Roman Czejarek: Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej generał brygadier Wiesław Leśniakiewicz. Dzień dobry, panie generale.
Gen. bryg. Wiesław Leśniakiewicz: Dzień dobry.
Krzysztof Grzesiowski: Panie generale, ja zacytuję tylko zdanie z jednej z gazet dzisiejszych porannych, ale inne też o tym piszą, że akcja ratownicza pod Szczekocinami po katastrofie kolejowej była jedną z najsprawniejszych, jakie dotychczas prowadzono w naszym kraju. Pod adresem pana ludzi także podziękowanie.
W.L.: Myślę, że to jest właściwie taki bilans wielu działań, które były prowadzone przez ostatnich kilka lat, by po prostu usprawnić system reagowania, by podmioty krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego, podmioty państwowe ratownictwa medycznego, policja była jak najszybciej na miejscu zdarzenia. Ja mogę się skupić przede wszystkim na naszych działaniach w odniesieniu do systemu reagowania straży pożarnej, ale mówię, że te dwa systemy muszą się zazębiać i się zazębiają coraz lepiej, czyli to, co my realizujemy jako strażacy w odniesieniu do tych aspektów ratowniczych prowadzonych na miejscu zdarzenia i oczywiście dobrej współpracy z podmiotami ratownictwa medycznego. Podstawowym elementem to jest ten cały proces powiadamiania o zdarzeniu, bo on jest dla nas kluczowy. Informacja, która dociera do miejsca przyjmowania zgłoszeń, w naszym przypadku stanowiska kierowania, a w przyszłości centrum powiadamiania ratunkowego, gdzie zależy nam na tym, by dyspozytorzy straży pożarnej i dyspozytorzy medyczni byli właściwie w jednym miejscu, bo jest zdecydowanie łatwiej koordynować te akcje ratownicze. I jeżeli przyjmiemy informację o zdarzeniu i w miarę precyzyjnie zlokalizujemy to zdarzenie, bo wiemy, że to zdarzenie, które miało miejsce w Szczekocinach było w godzinach nocnych, właściwie wieczornych, późnonocnych i praktycznie rzecz biorąc (...)
R.Cz.: Jeszcze weekend, specyficzny moment, sobota wieczór.
W.L.: Jeszcze weekend, godziny wieczorne i musimy zlokalizować miejsce zdarzenia, i to jest sprawa kluczowa, żeby jak najszybciej właściwe jednostki skierować na miejsce zdarzenia. W tej sytuacji praktycznie w przeciągu pierwszym 7 minut mieliśmy już pierwszy zastęp państwowej straży pożarnej z ochotniczą strażą pożarną...
K.G.: Tam, na miejscu.
W.L.: Na miejscu. Akurat tak się złożyło, że właśnie w tych Szczekocinach, biorąc pod uwagę aspekty reagowania, mamy wysunięty posterunek jednostki ratunkowo–gaśniczej w Zawierciu, który ma swoją siedzibę w ochotniczej straży pożarnej, dzięki temu te dwie jednostki mogły w tym samym czasie praktycznie przybyć na miejsce zdarzenia. Przyjęliśmy sobie takie założenie – budujemy krajowy system ratowniczo–gaśniczy i zasoby państwowych i ochotniczych straży pożarnych w taki sposób, by do każdego miejsca w Polsce jednostki straży pożarnych dobrze przygotowane mogły dotrzeć w przeciągu 15 minut od momentu zgłoszenia, bo czas jest decydujący o skuteczności prowadzonych akcji ratowniczych w odniesieniu do osób, które tej pomocy oczekują. Oczywiście skala zjawiska powoduje to, że muszą być dysponowane kolejne zastępy ratownicze krajowego systemu ratowniczo–gaśniczego, ale jednocześnie zastępy ratownictwa medycznego. I czym więcej osób poszkodowanych, tym większe zasoby muszą brać udział w działaniach ratowniczych.
K.G.: No właśnie...
W.L.: Temu służy właśnie cały system dysponowania zasobami.
K.G.: ...450 strażaków, panie generalne, 416 ratowników medycznych, 397 policjantów uczestniczyło w akcji ratunkowej. Szczęście w nieszczęściu – tam była łąka...
W.L.: Tak.
K.G.: ...i te 1200 osób mogło być tam, na miejscu, ale używając języka potocznego, nie wchodzili sobie w paradę, co też świadczy o dobrej organizacji akcji ratowniczej.
