Krzysztof Grzesiowski: Dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa, prof. Andrzej Kowalski. Dzień dobry, panie profesorze.
Prof. Andrzej Kowalski: Dzień dobry.
Czyli co, do przedwczoraj jeszcze były najwyższej jakości, smaczne, zdrowe, a od wczoraj już nie są. Mam na myśli polskie jabłka eksportowane do Rosji.
Nie, zawsze polskie jabłka były bezpieczne, dobrej jakości i jako dowód to nie są opinie polskich konsumentów, ale poza Rosją nikt na świecie nie kwestionuje jakości polskich owoców i warzyw.
Czyli mówiąc wprost, o czym wszyscy zresztą mówią, decyduje polityka.
Dokładnie tak. I termin jest nieprzypadkowy, nie tylko następnego dnia po zapowiedzi sankcji przez Unię, ale przede wszystkim fakt, że w tej chwili Rosjanie jeszcze przez kilka tygodni czy miesięcy będą mieli swoje jabłka, a więc nie uderza to bezpośrednio w tej chwili, powtarzam, to jest ważne, w konsumentów rosyjskich. Natomiast problem na rynku rosyjskim konsumenci z jabłkami będą mieli pod koniec roku i w pierwszych miesiącach przyszłego roku.
Mówimy o jabłkach, bo tych wysyłamy do Rosji najwięcej, ale zakaz dotyczy także świeżych gruszek, wiśni, czereśni, nektaryn, śliwek i wszystkich odmian kapusty, od białej począwszy na brokułach skończywszy. I brukselki, to charakterystyczne. I z tym ewentualnie moglibyśmy się zgodzić.
Tak, zawsze zaczyna się od jabłek, ponieważ eksport do Rosji jabłek deserowych stanowi 70-75% całego eksportu jabłek deserowych. Ale bardzo mogą się denerwować producenci kapusty, szczególnie kapusty pekińskiej, bo kapusty 20% eksportu idzie też na rynek rosyjski.
A rocznie ile to jest warte, ów eksport owoców i warzyw do Rosji?
To jest gdzieś trzy czwarte miliarda złotych.
Trzy czwarte miliarda złotych, 750 milionów. No to teraz postawmy się w sytuacji producentów, którzy są nastawieni przede wszystkim na eksport do Rosji właśnie. Po to tworzyli np. grupy producenckie, by tam wysyłać owoce, no i oto dowiadują się, że nic z tego, żadne jabłko przez granicę nie przejdzie. Co oni mają zrobić?
Tak, w tym roku sytuacja jest bardzo trudna i takich rozwiązań rynkowych praktycznie nie widać poza apelem, od 3 dni, gdzie mogę, nawołuję, żebyśmy zwiększali konsumpcję jabłek w kraju. Spożywamy ok. 17 kg rocznie...
No to nawet (...) takie dane są o 14 kilogramach.
Różne są.
Ale co ciekawe, panie profesorze, za PRL-u to było 25 kg mniej więcej, ale jak rozumiem, wynika to z tego, że wtedy nie było alternatywy, były przede wszystkim jabłka, a owocach cytrusowych to mogliśmy sobie pomarzyć ewentualnie obejrzeć w Dzienniku Telewizyjnym, że właśnie statek z Kuby odpłynął i wkrótce będzie w porcie w Gdańsku.
Tak, oferta owoców w najmniejszy sklepiku jest bardzo duża i każdy konsument lubi popróbować czegoś innego, zmieniać. Natomiast jeszcze do statystyk z PRL-u, to też spożywaliśmy bardzo dużo mleka. Starsi ludzie pamiętają, że co drugą czy co trzecią butelkę wylewało się, bo nie dało się przegotować, kiepskiej jakości. Więc to są nieporównywalne sprawy. Ale oczywiście fakt, o którym mówił pan redaktor, jest najważniejszy.
No to teraz wróćmy do sytuacji producentów...
Ale tych przyczyn jest więcej, bo nawet co do tych dwudziestu czterech, to są kraje, gdzie spożywa się np. 30 kilogramów.
Czyli alternatywy dla tych, którzy produkują, zostawmy przy tym słowie jabłka, tak na już, na teraz nie ma.
Ministerstwo Rolnictwa i inne służby podejmują starania znalezienia nowych rynków. Ja niezmiennie powtarzam, że będzie to bardzo trudne, o ile nie niemożliwe. Oczywiście przy dużych staraniach można znaleźć rynki, które przyjmą niewielkie ilości, natomiast tej wielkości produkcji nie bardzo wierzę, żeby się dało, tym bardziej że takie jest prawo rynku, jeżeli u konkurentów, a my jesteśmy jednym z najważniejszych producentów-eksporterów jabłek, niezmiennie zajmujemy od pierwszego do trzeciego miejsca, ścigając się z Chinami, ze Stanami Zjednoczonymi, więc należy się liczyć, że ci nasi konkurenci wykorzystają ten moment, żebyśmy nie weszli za bardzo na ich podwórko, przepraszam za kolokwializm.
