Polskie Radio

Rozmowa z Ryszardem Czarneckim

Ostatnia aktualizacja: 27.02.2012 07:15

Roman Czejarek: W naszym studiu poseł Ryszard Czarnecki, deputowany do Parlamentu Europejskiego, Prawo i Sprawiedliwość. Dzień dobry.

Ryszard Czarnecki: Witam państwa serdecznie.

Krzysztof Grzesiowski: Dzień dobry, panie pośle. Sądząc z faktu, że nie ma pan oczu zaczerwienionych, oskarowej gali pan nie oglądał.

R.Cz.: No właśnie ja w Brukseli oglądałem premierę brukselską filmu Agnieszki Holland. Bardzo potrzebny, bardzo ważny film z punktu widzenia łamania stereotypów o naszym kraju, które funkcjonują w świecie, może zwłaszcza w Ameryce, no alerozumiem, że także polityka determinuje czasem nagrody artystyczne, no bo jednak nagroda dla filmu irańskiego reżysera ewidentnie jest elementem pewnej... to na pewno świetny film, ale także jest to pewien sygnał, co myśli Hollywood o potencjalnej interwencji w Iranie.

K.G.: To też rządzi polityka w Los Angeles?

R.Cz.: Nie, polityka jest też ważna...

K.G.: Aha.

R.Cz.: ...polityka jest też ważna i nie można od niej uciekać. Przypomnę, że nieraz w Hollywood były demonstracje przy okazji Oskarów, demonstracje natury politycznej naprzeciwko różnym także amerykańskim politykom. Tak że świat polityki i świat filmu miesza się nie tylko w Europie.

K.G.: Ale przyzna pan, panie pośle, że nagroda za najlepszy film dla filmu pt. Artysta, dla filmu czarno-białego i dla filmu niemego to jak na XXI wiek to coś niezwykłego.

R.Cz.: Bardzo ciekawe, bardzo... znaczy przede wszystkim nie tylko nagroda, ale pięć nagród w sumie dla tego filmu to jest duża rzecz. No i jest to film, trzeba to podkreślić, francuski, francusko-belgijski. Francja nie zawsze w ostatniej dekadzie cieszyła się miłością w Ameryce. Przypomnijmy – były hasła bojkotu francuskich towarów, kiedy Francuzi pokazali gest Kozakiewicza, gdy Amerykanie ruszali na Irak, natomiast jest jakby też powrót do pokazania korzeni kina , podróż sentymentalna, tym to jest ciekawsze...

K.G.: Dobrze...

R.Cz.: I piękne stwierdzenie reżysera, który stwierdził, że jest dzisiaj najszczęśliwszym reżyserem na świecie i że są piękne dni, to jest taki dzień. No, każdemu należy życzyć, żeby tak mówił czasami.

K.G.: A gdybyśmy byli reżyserami i też byli na tej gali w charakterze laureatów, też byśmy się pewnie cieszyli.

Dobrze, nasze polskie sprawy. Sto dni rządu premiera Donalda Tuska. Pan zdaje się jest też po lekturze dzisiejszej Rzeczpospolitej, tu mamy taką tabelę, chociaż nie tyle tabelę, co coś na kształt dziennika lekcyjnego na koniec okresu tak zwanego i stopnie dla poszczególnych ministrów. Na początku oczywiście stopnie dla premiera, premier według Rzeczpospolitej zasłużył na ocenę 3-. Najwyżej została oceniona jest Elżbieta Bieńkowska 5-, najniżej Bartosz Arłukowicz 1+. Panu się podoba (...) oceny?

R.Cz.: Wie pan, ja zwróciłem uwagę na co innego, jeśli można, na świetny rysunek na drugiej stronie Andrzeja Krauzego – trzech panów ewidentnie z rządu zastanawia się: Czy musimy rządzić Polakami? Czy nie moglibyśmy rządzić jakimś innym narodem? No rzeczywiście to jest takie najkrótsze podsumowanie świetnego rysownika, zresztą znanego doskonale poza granicami kraju, bardzo cenionego w Wielkiej Brytanii. Otóż ja bym powiedział w ten sposób: gdyby to był rząd rzeczywiście, który rządzi sto dni, kropka, i premier, który rządzi sto dni, to mógłby mieć taryfę ulgową, to moglibyśmy powiedzieć: no, facet się przyucza, pierwsze koty za płoty, pierwsze trzy miesiące, dajmy mu szansę, ale rządzi piąty rok...

