2 września 2008 roku na stadionie Polonii odbył się mecz derbowy z udziałem dwóch stołecznych pierwszoligowych drużyn. Spotkanie zakończyło się remisem 1:1, ale Komisja Ligi Ekstraklasy SA zweryfikowała jego wynik jako walkower 3:0 na korzyść gospodarzy. Okazało się, że ówcześni wicemistrzowie Polski nie wystawili do gry ośmiu zawodników uprawnionych do rozgrywek ligowych, do czego zobowiązywał regulamin Pucharu.
Dariusz Loranty, ekspert ds. bezpieczeństwa To była jedna z największych akcji tego typu przeprowadzonych w Polsce. Dotyczyła zachowania kibiców, ale co należy podkreślić, w tym przypadku było ono w miarę pokojowe
Takie szczegóły trudno pamiętać po latach. Ale kibice Legii Warszawa z pewnością nie zapomnieli tych derbów z innego powodu. Tego dnia policja w ramach tzw. "Akcji Widelec" zatrzymała 753 osoby w tym, jak informowały media, przypadkowych przechodniów. Ostatecznie grubo ponad sześćset pełnoletnich osób postawiono w stan oskarżenia. Zarzut? Udział w nielegalnym zbiegowisku, którego celem było naruszanie porządku prawnego - czyn miał mieć charakter chuligański.
Skąd ten widelec?
- To była jedna z największych akcji tego typu przeprowadzonych w Polsce. Dotyczyła zachowania kibiców, ale co należy podkreślić, w tym przypadku było ono w miarę pokojowe - mówi nadkomisarz Dariusz Loranty, ekspert ds. bezpieczeństwa. Kibice Legii, którzy szli wtedy w kierunku Muranowa, nie robili nic, co wskazywałoby na łamanie prawa. Problem pojawił się, gdy policja zdecydowała, iż nie zostaną oni wpuszczeni na stadion.
- Tam doszło do jakiegoś ekscesu, niewielka grupa odpaliła race, cześć osób nimi rzucała. Ostatecznie podjęto decyzję, aby wszystkie osoby, które szły w kierunku stadionu Polonii, zatrzymać i sprowadzić na Podzamcze - opisuje mecenas Krzysztof Nowiński, obrońca kilkudziesięciu osób, które wówczas zatrzymano.
"Jest tylko jeden fragment zdarzenia, na którym widać rzucane race i zamaskowane postaci chuliganów, ale nie można z nim powiązać zachowania oskarżonych" - można przeczytać w jednym z wyroków uniewinniających grupę 20 osób.
Uczestników tego "nielegalnego zbiegowiska" ostatecznie zapakowano do samochodów policyjnych i rozwieziono na komisariaty. Przy kilku zatrzymanych znaleziono kastety, bokserskie ochraniacze na zęby i... widelec - stąd wzięło się ironicznie określenie operacji. Średnio przez kolejne dwa dni trwały przesłuchania.
relacja świadka, "Polska The Times" Najpierw zaczęli mnie kopać. Potem poczułem, jak jeden staje mi na plecach, a potem przeskakuje na chłopaków leżących obok. Po nim robili to pozostali. Jeden z policjantów mówił, że mamy wybór: jak się przyznamy i podpiszemy, to za chwilę będziemy mogli wyjść do domu. A jak się nie przyznamy, to trafimy na Białołękę
- My chyba byliśmy jedyną komendą, gdzie wszyscy się przyznali do zarzutów. Policjanci przedstawili to tak, że zostaną przekazane informacje do szkół, do zakładów pracy, że jeżeli się nie przyznamy, to trafimy do aresztu na trzy miesiące - wspomina Piotr Hugues, jeden z zatrzymanych wtedy kibiców.
