Polskie Radio

Rozmowa ze Sławomirem Broniarzem

Ostatnia aktualizacja: 07.05.2012 16:30

Paweł Wojewódka: Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Witam pana bardzo serdecznie.

Sławomir Broniarz: Dzień dobry.

P.W.:  Panie prezesie, „Koniec złych reform teraz”, akcja na razie ulotkowa. Przeciwko jakim reformom Związek Nauczycielstwa Polskiego będzie czy protestuje? Przeciwko reformie emerytalnej też?

S.B.: Między innymi, aczkolwiek w tej akcji skupiamy się przede wszystkim na tym, co dzieje się w sferze szeroko rozumianej polityki edukacyjnej. Jesteśmy przeciwni złym, nieprzemyślanym, niedopracowanym, bez pilotażu, bez takiej głębokiej refleksji nad skutkami zmian w zakresie systemu oświaty, w zakresie zmian programowych, ramowych planów nauczania, relacji związanej z potrzebami uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, a więc przeciwko temu wszystkiemu, co dzieje się w sferze edukacji, ale nie dlatego, że się dzieje, i nie dlatego, że te zmiany zachodzą, tylko one są byle jako przygotowane, byle jak wdrażane, z ogromnym pośpiechem, nie ukrywam także bez pytania środowiska o zdanie, o opinię...

P.W.:  No właśnie, środowiska – czy chodzi tutaj tylko o nauczycieli, czy też chodzi o rodziców? Bo tak naprawdę współczesna szkoła to są również rodzice, bardzo istotny element edukacyjny.

S.B.: Związek Nauczycielstwa Polskiego od wielu lat mówi, że jeżeli nam nie uda się w sposób przemyślany włączyć rodziców w system edukacji, ale nie w taki sposób, jak było do tej pory, że to właśnie á propos matury kanapki na maturze, wywiadówki, od czasu do czasu udział...

P.W.:  Trójka klasowa.

S.B.: ...w jakichś tam trójkach klasowych czy studniówkach, tylko włączyć rodziców w proces wychowania dzieci, wspomagania nauczycieli, współpracy z nauczycielami. I nie w taki sposób, jak próbuje to robić pani minister Szumilas, że powołuje jakiś konwektykl składający się z rodziców, którzy mają wspierać politykę edukacyjną. Ma na myśli chyba tylko edukację przedszkolną. Tylko rzeczywiste włączenie rodziców w szkole...

P.W.:  Ale czy to nie jest rola dyrektorów szkół? Bo tak naprawdę wszystko zależy... Znam szkoły, gdzie rodzice są rzeczywiście bardzo aktywni i rodzice tak naprawdę decydują w niedużych gminach, o tym, jak szkoła wygląda.

S.B.: To jest taki synergiczny układ, który musi istnieć. Z jednej strony taka chęć aktywności rodziców na zewnątrz, ale z drugiej strony także otwartość dyrektora, nauczycieli i świadomość, że nie możemy być przeciwni rodzicom, nie możemy się bać rodziców, nie możemy ich nie dopuszczać do tego, co wiąże się z opieką, z dydaktyką, także w jakiejś mierze z współudziałem w ocenie tego dziecka. Musimy z nimi współpracować, bo inaczej sobie nie poradzimy i to widać na przykładzie gimnazjum. Więc protestujemy przeciwko temu, co wiąże się z tym, o czym mówimy, czyli ze zmianami, które czasami dokonywane są dla samych zmian, które mają pokazać: tak, ta opcja polityczna ma jakiś pomysł na edukację, tyle tylko, że czasami to jest, przepraszam za kolokwializm, od czapy.

P.W.:  Ale czy to nie jest również tak, panie prezesie, że Związek Nauczycielstwa Polskiego boi się o miejsca pracy tak naprawdę, dlatego że ze względu na niż demograficzny, rozmawialiśmy w Jedynce już kilkakrotnie na ten temat, jest mniej dzieci, gminy nieduże, które mają kilka szkół, owe szkoły, które są mniej potrzebne, zamykają, nauczyciele tracą pracę, no i jest problem.

S.B.: Byłoby coś dziwnego i niezrozumiałego, gdyby związek zawodowy, nawet 107-letni związek zawodowy, jakim jest Związek Nauczycielstwa Polskiego, nie obawiał się o miejsca pracy dla nauczycieli, dla tych, którzy ten Związek tworzą. Natomiast wydaje się, że jeżeli my tylko i wyłącznie poprzestaniemy na samej konstatacji: tak, jest niż demograficzny i jedynym skutkiem niżu demograficznego będą zwolnienia nauczycieli i pracowników oświaty, bo to samo dotyczy kucharek, to samo dotyczy woźnych, sprzątaczek, no, pewnie wylejemy dziecko z kąpielą, dlatego że jeżeli jest niż, maleje liczba uczniów, a przypomnę, że nie maleje subwencja, a więc samorządy nie dostają mniej tych pieniędzy, to spróbujmy zastanowić się, jak ten niż przełożyć na poprawę warunków...

P.W.:  Nie no, maleje, maleje subwencja, dlatego że przecież pieniądze idą za uczniem.

S.B.: Tak, ale akurat...

P.W.:  Ilość uczniów...