K.G.: Ale nie ma takiej kadencji.

R.Cz.: Rządzi piąty rok. I ministrowie, których ma, z których część kompletnie nie zna się na tym, czym ma się zajmować, a robi to za pieniądze podatników, to są ludzie, którzy nie są wybrani z konkursu, nie zostali wylosowali, nie przylecieli z desantem UFO, tylko wybrał ich sam premier, biorąc za nich odpowiedzialność. Tak że te pierwsze sto dni to dramat. O ile ten rząd w mojej i naszej, Prawa i Sprawiedliwości, ocenie zasłużył na jedynkę w poprzedniej kadencji, to teraz już chyba poza tę skalę, nie wiem, minus jeden?

K.G.: Tak pan sugeruje, minus jeden?

R.Cz.: Naprawdę trudno wskazać ministrów, którzy zasługują na pochwały, o niektórych można powiedzieć, że mogli zrobić więcej złego, a nie zrobili, ale tak naprawdę jeżeli posłyszymy tę, no, licytację nieudolności ze strony ministra infrastruktury... transportu, tak? I ministra sportu, i jeszcze kilku innych, kłamstwa ministra Boniego, minister Zdrojewski, który udaje, że go nie ma, gdy chodzi o kwestię ACTA, i można by tak wyliczać, tyle że niestety musimy skończyć naszą (...) za parę minut, a nie za parę godzin. No, to jest naprawdę zaskakujące, bo wydawałoby się, że Tusk to profesjonalista. Można go lubić, nie lubić, ale profesjonalista, a okazało się, że jest jak król Midas, który, jak wiadomo, czego się nie dotknął, to było złoto, ale na odwrót – czego się nie tknie Donald Tusk teraz, to porażka.

K.G.: A czy w najbliższym czasie takim sprawdzianem podstawowym, głównym, zasadniczym będzie kwestia wieku emerytalnego, podniesienie wieku do 67. roku życia dla kobiet, dla mężczyzn w 2020, w 2040 roku? Czy to jest to, co najważniejsze przed rządem?

R.Cz.: To jest wielkie wyzwanie, do którego rząd podchodzi, myślę, bardzo nierozważnie. Po pierwsze mówi się nam, że na Zachodzie wszyscy to robią, ale nikt nie mówi z rządu, że przecież średnia wieku i kobiety, i mężczyzny w krajach członkowskich Unii Europejskiej poza Polską na Zachodzie Europy jest wyższa  niż w Polsce...

K.G.: U nas też rośnie.

R.Cz.: U nas też rośnie, ale skoro (...) na Zachód, tam jest jednak w niektórych wypadkach znacznie wyższa, a w innych wyższa. Natomiast chciałem powiedzieć, że jeżeli już się do tego zabieramy, no to starajmy się zrobić wspólnie, a jeżeli ja słyszę ministra finansów w sejmie, który wdziera się na mównicę, rozstrzeliwuje opozycję, mówiąc, że opozycja kpi w tym wypadku, szkodzi Polsce, że źle chce dla polskiego emeryta czy polskiej podatnika. Czy pan sobie wyobraża takie wystąpienie ministra finansów Scheubla czy jakiegokolwiek innego w Bundestagu, gdzie każda ważna ustawa gospodarcza przechodzi na zasadzie konsensusu między koalicją rządową a opozycją po to, chociaż może Niemcy wiedzą, iż jak zmieni się tam koalicja rządowa, to chodzi o to, żeby ten nowy rząd jakiejś ustawy gospodarczej istotnej nie wysadził w powietrze, żeby ona była wcześniej właśnie wynikiem pewnego kompromisu, a kompromis polega na tym, że opozycja też swoje trzy albo pięć, albo pięćdziesiąt groszy do takiego projektu potrafi wsadzić.