"Polska The Times" opisywała te bardziej drastyczne działania funkcjonariuszy, poniżej przytaczamy niektóre relacje:
Kamil, 23 lata student, przesłuchiwany w Pruszkowie: "Najpierw zaczęli mnie kopać. Potem poczułem, jak jeden staje mi na plecach, a potem przeskakuje na chłopaków leżących obok. Po nim robili to pozostali. Jeden z policjantów mówił, że mamy wybór: jak się przyznamy i podpiszemy, to za chwilę będziemy mogli wyjść do domu. A jak się nie przyznamy, to trafimy na Białołękę"
Agnieszka, 20 lat studentka polonistyki, przesłuchiwana w Otwocku:
"Na początku było spokojnie, ale jak jakaś grupka zaczęła śpiewać, to policjanci wpadli na nas. Dostałam pałką, a kilku policjantów dosłownie przebiegło po mnie. "Na ziemię, kur…" - krzyczeli"
Politycy kontra kibice
"Widelec" do dziś budzi wiele kontrowersji również ze względu na polityczny kontekst sprawy. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że kibice Legii Warszawa w tamtym czasie pozostawali w otwartym konflikcie z ówczesną władzą, którą sprawowała koalicja PO-PSL. Nie lubili się też - delikatnie mówiąc - z właścicielem swojego klubu i telewizji TVN grupą ITI.
- Była to operacja na polityczne zamówienie. Policja wykonała ją na zlecenie władz, by zemścić się niejako na kibicach, którzy nie godzili się z polityką rządu PO-PSL, a w szczególności z samym premierem Donaldem Tuskiem - ocenia Łukasz Kister, ekspert ds. bezpieczeństwa, dodając, że było to działanie nieodpowiadające standardom funkcjonowania policji.
Grzegorz Schetyna, przewodniczący Platformy Obywatelskiej wypowiedź z 2008 roku Będę prosił państwa (media - red.) i opinie publiczną, żeby niczego tutaj nie podarować. Ta sprawa jest tak spektakularna, że musimy ją poprowadzić od początku do końca. Jeśli tego nie zrobimy teraz to już nigdy tego nie zrobimy
Podobne zdanie w 2017 roku na antenie Polskiego Radia wygłosił Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji. - Ludzie byli bici, poniżani na komisariatach policji, a Grzegorz Schetyna, ówczesny minister MSWiA był dumny z tej akcji - tłumaczył.
- Będę prosił państwa (media - red.) i opinie publiczną, żeby niczego tutaj nie podarować. Ta sprawa jest tak spektakularna, że musimy ją poprowadzić od początku do końca. Jeśli tego nie zrobimy teraz to już nigdy tego nie zrobimy - mówił o tej policyjnej operacji Grzegorz Schetyna, który pełnił funkcję wicepremiera.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy generała Adama Rapackiego, który pełnił w 2008 roku funkcję podsekretarza stanu w MSWiA. - Policja posiadała wówczas informacje, że kibice chcą doprowadzić do konfrontacji, zastosowanie działań izolujących było zasadne. Żaden polityk nie podejmował tu decyzji. Dowódcy operacji podejmowali je samodzielnie - oznajmił.
Rapacki dopytywany o tę akcję dodał, że "niedopuszczenie do konfliktów kibiców obu klubów było decyzją merytoryczną, a nie polityczną. Dalsze podejście, postawienie w stan oskarżenia ludzi bez posiadania silnych dowodów to już słabość".
"Sprawiedliwość za widelec" – czyli odszkodowania za przewlekłość postępowań
Średnio po dwóch dniach uczestników "zbiegowiska" uwolniono, ale nie mogli oni liczyć na wycofanie zarzutów prokuratorskich. Oskarżenie trafiło do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia. - Nie wiadomo było, jak sobie z tym poradzić. Okazało się, że brakuje sędziów. W tym akcie było do przesłuchania ponad 1300 świadków i 25 płyt CD do odtworzenia - tłumaczy mecenas Krzysztof Nowiński.