W.L.: Może nie tyle nie wchodzili sobie w paradę, co pomagali sobie wzajemnie, bo to jest cały proces współdziałania, polega na tym, że jedni drugim muszą sobie pomóc w tego typu zdarzeniach po to, by minimalizować liczbę osób, które giną na miejscu zdarzenia. I przecież po to ćwiczymy w różnych okolicznościach tego typu działania, by potem skutecznie reagować w sytuacjach ekstremalnych. I tak patrząc choćby nawet na perspektywę roku minionego i tego, co się wydarzyło w ten weekend, to pamiętajmy o Łodzi, gdzie mieliśmy pierwsze zdarzenie, również związane... takie masowe. Co prawda mniejsza liczba ofiar śmiertelnych, i bardzo dobrze, że tam była tylko jedna osoba śmiertelna, ale tam również jak gdyby zafunkcjonował system reagowania tych wszystkich podmiotów, które muszą wspólnie uczestniczyć. I można by powiedzieć, że coraz lepiej w tej dziedzinie się dzieje, co wcale nie znaczy, że jest jeszcze znakomicie. Jest jeszcze parę rzeczy do poprawienia i nad tym na pewno będziemy pracować, bo każda akcja kończy się pewną analizą sytuacji, co można jeszcze ewentualnie poprawić i w jakim kierunku ewentualnie powinniśmy dążyć, by poprawić cały system właściwej reakcji.
K.G.: Panie generale...
W.L.: Ale pamiętajmy jeszcze o jednym elemencie – to nie jest tylko kwestia ratowania życia, ale potem wsparcia, które trzeba zorganizować na miejscu tego zdarzenia. W dużej mierze cały ten system wsparcia opiera się na samorządzie lokalnym. I tutaj wójt, starosta również w sposób właściwy podejmowali działania, bowiem służby ratownicze są zaangażowane bezpośrednio w działaniach, ale ktoś musi jeszcze tym osobom pomóc.
K.G.: Nie bez znaczenia chyba, panie generale, jest fakt, że do katastrofy doszło na Śląsku, a to właśnie na Śląsku jest najwięcej bardzo dobrze przeszkolonych i wyszkolonych zespołów ratownictwa medycznego. To też miało swoje znaczenie.
W.L.: Niewątpliwie tak, ale ja wspomniałem o Babach i województwie łódzkim, bo to był drugi region, ale to świadczy o tym, że coraz lepiej wszystkie regiony są przygotowane do działań ratowniczych. A ja nawet wspomnę jeszcze jedną sytuację, bowiem kiedyś mieliśmy do czynienia z kwestiami takimi, że właściwie tylko niektóre regiony były w miarę przyzwoicie przygotowane do prowadzenia działań. Natomiast dzisiaj dbając o to, by równomiernie wzmacniać podmioty ratownicze, praktycznie nie mamy obszarów, które odstępowałyby sposobem przygotowania i z punktu widzenia technologii niezbędnej do prowadzenia działań, jak również poziomem wyszkolenia ratowników.
R.Cz.: A czy to jest tak, że Państwowa Straż Pożarna prowadzi jakiegoś rodzaju badania, w których stara się przewidywać miejsca potencjalnych katastrof czy potencjalnych tragedii i w związku z tym dyslokować te środki w odpowiedni sposób?
W.L.: Ja powiedziałem o tym...
R.Cz.: No bo mamy większe prawdopodobieństwo przecież, że coś się złego może wydarzyć tam, gdzie jest większy ruch, gdzie przewozi się więcej towarów, więcej ludzi, więcej osób.
W.L.: Przyjęliśmy sobie założenie, że do 15 minut powinniśmy mieć pierwsze zasoby ratownicze w każdym miejscu.
R.Cz.: Wszędzie, w całej Polsce.
W.L.: W każdym miejscu, gdzie ewentualnie występuje potencjalne zagrożenie życia ludzkiego. A na pewno potencjalne zagrożenie życia ludzkiego jest na ciągach komunikacyjnych, czy to drogowych, czy też kolejowych. Stąd też budując cały system ratowniczo–gaśniczy, krajowy system ratowniczo–gaśniczy, bierzemy pod uwagę te wszystkie elementy. Ale również bierzemy pod uwagę inne aspekty związane z innymi zagrożeniami, które ewentualnie mogą również wpływać na życie ludzkie. Oczywiście każda ze służb działa integralnie i ma swój pomysł na organizację tego systemu, ale pamiętajmy o tym, że państwowe ratownictwo medyczne ma również pewne gradienty czasowe określone dla reakcji podmiotów ratownictwa medycznego, i w zasadzie one się pokrywają z czasami reakcji, które my musimy zrealizować. Stąd też myślę, że te wspólne działanie systemowe powodują to, że wszystkie akcje są coraz lepiej realizowane. Niewątpliwie Śląsk ma bardzo dobry potencjał, ma znakomitych ludzi, dobrze zorganizowanych, potrafiących właściwie podejmować działania, ale ja mam nadzieję i właściwie jestem pewny, że tego typu działania będą realizowane w innych zakątkach naszego kraju. Oby tego typu zdarzenia nigdy nie miały miejsca.
K.G.: Było jak najmniej.
R.Cz.: Panie generale, a jak to wygląda w przypadku innych służb? Bo ja, odrywając się troszkę od tego wypadku kolejowego, byłem świadkiem ostatnio, bardzo dużo jeżdżę po Polsce służbowo, dwóch wypadków drogowych takich poważnych i to prawie że na moich oczach, i widziałem, jak ludzie wzywają pomoc i za każdym razem na miejscu zdarzenia pierwsza była państwowa straż pożarna. Nie policja. I pamiętam zaskoczenie wielu osób, które widziały ten wypadek, mówiąc: strażacy są, i bardzo dobrze, ale tak naprawdę oni przejmowali trochę działania, które powinien robić ktoś inny. Dopiero potem pojawiała się policja i dopiero później dojeżdżało pogotowie.