K.G.: Czyli tego tematu nie należy ruszać?

R.Cz.: Znaczy nie, należy, tylko że nie w taki sposób, że minister finansów, jeszcze raz podkreślam, daje przykład buty, arogancji w sejmie, a minister, pierwszy minister, czyli premier Tusk, pierwszy minister premier Tusk wychodzi po spotkaniu z klubem czy też z (...) Prawa i Sprawiedliwości i mówi, że on „tłumaczył posłom PiS-u”. Tłumaczyć to można dzieciom. To jest język pogardy, język pewnej arogancji władzy i tego języka przy tej ustawie i w ogóle przy sprawowaniu władzy premier Tusk nie powinien, a rozpędził się i dalej go używa.

K.G.: A jak powinien mówić o tym spotkaniu z Prawem i Sprawiedliwością premier? Że nie tłumaczył, tylko że co robił?

R.Cz.: Przede wszystkim... Sądzę, że premier jest nastawiony przede wszystkim na efekt pi-arowski, jak to zwykle, na propagandę. Gdyby rzeczywiście chciał, aby tę sprawę porządnie zrobić od fundamentów, to pewnie najpierw byłyby spotkania z partiami opozycyjnymi i koalicyjnymi i wypracowanie pewnego projektu, a nie taki szum medialny. Jeżeli...

K.G.: Czyli najpierw konsultacje, a dopiero potem...

R.Cz.: Ale, panie redaktorze,  jeżeli w tej chwili koalicjant mówi: nie dla tej ustawy, jeżeli wicepremier Pawlak wprost demonstruje dużą nieufność, delikatnie mówiąc, do tego projektu i w ogóle do tego, czy państwo polskie obecnie może emerytury wypłacać, no, z tego wynika, że niech premier Tusk najpierw załatwi swoje sprawy w koalicji, bo na razie jest mało wiarygodny.

K.G.: Dobrze, panie pośle, to na koniec w związku z emeryturami jeszcze cytat także z dzisiejszej Rzeczpospolitej z artykułu redaktora Tomasza Terlikowskiego. Pisze on tak: „Czas skończyć z emerytalnym kłamstwem, którym od lat raczą nas politycy wszystkich partii, a wraz z nimi eksperci. Podwyższenie wieku emerytalnego nie przyczyni się wcale do podniesienia emerytur, za 20, najdalej za 30 lat system emerytalny padnie i żadnych emerytur nie będzie, tyle tylko, że politycy nie mają odwagi, by o tym powiedzieć: nie chcieliście mieć dzieci, położyliście demografię, więc możecie już liczyć tylko na siebie”, pisze doktor Terlikowski.

R.Cz.: Znaczy ja mam trójkę, więc ja zrobiłem co nie co...

K.G.: Czyli pan jest na plusie.

R.Cz.: ...co nie co, ale myślę, że redaktor Terlikowski, zresztą bardzo znany publicysta i znany z tego, że mówi nieraz rzeczy niepopularne i nie boi się ich mówić, myślę, że rzeczywiście jego krytyka klasy politycznej jest po części uzasadniona. Mam takie wrażenie, że obecna władza nie lubi mówić Polakom prawdy, a z drugiej strony w Europie Zachodniej całej, w tym w Polsce mamy teraz tendencję niedobrą, że ludzie uciekają na łatwiznę, nie chcą mieć dzieci, ale też państwo niestety nie sprzyja temu, żeby polskie rodziny miały dzieci. Brak polityki prorodzinnej jest też grzechem zaniechania, że tak to określę w języku teologicznym, obecnego rządu.

K.G.: Dziękujemy za spotkanie i dziękujemy za rozmowę o Oskarach i emeryturach, ot, taki zestaw dzisiaj rozmowy. Ryszard Czarnecki, deputowany do Parlamentu Europejskiego. Dziękujemy jeszcze raz.

R.Cz.: Dziękuję.

(J.M.)