Paweł Wojewódka: Moim gościem jest Wacław Iszkowski, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Dzień dobry panu.
Wacław Iszkowski: Dzień dobry panu i dzień dobry państwu.
P.W.: Panie prezesie, kto wpadł na pomysł stworzenia takiego właśnie prawa? To prawo jest nazywane ACTA, a dokładnie to jest umowa międzynarodowa regulująca kwestie ochrony własności intelektualnej w Internecie. Tych pomysłodawców szukam.
W.I.: No, chyba autor się sam nie zgłosi. Jest to grupa oczywiście ludzi z różnych krajów, która postanowiła uporządkować na szczeblu międzynarodowym lokalne przepisy dotyczące ochrony własności intelektualne i praw do towarów, no i walki z podróbkami.
P.W.: No tak, ale szukam tych rzeczywistych autorów, bo mówi się tutaj, że to te największe korporacje światowe przyłożyły w bardzo znaczący sposób do tego rękę.
W.I.: Pewnie propozycje oczywiście wypływały z korporacji światowych czy z tych firm, które najwięcej były okradane, które nie mogły sobie poradzić z tymi problemami, dlatego że w dzisiejszym handlu międzynarodowym, kiedy łatwo jest przenieść towar z jednego miejsca do drugiego, trudno było to wszystko kontrolować. Stąd też te pomysły na pewno były z przemysłu czy z gospodarki, a zajęli się tym prawnicy, politycy, no i ci, którzy z natury rzeczy tego typu sprawami na szczeblu międzynarodowym, dyplomaci, to oni to przygotowywali ten proces. Na początku niestety niepotrzebnie w tajności, chociaż z reguły pierwsze...
P.W.: Chyba do końca w tajności, panie prezesie.
W.I.: No nie, bo w którym momencie już przestało to być tajne i wszyscy o tym wiedzieli. Co więcej, nawet Unia Europejska, europosłowie stwierdzili, że powinno być to ujawnione znacznie szybciej niż pewnie normalnie, no i pewnie jednym z głównych problemów było to, że nie zaproszono użytkowników czy przedstawicieli użytkowników, którzy by mogli również w tych wstępnych pracach brać udział. I to był pierwszy błąd tej grupy.
P.W.: Powiedział pan o Unii Europejskiej. Okazuje się, że... z komentarzy tak wynika eurodeputowanych, że właśnie Komisja Europejska w sposób bardzo tajny pracowała nad tym, eurodeputowani właściwie nie mieli dostępu do ostatniego momentu do tych prac i informacji na temat ACTA.
W.I.: To chyba tutaj by trzeba było sięgać do historii, ale ja myślę, że dzisiaj to jest jakby bezprzedmiotowe. Głównie trzeba powiedzieć, że sam fakt, że powstał taki galimatias i tyle było zastrzeżeń do samej procedury przyjmowania czy dyskusji na temat AKTY, to powinno dać do myślenia każdemu rządowi, że jeżeli na szczeblu krajowym ma się zająć tym problemem, to jednak powinien może nawet nie tyle dyskutować, ale przede wszystkim wyjaśnić społeczeństwu czy potencjalnie zainteresowanym, o co tak naprawdę chodzi i praktycznie każde słowo z tego porozumienia AKTY powinno być objaśnione, i to językiem i prawniczym, i takim językiem normalnym, do zrozumienia przez każdego obywatela.
P.W.: Ja sięgnąłem do oryginału i powiem panu, że niewiele zrozumiałem z tych artykułów AKTY.
W.I.: No i to jest problem, bo do tego powinien być bardzo precyzyjny komentarz napisany językiem zrozumiałym dla każdego obywatela.
P.W.: Niektórzy mówią, że AKTA kłóci się w sprzeczności z naszym prawem wewnętrznym, prawem polskim.
W.I.: To oczywiście, jak wiemy, że prawnicy, jeżeli czytają dane zdanie czy dany zapis, no to zależnie od jego wiedzy i umiejętności mogą różnie to interpretować. I tu jest pewien problem, bo jeszcze po przetłumaczeniu tego z języka np. angielskiego niekoniecznie samo tłumaczenie (tłumacz przysięgły) może być dobre, ale czy to jest zgodne prawnie z oryginałem, no to to powinno być przeanalizowane.
P.W.: Panie prezesie, i na sam koniec – czy nie należałoby najpierw zacząć zmieniać prawo rzeczywiście autorskie, które, niektórzy mówią, jest anachroniczne już teraz?
W.I.: Tak, w moim przekonaniu problem nie tylko leży w prawach obywatelskich związanych z AKTĄ, ale problem leży jednak w pewnej patologii prawa autorskiego, które właśnie w sferze cyfrowej nie jest adekwatne do potrzeb.
(J.M.)