Polskie Radio

Rozmowa z Leszkiem Millerem

Ostatnia aktualizacja: 23.09.2011 16:30

Przemysław Szubartowicz: Redaktor Wydrych powiedział państwu przed piosenką, że jestem dziwnie roześmiany, a ja nie jestem dziwnie roześmiany, tylko Leszek Miller opowiadał w kuluarach anegdotę czy też prawdziwą historię o debatach, jakie prowadzi na Pomorzu w ramach kampanii wyborczej.

Leszek Miller: No właśnie, tych debat nie ma zbyt wielu, nad czym boleję, każdy jest zajęty własnym ogródkiem i własnym polem, na którym sobie hasa. Być może pod koniec dopiero się jakieś takie pomysły ujawnią. Ja w każdym razie jestem gotów.

P.Sz.: Panie premierze,  poważna sprawa – dzisiaj przed południem dokonano samospalenia przed Kancelarią Premiera. 49-letni mężczyzna podpalił się, zostawił list do premiera Tuska. Z tego, co wiemy, to chodzi o jakieś problemy finansowe, o komornika, on jest ojcem trójki dzieci. No i Donald Tusk przerywa swój objazd po kraju, wraca dziś wieczorem do Warszawy, mówi, że chce sprawdzić wszystkie okoliczności tej sprawy. Jak pan komentuje i to zdarzenie, i reakcję premiera? Powinien wracać?

L.M.:  Sądzę, że tak, bo jeśli nie wróci, to zostałby zaatakowany, że jego serce jest z kamienia, że nie reaguje na tak wielkie nieszczęście, bo niewątpliwie ktoś, kto podejmuje tak dramatyczną decyzję, musi być na skraju wyczerpania nerwowego i psychicznego. I zapewne premier zechce się zainteresować tym konkretnym przypadkiem, tylko tak sobie myślę, że przecież ludzi znajdujących się w podobnym położeniu jest mnóstwo i że raczej należy zastanawiać się nad rozwiązaniami systemowymi. Można nieść pomoc jednostkową, ale najważniejsze są rozwiązania systemowe. Więc dobrze byłoby, gdyby wnioski z tego przypadku posłużyły rządowi do jakiejś refleksji natury właśnie systemowej.

P.Sz.: Ale sądzi pan, że to jest efekt kryzysu, jaki jest w Polsce, i tego, że – jak mówi także SLD – rząd nic nie robi?

L.M.: Na pewno to jest wynik kryzysu, bo Polska jest bardzo zróżnicowana, są ludzie, którzy nie myślą wiele o związaniu końca z końcem, ale ja, który jeżdżę po Ziemi Gdyńsko-Słupskiej, kiedy odwiedzam powiaty Bytów, Kościerzyna czy Puck, to spotykam na swojej drodze ludzi, którym naprawdę ból transformacji zajrzał głęboko w oczy. Niedawno właśnie widziałem kolejkę kobiet, które ustawiły się po żywność dotowaną z Unii Europejskiej i rozmowy z tymi kobietami to jest doznanie bardzo dramatyczne.

P.Sz.: Ale premier Donald Tusk też spotyka się z takimi osobami, z płaczącymi ludźmi bardzo często, widać to było podczas jego objazdu Tuskobusem, no i co mógłby zrobić? Bo zawsze jest to pytanie, bo władza musi sobie odpowiedzieć na pytanie: co można zrobić? Na razie słyszymy, że niewiele, bo to wszystko zależy od tego, co się dzieje na świecie, na rynkach światowych.

L.M.: No nie tylko, oczywiście Polska nie jest żadną wyspą wyizolowaną, ale myślenie powinno być takie według mnie – można pomóc konkretnej osobie na pewno, ale przy okazji trzeba się zastanawiać, czy ludzie w podobnej sytuacji, w podobnym położeniu mogą mieć jakąś pomoc, czy nie. I ja tutaj wracam do różnych systemów stosowanych w odniesieniu do osób korzystających z pomocy ośrodków pomocy społecznej, gdzie skoro nie ma pieniędzy wystarczająco, to one powinny być adresowane do tych, którzy naprawdę jej potrzebują. Dla mnie takim przypadkiem skandalicznej rozrzutności to była ustawa o tak zwanym becikowym, przyjęta zresztą solidarnie i przez PiS, i przez PO, gdzie pieniądze płyną do rodzin zarówno dobrze usytuowanych, jak i tych, którzy ledwo wiążą koniec z końcem.

P.Sz.: No, minister Rostowski nie zgadza się z krytyką tego becikowego i mówi, że zabieranie jakichś przywilejów osobom, które zarabiają 4 tysiące, to nie jest dobry pomysł.

L.M.: No to niech pan minister pójdzie w lud i posłucha, co ludzie mają do powiedzenia, zwłaszcza niech popatrzy na te matki, o których już mówiłem, które stoją w długiej kolejce, bo przyszła żywność typu makarony, mleko, chleb. Oni pewnie mają inną opinię niż minister Rostowski.

P.Sz.: Panie premierze,  minister Rostowski mówił o tym, że Europę czeka zagłada omalże w ciągu najbliższej dekady, jeśli nie uda się zahamować kryzysu. Wicepremier Pawlak mówi, że rynkom giełdowym grozi tsunami, a premier Tusk mówi o czarnych dniach czy czarnym dniu, jeśli chodzi o finanse. To jest trochę tak jakby władza przygotowywała nas na rzeczywiście dramat.

