Polskie Radio

Rozmowa z Tomaszem Siemoniakiem

Ostatnia aktualizacja: 28.10.2011 07:15

Krzysztof Grzesiowski: W środę, przedwczoraj miała miejsce ceremonia przekazania obowiązków dziesiątej zmianie polskiego kontyngentu wojskowego w Afganistanie. Ta uroczystość z udziałem naszego gościa: ministra obrony narodowego Tomasza Siemoniaka. Dzień dobry, panie ministrze.

Tomasz Siemoniak: Dzień dobry panom, dzień dobry państwu.

K.G.: Przy okazji tego wydarzenia powiedział pan coś takiego: „Są pewne rzeczy z pakietu afgańskiego może nie najistotniejsze, które ugrzęzły gdzieś w jakiejś biurokratycznej procedurze. Chcemy to w Warszawie odblokować”. O co chodzi?

T.S.: Chodzi o elementy związane ze zwiększeniem możliwości rozpoznawania sytuacji w naszej prowincji i rozmawialiśmy na ten temat, chcę tutaj podjąć stosowne kroki. Myślę, że ta rzecz to nie jest taka kwestia, która w jakiś znaczący sposób zmniejsza możliwość naszego kontyngentu, ale myślę, że... i ja jestem do tego zdeterminowany, żeby jeśli można coś poprawić, ulepszyć, to należy to zrobić. Realizacja pakietu afgańskiego, który premier Donald Tusk wdrożył dwa lata temu, przyniosła skokową zmianę, jeśli chodzi o wyposażenie naszych żołnierzy i możliwości ich działania. Myślę, że działając w tej chwili (...) warto szukać tych miejsc, gdzie może być jeszcze lepiej. Zresztą chcę powiedzieć, ta sytuacja jest dynamiczna, działania przeciwników talibów się zmieniają i musimy reagować na te nowe wyzwania. Następuje też postęp technologii, są coraz to nowe urządzenia, coraz to nowy sprzęt i w tym kontekście o tym mówiłem.

K.G.: O sprzęcie mówił pan, że można znaleźć jeszcze lepszy i jeszcze bardziej nowoczesny. Do kiedy będziemy w Afganistanie?

T.S.: Tak jak i cały Sojusz Północnoatlantycki, który o tym dyskutował rok temu w Lizbonie, zamierzamy być do roku 2014. Te daty publicznie zostały podane i podobnie inni sojusznicy, którzy działają w Afganistanie, taki plan mają. Oczywiście i w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego, i w rozmaitych gremiach trwa dyskusja, co z Afganistaniem po roku 2014, ale myślę, że te deklaracje nasze są dość jasne: rok 2014 to wyraźna granica naszej obecności w takim charakterze w Afganistanie.

K.G.: No właśnie, bo w przeddzień tego wydarzenia środowego, czyli ceremonii przekazania obowiązków dziesiątej zmianie, w Warszawie miało miejsce pewne forum poświęcone właśnie temu, co w Afganistanie się dzieje, i tam padły takie zdania, takie opinie o tym, że Afganistanowi grozi kolejna wojna domowa, że wpływy talibów nadal są silne, miasta miastami, ale wystarczy wyjechać poza miasto, żeby się zorientować, kto tam rządzi, że nadzieje na porozumienie z talibami to pobożne życzenie. I jak w takiej sytuacji realizować naszą tam obecność, kiedy praktycznie szansa na sukces jest według tych ekspertów zerowa?

T.S.: Moja obecność w Afganistanie przedwczoraj była ściśle związana z naszymi żołnierzami i siłą rzeczy na pierwszym planie były kwestie wojskowe, spotkanie z żołnierzami, uroczystość przekazania dowodzenia. Oczywiście te tematy polityczne, o których pan redaktor mówi, są bardzo silnym kontekstem naszego tam działania. Ja myślę, że to są sprawy, które będą rozstrzygane z władzami Afganistanu, planowana jest kolejna konferencja bońska. Tam będzie dyskusja o tym, jak postępuje stabilizacja w Afganistanie, jakie są jej efekty, jakie są rzeczywiste źródła aktywności obecności talibów w Afganistanie i w jakim kierunku to wszystko powinno zmierzać. Ja mogę powiedzieć, że miałem okazję rozmawiać z lokalnymi władzami prowincji Ghazni, one oceniają sytuację jako sytuację idącą w dobrym kierunku. Oczywiście media większą uwagę zwracają na tragiczne incydenty, na to, co się dzieje w sensie takim walk, natomiast dzieje się też dużo dobrego, Afganistan się zmienia, są takie części, które będą przekazywane we władanie lokalnych organizacji, lokalnych struktur i myślę, że też o tym trzeba pamiętać.

K.G.: W ostatnią niedzielę zginął kolejny żołnierz polskiego kontyngentu Mariusz Deptuła. To trzydziesty polski żołnierzy, który zginął w Afganistanie. Tak przy okazji, czy kojarzy pan osobę sierżanta Jacka Żebryka?

T.S.: Tak, słyszałem o tej osobie. Pan Żebryk jest osobą, która zaangażowała się w zwrócenie uwagi na pewne treści w Internecie, które podważają czy obrażają naszych żołnierzy służących w misjach.