W.L.: Myślę, że to nie zawsze byli strażacy państwowej straży pożarnej...
R.Cz.: Może przypadek.
W.L.: Ale to byli również strażacy, może i ochotnicy, bo ja mówiąc o tym elemencie reakcji, to mówię przede wszystkim o całym systemie, a w tym systemie są jednostki PSP i ochotniczych straży pożarnych, bo mamy dzisiaj ok. 3870 jednostek OSP włączonych do systemu, a 16 tysięcy innych działających poza systemem, ale równie dobrze przygotowanych. I stąd myślę, że mamy dobre czasy reakcji, bo jesteśmy stosunkowo blisko potencjalnego zdarzenia. Przede wszystkim ratownik jest potrzebny na miejscu zdarzenia i myślę, że każda służba ma określone zasoby. Nasze zasoby są bardzo mocno wzmocnione zasobami ochotniczych straży pożarnych. To jest właściwie taka...
R.Cz.: To jest kilkaset tysięcy osób.
W.L.: ...wartość dodana dla naszego państwa, stąd też duże wysiłki są nakierowane na to, by poprawiać potencjał państwowej straży pożarnej, ale my również nie zaniedbujemy ochotniczych straży pożarnych, wzmacniamy ich przygotowania. Między innymi stworzyliśmy ten program rozwoju ochotniczych straży pożarnych w krajowym systemie w sensie ilościowym i jakościowym. A mówiąc o tym elemencie jakościowym mówimy o przygotowaniu strażaków do udzielenia pierwszej kwalifikowanej pomocy, bo ona jest bardzo ważna. Nim przyjadą lekarze, strażacy bardzo często udzielają tejże pomocy. Ale w odniesieniu do tych samych programów są szkoleni również i policjanci, i żołnierze pogranicznicy, wszystkie służby, które ewentualnie mogą uczestniczyć w działaniach, funkcjonariusze tych służb są przygotowani do udzielania tej kwalifikowanej pomocy medycznej.
K.G.: Panie generale, mówi się, że strażacy to twardzi ludzie, ale jeden z nich, który uczestniczył w akcji ratowniczej w katastrofie pod Szczekocinami, powiedział, że takiej masakry jeszcze nigdy w życiu nie widział. I podkreślmy: strażacy również mogą liczyć na pomoc psychologa po takich właśnie wydarzeniach i po takich właśnie akcjach.
W.L.: Tak jest, i bardzo często potrzebują tego psychologa. A czasami inny strażak potrzebuje wsparcia kapelana. Stąd ci kapelani są potrzebni również w służbie, bo oni niosą taki element wsparcia dla tych naszych ratowników. I mamy również pewien program takiego odreagowywania tych naszych kolegów, którzy uczestniczą w tego typu działaniach. I myślę, że ci pierwsi koledzy z tego posterunku w Szczekocinach i ci strażacy ochotnicy też potrzebują pewnego wsparcia.
Pamiętam spotkanie w nocy, już właściwie byliśmy w tej fazie drugiej, kiedy mieliśmy pewność, że nie ma żadnej osoby, która ewentualnie byłaby ranna, która by oczekiwała na pomoc, że właściwie wszystkie osoby, których można było wydobyć z tych wraków, rozbitych wagonów, były praktycznie już ewakuowane z tego miejsca, mieliśmy jeszcze wiadomość, że przynajmniej dwie osoby mogą być na miejscu tego zdarzenia. Ale odpoczywali w namiocie rozłożonym przez naszych ratowników koledzy właśnie z tego posterunku i rozmawiał z nimi pan minister Cichocki. I oni na początku byli lekko zamknięci, nie chcieli... Ale w pewnym momencie jeden się odblokował, zaczął opowiadać. To była również jego taka reakcja na odreagowanie tego stresu tych pierwszych godzin, które on poświęcił... znaczy tych pierwszych godzin akcji ratowniczych, gdzie był mocno zaangażowany, był bardzo spięty. I potem chciał się wygadać. I faktycznie opowiadał, co robili, jakie były sytuacje, jakie mieli problemy. I co jest ważne w tym wszystkim – ta reakcja osób postronnych, tych pasażerów, którzy w tym pociągu jechali, którzy nie tylko... część ewakuowała się, i to jest normalna kolej rzeczy, uciekając jak najdalej od tego zdarzenia, ale część przystąpiła momentalnie z tymi pierwszymi strażakami do akcji ratowniczych, do pomocy w ewakuacji tych osób, które nie mogły same się uwolnić. Zresztą są tego typu reakcje i to też świadczy o tym, że wszyscy jesteśmy za siebie odpowiedzialni.
K.G.: Panie generale, dziękujemy za spotkanie, dziękujemy za rozmowę. Gen. brygadier Wiesław Leśniakiewicz, Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej, w Sygnałach dnia.
(J.M.)