszkolaków od piątego roku życia obowiązkowe przedszkole...

K.H.: Ja bym jeszcze chciała, żeby każdy czterolatek miał prawo, żeby po prostu rzeczywiście tak było, że jeżeli tylko rodzic tego oczekuje, to przynajmniej dwa lata właśnie takiego spokojnego przygotowywania się do szkoły i też możliwość wychwycenia przez fachowych nauczycieli i tych dzieci, co się rozwijają szybciej, i wolniej, i takiej prawidłowej fachowej pomocy. Czym wcześniej zaczniemy dziecko i stymulować w rozwoju, i jakieś wyrównywać deficyty, tym dla niego po prostu lepiej, a fachowcy szybciej wyłapią po prostu ewentualne problemy.

P.W.:  Ale wiele osób protestowało przeciwko sześciolatkom w pierwszej klasie. Czy nie będzie też tak, że wiele osób będzie protestowało, że już pięciolatki będą miały obowiązek nie szkolny, a przedszkolny?

K.H.: Konieczność przygotowania przedszkolnego wydaje się oczywista. Ja jestem absolutnie przeciwko temu, żeby dzieci szły do szkoły nieprzygotowane. I od już paru lat, jak weszła nowa podstawa programowa od września 2009, takim obowiązkowym zadaniem przedszkola jest bardzo wnikliwe przyglądanie się każdemu dziecku i precyzyjne informowanie rodziców na wiosnę przed końcem tego roku w przedszkolu dziecka, właśnie z czym dziecko bardzo dobrze sobie radzi, jak jest przygotowane do szkoły, z czym ewentualnie ma trudności, również jakiś wcześniejszy kontakt, ewentualne skierowanie do poradni. Tak że przedszkole indywidualnie przygląda się każdemu dziecku, informuje, jak najlepiej potrafi, rodziców, jak pomóc dziecku, i czy na pewno dziecko jest gotowe do szkoły. Bo ja przypominam, że nawet jak... kiedyś tak zresztą było też przy siedmiolatku, że w momencie, kiedy coś nas niepokoi, na podstawie opinii specjalistów też będziemy mogli później dziecko posłać do szkoły, bo tu przecież o to właśnie chodzi. Każde dziecko rozwija się w swoim tempie i potrzebna jest fachowa diagnoza. Różnica w stosunku do czasu tego z siedmiolatkiem jest taka, że wcześniej to było wyrywkowo, jak rodzic uważał, że go coś niepokoi. A tu przyglądamy się każdemu dziecku i stawiamy taką pewną tzw. diagnozę przedszkolną, żeby żadne dziecko nam nie umknęło, że pójdzie nieodpowiednio przygotowane. Tak że chcemy się troszczyć o każde dziecko i jego rozwój.

P.W.:  A są fachowcy, żeby wyłapać te różne problemy?

K.H.: Ja bym porównała takiego nauczyciela i przedszkola, i takiej zwyczajnej rejonowej szkoły do takiego lekarza pierwszego kontaktu...

P.W.:  Ale czy są tacy lekarze?

K.H.: Nauczyciel przedszkola najczęściej jest magistrem pedagogiki, tak że ma wyższe studia, uczył się o tym, jak się rozwija małe dziecko, ma naprawdę duży poziom fachowości związany z informacją o rozwoju dziecka. Oczywiście mogą być, można powiedzieć w cudzysłowie, przypadki nietypowe, wymagające jakiejś specjalistycznej pomocy, ale na pewno jest w stanie przyjrzeć się tym dzieciom i widzieć, czy rozwijają się prawidłowo. Jeżeli coś niepokoi, to tak jak lekarz pierwszego kontaktu kieruje do specjalisty, tak i ten nauczyciel przedszkola też ma specjalistów w poradni psychologiczno –pedagogicznej gdzie może skierować dziecko do takiej pogłębionej diagnozy, do lepszej informacji, zaleceń, jak mu pomagać, jak z nim pracować. I wtedy uzyska pewne fachowe zalecenia. Tak że tu można taką analogię jakby zastosować i to samo dotyczy zresztą szkoły. Tu też przypadki, że tak powiem, rutynowe, jak pomagać dzieciom, bo mają trudności w rozwiązywaniu zadań, nie wiem, bo mają jakieś szczególne zdolności z mojego przedmiotu. Jako fachowy nauczyciel, ja jestem nauczycielką matematyki, ja też potrafię siąść po lekcjach z dzieckiem i mu wytłumaczyć, czy jakieś ciekawsze zadanie  mu dać, bo nudzi się na lekcjach, bo szybciej wszystko zrobił, czy potrafię wytłumaczyć komuś, jak ma trudności. Natomiast jeżeli ten, można powiedzieć w cudzysłowie, przypadek przerasta te moje standardowe kompetencje, no, trzeba szukać pomocy specjalistów.