L.M.: No właśnie, mnie się wydaje, że to są słowa niosące zbyt wiele ładunku negatywnego. Polska zresztą jest cokolwiek w dwuznacznej sytuacji, bo my czasami, mam wrażenie, ustami właśnie władz Rzeczypospolitej pouczamy innych, co mają u siebie robić, natomiast my np. nie spełniamy żadnych kryteriów, żeby wejść do strefy euro, jesteśmy na zewnątrz, nasza gospodarka nie jest tak dobrze zorganizowana, żeby do tej ekskluzywnej grupy się dostać, i najpierw powinniśmy zrobić wszystko, żeby własne gospodarstwo uporządkować, a zwłaszcza przygotować w taki sposób, żeby mogła nasza gospodarka konkurować w pełnym tego słowa znaczeniu z innymi.

Natomiast co do zagłady czy do rozpadu Unii Europejskiej – otóż ja uważam projekt Unii Europejskiej za niezwykle udany i mogę go porównać do innego projektu, który powstał wcześniej, mianowicie do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Otóż wyobraźmy sobie, że upada mocarstwo Stany Zjednoczone. Jakie to by wywołało konsekwencje światowe? Tak samo trzeba zakładać, że ewentualny rozpad Unii Europejskiej wywoła takie same konsekwencje, więc za wszelką cenę trzeba do tego nie dopuścić.

P.Sz.: Ale oddolne ruchy społeczne i obawy mogą spowodować, że tych protestów będzie coraz więcej w Europie, i tego też się obawiają władze w związku z kryzysem. Ale wiemy też, że premier Donald Tusk chciałby jeszcze porządkować polską gospodarkę przez 4 lata, ale mówi, że jeśli obejmie urząd premiera po raz kolejny, to tylko przez najbliższe 4 lata. Jak pan ocenia taką deklarację?

L.M.: Szczerze mówiąc nie dziwię się, dlatego że posada premiera to jest najbardziej stresujące zajęcie i najbardziej odpowiedzialna praca, jaką można sobie wyobrazić. Sam doświadczyłem tego i wiem, co premier Tusk pewnie myśli.

P.Sz.: A może chciałby być prezydentem?

L.M.: A kto wie. Ja uważam, że gdyby wystartował za 4 lata, to byłby trudnym rywalem dla obecnego prezydenta, no ale zobaczymy, jak to będzie. W każdym razie nie dziwię się, że premier mówi: jeszcze 4 lata i dość.

P.Sz.: Panie premierze,  jak pan ocenia kampanię Sojuszu Lewicy Demokratycznej? Autobusy lewicy będą jeździć w województwie zachodniopomorskim, autobus ruszył z Koszalina w objazd po miasteczkach regionu. No i już pojawiają się takie sugestie, że to jest trochę zrzynanie z Tuskobusa.

L.M.: To raczej autobus premiera Tuska zrzyna z nas. Zresztą przypomnę, że na lewicy jeżdżący autobus to długa tradycja zapoczątkowana autobusem Aleksandra Kwaśniewskiego, który ubiegał się o prezydenturę, więc można powiedzieć, że wszyscy pozostali to tylko nieudolni naśladowcy. My się poruszamy jednym autobusem, właśnie przekazaliśmy autobus z naszego okręgu wyborczego w Koszalińskie i Szczecińskie. Miałem okazję uczestniczyć w części tej trasy. No, to jest dobry pomysł, wzbudza trochę zainteresowania, ale mieliśmy pecha, bo nasz autobus się zepsuł.

P.Sz.: Panie premierze,  a czy to nie jest tak, że Aleksander Kwaśniewski popierając niektórych kandydatów, pokazuje, że jednak jest poważny podział na lewicy?

L.M.: Trudno sobie wyobrazić, żeby Aleksander Kwaśniewski popierał każdego. To przecież jest kilka tysięcy kandydatów, więc...

P.Sz.: Ale pewnie pan czytał w prasie takie doniesienia, że spotyka się pan właśnie z Aleksandrem Kwaśniewskim, Włodzimierzem Czarzastym i tak sobie panowie siedzicie i myślicie o Grzegorzu Napieralskim.

L.M.: Knujemy, spiskujemy.

P.Sz.: Na przykład.

L.M.: Wie pan, nie rozumiem, skąd się bierze ta napastliwość w stosunku do Napieralskiego. On jest w takiej sytuacji, że gdyby jakimś cudem nauczył się chodzić po wodzie, to wszyscy by powiedzieli: E tam, chodzi po wodzie, bo nie umie pływać. Więc pretensje są zewsząd, natomiast jeszcze dwa tygodnie, trzeba to wytrzymać i zobaczymy, jaki będzie prawdziwy wynik.

P.Sz.: Panie premierze,  to jeszcze takie pytanie. Włodzimierz Czarzasty mówi, żeby absolutnie z Platformą Obywatelską nie wchodzić w koalicję, a Napieralski mówi, że tak, że SLD jest gotowe.

L.M.: Ja jestem po stronie Grzegorza Napieralskiego, bo gdyby była szansa, żeby tworzyć koalicję modernizacji przeciwko koalicji konspiracji, to trzeba stanąć po stronie tych sił, które chcą modernizacji Polski.

P.Sz.: Będzie pan walczył o fotel szefa SLD?

L.M.: Nie.

P.Sz.: Leszek Miller, były premier. Bardzo dziękuję za rozmowę.

L.M.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)