Czyli te zapowiedzi, że może Indie, może Chiny, może Japonia to są tylko zapowiedzi i jeśli miałoby się realizować, to musi to jednak potrwać.
Tak, znaczy to nie nazwałbym zapowiedziami, bo te próby trzeba podejmować. One są podejmowane od dłuższego czasu wbrew temu, co niektóre środowiska powtarzają, że nie było promocji. Wystarczy dobrze się przyjrzeć, od ładnych kilku lat szukamy nowych rynków nie tylko w owocach i warzyw, ale takiej sytuacji, mimo że jak dobrze wczytamy się, to, co było pisane rok temu, dwa, trzy, to od zawsze mówiło się o konieczności dywersyfikacji. Każda dywersyfikacja, nie tylko na tak niepewnym rynku jak rosyjski, jest konieczna.
Skoro jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, a ta właśnie, Unia, podjęła decyzję o większych sankcjach dla Rosji, no to pierwszy strzał padł ze strony rosyjskiej, akurat my zostaliśmy trafieni i nasi producenci owoców i warzyw. Minister Marek Sawicki rozmawia czy to z przedstawicielami Komisji Europejskiej, czy Parlamentu Europejskiego o możliwych rekompensatach. Ale czy jeśli one się pojawią, to one zaspokoją potrzeby w stu procentach tych, którzy stracą?
Panie redaktorze, tak – na pierwszą część pytania, jeżeli się pojawią, jestem przekonany, że środki się znajdą i jest to sytuacja nadzwyczajna, Polska tu nie zawiniła, to nie jest zaniedbanie, to nie jest próba omijania jakichś przepisów. Natomiast żadne rekompensaty... Albo inaczej, rzadko kiedy rekompensaty pokrywają wszystkie straty. Oczywiście, wcześniej trzeba będzie udowodnić, jakie straty producenci ponieśli, proces też potrwa kilka tygodni, rzadko się zdarza, że tam rekompensata jest wypłacana natychmiast. Ale tu jestem przekonany, że środki się znajdą i przynajmniej część strat producenci będą mieli pokryte. Życzę, żeby było to sto procent.
Dobrze, ale te owoce rosną tu i teraz, coś trzeba z nimi zrobić będzie, a co można z nimi zrobić? Czy można je magazynować, nie wiem, mrozić, przetwarzać, przerabiać?
Niewiele, ciągle wracam do tej wielkości 700 tysięcy ton...
No właśnie. To nie są żarty przecież.
Można sobie wyobrazić, jakie to są wielkości. I druga sprawa – musi znaleźć się ten nabywca końcowy. Niektórzy twierdzą, że... bo i takie wypowiedzi jednej z pań profesor słyszałem, że świetnie się stało, bo będziemy przerabiali. Tylko pytanie: gdzie to sprzedamy, kto to kupi? Warto popatrzeć, że właśnie... od tego zaczynał pan redaktor rozmowę dzisiejszą, że często preferujemy soki i napoje inne niż jabłkowe. Nie tylko z ciekawości, niektórzy upatrują, że jeżeli zwiększymy produkcję cydru, to ile z tych 700 tysięcy ton można wypić w postaci (...) Sytuacja jest naprawdę trudna.
Zresztą dzisiaj przerabia się, jeśli pan wspomniał o cydrze, to tu musimy ostrożnie, bo to jednak alkohol, przerabia się od 1 do 2% w ogóle zbieranych jabłek, czyli nic. Natomiast jest jeszcze jeden problem, nawet dla tych, którzy chcieliby to przerabiać na cydr, jest coś, co się nazywa akcyzą. Ta, która obecnie obowiązuje, praktycznie czyni taką produkcję nieopłacalną, więc tutaj też potrzebna byłaby błyskawiczna decyzja.
Tak, ale to mogłyby być rozwiązania krajowe i w sytuacji nadzwyczajnej myślę, że parlament szybko przeprowadziłby tu konieczne zmiany. Ale najważniejszego jest to, o czym pan redaktor mówi, 1-2%. No, zwiększmy jeszcze o dwa kolejne czy trzy...
To będzie raptem pięć.
To będzie raptem pięć. Apel o zwiększenie konsumpcji, tak, tak, i to niezmiennie trzeba powtarzać. Natomiast takie mówienie, że to zmieni sytuację rynkową, jest... No (...) skończyć zdania...
Rozumiem.
Albo ci ludzie nie wiedzą, o czym mówią, albo nie zdają sobie sprawy ze skali.