S.B.: Zgoda, matematycznie powinno tak być, ale zwracam uwagę na to, że w ciągu ostatnich 4 lat subwencja wzrosła o 10 miliardów, czyli jest wydatek, zwiększony wydatek z budżetu państwa na edukację, tyle tylko, że rosną zadania nakładane na samorządy, co powoduje, że samorządy bardzo chętnie z tej subwencji korzystają jako z rezerwuaru na łatanie dziur w innych obszarach. Ale szukajmy poprawy warunków edukacji dzieci poprzez to, że w tych klasach rzeczywiście mamy mniej dzieci, lepsze warunki, ale szukajmy także innych miejsc pracy dla osób z przygotowaniem pedagogicznym, którym po pierwsze nie wyobrażam sobie, żeby im nakazano pracę do 67 lat, bo zapewne będą takie jednostkowe przypadki osób, mnie też uczyły nauczycielki mające ponad 60 lat, ale to nie można rozciągać in gremio na całą populację...

P.W.:  Doświadczenie, umiejętności...

S.B.: Szukajmy dla nich pracy...

P.W.:  ...autorytet.

S.B.: Między innymi znajomość zasad pedagogiki, psychologii, opieki nad dziećmi, opieki nad osobami wykluczonymi, opieki nad dziećmi potrzebującymi.

P.W.:  Czyli właściwie może być nauczyciel, który ma 67 lat, bo to jest...

S.B.: Ale nie w reżimie klasowo-lekcyjnym, tylko można go wykorzystać w całym segmencie opieki wtedy, kiedy on wspomaga rodziny nieudolne i niewydolne, a nie jest zobligowany do swojego pensum dydaktycznego i non stop udziału z trzydziestoparoosobową klasą czy trzydziestoosobową grupą dzieci w wychowaniu przedszkolnym, bo my mamy rodziców, którzy sobie nie radzą z jedynakiem, a każemy nauczycielce pracować w przedszkolu do 67 lat i opiekować się rosnącą liczbowo grupą przedszkolaków, bo samorządy zaciskając pasa, z liczby 25 robią grupy 30-35-osobowe. Więc naprawdę Związek uważa, że jest powód do zastanowienia się, czy my w ogóle mamy czas na wdrażanie i realizowanie tych reform, które już w tej chwili zostały zaprojektowane.

P.W.:  Tutaj jest cały czas rozmowa na pewnym polu ogólności, dlatego że mówi się, że Związek Nauczycielstwa Polskiego, też Solidarność nauczycielska protestuje przeciwko nowej podstawie programowej. I to jest taki klucz, wytrych właściwie, który ma pokazywać, że przeciwko czemuś państwo protestujecie, ale przeciętny Polak nie wie, co to jest.

S.B.: Tak, dla przeciętnego Polaka ta nowa podstawa programowa wiąże się przede wszystkim z historią, bo nie wiedzieć czemu, aczkolwiek dla mnie, nauczyciela historii, jest to jakby zrozumiałe, że to jest jednak przedmiot, który w dużej mierze jest przedmiotem upolitycznionym, nagle na tapecie pojawiła się tylko i wyłącznie historia, tylko ja sobie zadaję pytanie, tym, którzy tak protestują...

P.W.:  A co jeszcze się powinno wobec tego zjawić na owej tapecie?

S.B.:  Mamy i matematykę, mamy fizykę, mamy cały blok przedmiotów przyrodniczo-chemicznych, gdzie niestety maleje liczba godzin. Mamy też informatykę, która na określonym poziomie gwałtownie spada, jeżeli chodzi o liczbę nauczanych przedmiotów. Więc tych przedmiotów, które zmieniają się co do treści, zmieniają się co do liczby godzin, bo to ściśle ze sobą powiązane, jest naprawdę sporo, co powoduje, że w wielu szkołach pojawia się niepokój, ilu z nas w nowym roku szkolnym odhaczy się, ilu z nas zobaczy się w arkuszu organizacyjnym jako ci, którzy są zaplanowani na rok przyszły, a w grę wchodzi także przecież reforma szkolnictwa zawodowego, w grę wchodzi także profilowanie od drugiej klasy szkoły ponadgimnazjalnej, to także wiąże się z reformą programową. Więc tych zmian jest sporo, tylko chcielibyśmy się zapytać, czy ktoś, kto te zmiany projektował, zadał sobie pytanie czy trud zapytania się samego siebie, jakie będą skutki tego za lat dwanaście chociażby, dlatego że zmiany w edukacji mają jednak bardzo odłożony w czasie element oceny, dlatego że to, co wdroży się dzisiaj, skutkuje dopiero za kilka czy kilkanaście lat. Mamy wrażenie, że nikt sam siebie o to nie pyta.

P.W.:  I rozumiem, dlatego ta akcja „Koniec złych reform teraz”, na razie akcja ulotkowa informująca. I w jaki sposób? Do kogo państwo chcecie dotrzeć?

S.B.: Po pierwsze docieramy do wszystkich nauczycieli, ale ta akcja wiąże się także z tymi działaniami, które samorządy podejmują, i mam nadzieję, że ta akcja także będzie pytaniem o to, czy jesteśmy zdolni do protestu. Jeżeli tak, to do jakiego?

P.W.:  No, ja należę do pokolenia, które nie przeżyło reformy edukacji, chodziłem 8 klas do szkoły podstawowej, ale moi dwa lata starsi koledzy jeszcze chodzili do 7-klasówki. Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, był państwa i moim gościem.

S.B.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)