K.G.: No właśnie, po śmierci Mariusza Deptuły ukazały się takie wpisy na forach internetowych: „Wreszcie dobra wiadomość na koniec dnia – nie żołnierz, tylko najemny morderca, niech zdychają wszystkie sługusy USA” i tak dalej, i tak dalej, przykłady można mnożyć. Ale to, co robi sierżant Żebryk, to jego prywatna inicjatywa. Czy Ministerstwo Obrony Narodowej nie sądzi, że warto, by zaangażować się w to jako resort, który wysyła żołnierzy do Afganistanu i powinien chronić ich dobre imię, zwłaszcza wtedy, kiedy giną?

T.S.: Mnie osobiście bardzo bulwersują takie wpisy, nie jestem w stanie pojąć, jak ktoś może w taki sposób się zachowywać i w taki sposób pisać o śmierci człowieka czy o śmierci żołnierza, który jakby w naszym imieniu służy i naraża swoje życie i zdrowie. Natomiast jestem bardzo ostrożny, jeśli chodzi o to, aby angażować jakiekolwiek instytucje państwowe w walkę z tym, co jest pisane w Internecie. Internet poza swą dobrą stroną ma też taki wymiar niedużego poziomu albo skandalicznego poziomu. Ale pamiętają panowie, pamiętają państwo, jakie kontrowersje towarzyszyły różnym działaniom związanym z próbą reakcji przez władze państwowe na różne zapisy w Internecie czy różne strony internetowe. Sądzę, że tutaj należy być bardzo ostrożnym. Natomiast jeśli chodzi o moralne wsparcie, to te reakcje sierżanta Żebryka mają pełne wsparcie Ministerstwa. Natomiast aspekty prawne rozważamy, znaczy tutaj nie chcielibyśmy, żeby machina państwowa była angażowana w walkę z ludźmi pozbawionymi wrażliwości i głupcami.

K.G.: Internauci powołują się na wolność słowa. Z jednej strony mają rację, ale z drugiej...

T.S.: Są granice wolności słowa określone przez prawo i ten aspekt analizujemy. Ja sądzę, że opinia publiczna, internauci, czytelnicy sami mogą wyciągać wnioski. I myślę, że gdyby ktokolwiek zbadał, jak ludzie odbierają tego rodzaju wpisy, to byłaby to ocena miażdżąca dla ich autorów.

K.G.: Panie ministrze,  kiedy nasz kraj stanie się właścicielem nowego samolotu szkolno–bojowego? A może szkolnego? A może bojowo–szkolnego? Bojowy już mamy, to już...

T.S.: Właśnie, bojowym już mamy, za kilka dni będziemy obchodzili w Poznaniu uroczystość pięciolecia przybycia pierwszego samolotu F-16 „Jastrząb” do Polski, więc tutaj kwestii samolotu bojowego nie ma, bo mamy jeden z najnowocześniejszych na świecie samolotów w dyspozycji naszych sił powietrznych. Jeśli zaś chodzi o pierwszą część pańskiego pytania, rzeczywiście podjąłem decyzję o tym, żeby zakończyć postępowanie przetargowe związane z pozyskiwaniem samolotu szkolno–bojowego. Uznałem, że te dwie funkcje są mało do pogodzenia. Jeżeli kupuje się samochód do nauki jazdy z L-ką, to nie po to, żeby go po godzinach przerabiać na samochód rajdowy. Myślę, że biorąc pod uwagę różne inne elementy, takie, że tak naprawdę nikt na świecie takiego samolotu nie ma i w taki sposób nie szkoli swoich pilotów, biorąc pod uwagę koszty, biorąc pod uwagę wnioski z raportu komisji ministra Jerzego Millera, myślę, że ta decyzja, żeby pójść w kierunku samolotu szkolnego, a takie ma uzasadnienie odwołanie tego przetargu, jest jak najbardziej słuszna i korzystna dla naszych pilotów.

K.G.: Czyli ci, którzy ten przetarg ogłaszali i chcieli takiego, a nie innego samolotu, nie wiedzieli o tym, o czym pan teraz mówi, że nikt na świecie nie kupuje samolotu takiego wykorzystywanego właśnie jednocześnie jako szkolnego i bojowego?

T.S.: Nie chcę oceniać tutaj działań poprzedników. Myślę, że mieli dobre intencje, ale czasem nadmiar dobrych intencji nie przynosi dobrego rezultatu. Sądzę, że ta decyzja jest jak najbardziej słuszna. Śledziłem reakcję ekspertów w mediach i większość z nich tę decyzję oceniła bardzo pozytywnie.

K.G.: O jakiej kwocie mówimy w przypadku rozstrzygnięcia przetargu? Kiedyś. No właśnie, kiedy, jeszcze swoją drogą?

T.S.: Zobaczymy, jest za wcześnie, żeby mówić o kwotach. Siły Powietrzne zostały zobowiązane do tego, żeby powiązać tę sprawę z koncepcją szkolenia pilotów, wtedy będziemy mogli powiedzieć o liczbie samolotów, które chcemy w tej formie kupić. Ostateczną kwotę określi dopiero przetarg, to, ile oferenci przedstawią za samoloty, które chcieli będą Polsce dostarczyć. Tak że na mówienie o kwotach jest za wcześnie, natomiast sądzę, że rezygnacja z tej części bojowej przyniesie oszczędność rzędu 40–50%. Myślę, że skoro mówimy o setkach milionów złotych, to to jest bardzo znaczące.

K.G.: Panie ministrze,  dziękujemy za spotkanie, za rozmowę. Tomasz Siemoniak, minister obrony narodowej, był gościem Sygnałów Dnia.

T.S.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)