P.W.:  Pani minister, a co z programem „Uczniowie ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi”?

K.H.: Mamy taki cały pakiet rozporządzeń, tak zwany o pomocy psychologicznej i pedagogicznej, który właśnie mówi o tym, że np. w przedszkolu trzeba, można powiedzieć, indywidualnie podchodzić do każdego dziecka i planować, jeżeli widzimy jakieś szczególne potrzeby. To samo zresztą dotyczy... W tym roku ten cały pakiet rozporządzeń też będzie obowiązywał w gimnazjum. Ja chcę przypomnieć, że gimnazjaliści już wszyscy będą pracować zgodnie z nową podstawą programową. W tym roku nowa podstawa programowa, nowe programy wchodzą do trzeciej klasy. I to jest już rok kończący gimnazjum, zamykający. Czyli całe gimnazjum nowe programy. I też będzie nowy końcowy egzamin. I dalej wybór szkoły. I zależy mi na tym, tak jak w wypadku przedszkolaka, żeby pomóc każdemu przedszkolakowi, tak w wypadku gimnazjalisty nie zostawiać go samemu sobie, przyjrzeć mu się dokładnie, niech zespół uczących nauczycieli w konkretnej klasie zastanowi się nad predyspozycjami tych dzieci, pomyśli, co im doradzić, czy...

P.W.:  I sądzi pani, że nauczyciele mają na to czas, żeby tak pochylić się nad każdym dzieckiem?

K.H.: Ja chcę powiedzieć, że ucząc dzieci matematyki, ja jestem w stanie powiedzieć tym moim uczniom, które z nich bez żadnych przeszkód, lekko, że tak powiem, , łatwo i przyjemnie poradzi sobie z rozszerzonym programem matematyki, mocno rozszerzonym w liceum czy technikum, bo również w technikum będą rozszerzone programy. I innemu wręcz powiem, odradzę: bo będziesz się męczył z tym programem, lepiej realizuj program podstawowy, tu musisz, zrobisz, a z tym będziesz się męczył. Ja potrafię to w moim przedmiocie. I tak każdy inny nauczyciel ze swojego przedmiotu też może doradzić czy odradzić, jakie dziecko ma predyspozycje. A oprócz tego pamiętajmy – jest pedagog szkolny, są specjaliści z poradni, myśmy odciążyli...

P.W.:  Logopedzi są? Bo podobno brakuje wielu.

K.H.: Przede wszystkim chcę powiedzieć jedno: odciążamy bardzo istotnie specjalistów z poradni. Właśnie po to, żeby znaleźli czas na te inne zadania. Dotychczas trzeba było po każdym cyklu co trzy lata każde dziecko jeszcze raz, jeżeli jest dyslektyczne, musiało mieć nową opinię. Właściwie nie wiadomo, po co. Bo jeżeli już jest zdiagnozowane, że ma dyslekcję w szkole podstawowej, to po co jeszcze raz sadzać te dzieci do tego diagnozowania? To są 2–3 godziny na dziecko. Jeżeli w szkole nawet jest, nie wiem, dziesięciu tych dyslektyków, no to już mamy 20–30 godzin pracy pedagogów i psychologów w poradni. A zamiast tego może lepiej, żeby pomogli właśnie w tych trudnych przypadkach czy przyszli, coś podoradzali, jak planować dalszą drogę edukacyjną, zawodową młodym ludziom. Tak że tu odblokowujemy ten pewien czas na te indywidualne diagnozowanie, na inne cele.

P.W.:  A dzisiaj w jednym komentarzy telewizyjnych usłyszałem takie zdanie, to już na koniec, że polska szkoła tak powoli wygrzebuje się z takiej dobrej, dziewiętnastowiecznej rutyny. Miejmy nadzieję, że się szybko uda to...

K.H.: Już XXI wiek jest. Troszkę nowocześniej.

P.W.:  ...uda to się zrealizować. Katarzyna Hall, minister edukacji narodowej, była państwa i moim gościem.

K.H.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)