Ceny jabłek spadły po rosyjskiej decyzji? Czy to za krótki okres, żeby o tym mówić?
To jest za krótki okres, żeby powiedzieć. Znaczy jeszcze jedną rzecz trzeba powiedzieć, bo jeżeli zapowiadałby się rok nieurodzajów, te konsekwencje byłyby...
Zdaje się, że będzie zupełnie inaczej.
Prawdopodobnie czy na pewno będzie inaczej, pewnie nie będzie to rok rekordowy, ale będzie to na pewno dobry rok. No właśnie, jak to słowo dobry brzmi w tym kontekście.
Cały czas mówimy o owocach i o warzywach, ale ostatnio Rosjanie zakwestionowali dwie partie mięsa wieprzowego, to może stanowić punkt wyjścia do objęcia zakazem importu z Polski mięsa. Ciąg dalszy, bo z tym od czasu do czasu mamy do czynienia, to też są potężne pieniądze, to też są producenci, którzy też na tym tracą i też coś trzeba z tym zrobić, jakoś trzeba im pomóc.
Panie redaktorze, najgorsze w tym wszystkim jest to, że te kwestionowanie jakości przez Rosjan jest trudne do dyskusji, dlatego że w normalnych obrotach są odpowiednie służby, które są zawiadamiane, sprawdza się partie, wiadomo, o co chodzi. Natomiast sygnały od dawna rosyjskie to są takie: coś jest niedobrego i w której partii, ile, nie wiadomo. Ale chciałbym coś optymistycznego powiedzieć. W latach, znaczy nie na ten sezon, 2005-2007 Rosja nas już ukarała za wstąpienie do Unii, też embargiem jabłek i daliśmy sobie radę. Więc w nieco dłuższym okresie jestem optymistą. W tym okresie podejmowane działania mogą poprawić nieco sytuację, ale w moim przekonaniu nie rozwiążą. Jeżeli będzie inaczej, chętnie odszczekam, ale nie widać przesłanek ekonomicznych rynkowych, które by pozwoliły na radykalną zmianę.
Minister Sawicki mówił o krajach, wspominaliśmy, Chiny, Indie, Japonia, w ogóle Wschód Azji, natomiast ani razu nie padła nazwa żadnego z krajów unijnych. Ja rozumiem, że te rynki są na tyle pozamykane, że wejście w tej chwili, nie wiem, do Francji, do Włoch jest niemożliwe po prostu.
Nie, one są otwarte, tylko są nasycone, bo jabłka z różnych kierunków wędrują. I druga sprawa, o tym też trzeba pamiętać, że w każdym kraju obowiązują inne kanony smakowe, poczynając od barwy jabłka, w niektórych ono musi być żółte czy zielone, broń Boże wybarwione na czerwono, już nic nie mówiąc o walorach smakowych czy odmianowych. Tak że to też nie jest takie proste przedstawienie. Barier nie ma, natomiast rynek jest pełny, to niezmiennie się powtarza, że co prawda rynek unijny jest rynkiem bogatym, no ale tych obiadów ile można zjeść? Dwa? Trzy?
Czyli co, panie profesorze, przyłączamy się do akcji „Postaw się Putinowi, jedz jabłka” i pij, no może soki jabłkowe będzie lepiej.
I inne napoje.
I inne napoje. A tak swoją drogą ciekawa rzecz, bo to zakaz eksportu do Rosji właśnie importu przez Rosję polskich jabłek i innych owoców, owoców miękkich i warzyw. A ciekawe, jak to jest w ruchu turystycznym, czy jeśli obywatele Federacji Rosyjskiej, konkretnie Obwodu Kaliningradzkiego, przyjeżdżają do Polski na zakupy i kupują owoce, to kiedy wracają, to mogą je przewieźć czy będą im na granicy odebrane? Bo skoro są szkodliwe dla zdrowia...
Panie redaktorze, tu mnie pan złapał.
Ja też się nad tym zastanawiam.
Są przepisy, które ograniczają możliwości przemieszczania żywności w określonych ilościach...
Ale kilogram czy dwa kilogramy jabłek w torbie to wolno przewieźć, czy nie wolno?
Nie odpowiem, przepraszam...
Trzeba się będzie dowiedzieć.
Trzeba się będzie dowiedzieć od odpowiednich służb. Są w określonym czasie, ale także chyba nie tylko ilościowe, ale ograniczające, np. w ogóle nie wolno na jakieś terytorium wwozić żadnych żywności.
Czyli mogą tylko przyjechać i na miejscu zjeść.
I na miejscu zjeść.
I potem nie przyznawać się do tego.
[śmiech] No tak.
Dziękuję bardzo za spotkanie, dziękuję za rozmowę. Dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa, prof. Andrzej Kowalski, gość Sygnałów dnia.
Dziękuję bardzo.
(J.M.)