By odciążyć system sprawy rozesłano do innych sądów, w tym między innymi do: Sochaczewa, Pabianic, Ostrowi Mazowieckiej, Zambrowa czy Radomia, gdzie przez kolejne lata starano się je rozstrzygnąć.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie Do tej pory w sprawie skierowano 22 akty oskarżenia, każdy obejmujący po kilkanaście osób. Wyroki zapadły w stosunku do 547 osób, z czego 510 uczestników zdarzenia zostało uniewinnionych. W tym 47 wyroków jest nieprawomocnych. Skazano 35 osób, z czego 26 wyroków jest nieprawomocnych
Do tej pory, jak poinformowała nas Prokuratura Okręgowa w Warszawie, w sprawie skierowano 22 akty oskarżenia, każdy obejmujący po kilkanaście osób. Wyroki zapadły w stosunku do 547 osób, z czego 510 uczestników zdarzenia zostało uniewinnionych. W tym 47 wyroków jest nieprawomocnych. Skazano 35 osób, z czego 26 nieprawomocnych wyroków.
Część poszkodowanych w "widelcu" osób nie opuszcza rękawic i po uzyskaniu wyroków uniewinniających podjęło walkę z wymiarem sprawiedliwości o odszkodowania.
- Inicjatywa "sprawiedliwośc za widelec" dotyczyła uzyskania zadośćuczynień za przewlekłość postępowań karnych związanych z rzekomym udziałem w nielegalnym zbiegowisku przed meczem Polonia Warszawa – Legia Warszawa - tłumaczy Nowiński, który w porozumieniu ze Stowarzyszeniem Kibiców Legii Warszawa udziela pomocy uczestnikom wydarzeń z 2008 roku.
Jak mówi, łączna kwota zasądzonych zadośćuczynień za przewlekłość postępowania to ponad 280 tys. złotych, w tym: Sąd Rejonowy w Żyrardowie uniewinnił 11 osób, dostali oni odszkodowania w łącznej wysokości 110 tys. złotych; Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście wypłacił 84 tys. złotych; Sądy w: Zambrowie, Łowiczu, Kielcach, Sochaczewie, Pabianicach, Skarżysku Kamiennej w ramach "sprawiedliwości za widelec" łącznie wypłaciły ok. 92 tys. złotych.
Po rozpoznaniu spraw przez polskie sądy wniesione zostały też skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasbourgu. - Do chwili obecnej wpłynęło 100 skarg, 86 przyjęto do rozpoznania, 4 odrzucono, a 10 jeszcze nie rozpoznano - mówi Nowiński. Ugoda, którą zaproponował Strasbourg może kosztować Skarb Państwa dziesiątki tysięcy złotych. Polski rząd ma kilka miesięcy na podjęcie decyzji w tej sprawie. Kolejne pozwy czekają w kolejce.
"Musieliśmy oglądać Paradę Równości i koncert Kasi Kowalskiej"
Piotr Hugues jest jedną z osób, które zatrzymano podczas Akcji Widelec, teraz walczy o odszkodowanie. W jego przypadku sprawa toczyła się osiem lat. Pomimo uniewinnienia prokuratura złożyła apelację, co jeszcze bardziej wydłużyło czas oczekiwania na ostateczny wyrok.
Piotr Hugues, oskarżony w "Akcji Widelec" Rozprawa to kabaret, prokurator był w ogóle nieprzygotowany. Wnioski dowodowe w postaci filmów, które musieliśmy oglądać to były wszystkie filmy z imprez masowych zabezpieczanych przez warszawską policję w 2008 roku
Dziś tak wspomina proces. - Rozprawa to kabaret, prokurator był w ogóle nieprzygotowany. Wnioski dowodowe w postaci filmów, które musieliśmy oglądać to były wszystkie filmy z imprez masowych zabezpieczanych przez warszawską policję w 2008 roku. To trwało dwa dni - opowiada.
W taki sposób mężczyzna obejrzał Paradę Schumana, Paradę Równości czy koncert Kasi Kowalskiej. - Domyślam się, że jego argumentacja była taka, że na którejś z tych płyt - a prokurator nie oglądał wcześniej tego materiału - będzie nagranie oskarżonych dopuszczających się czynu zabronionego - tłumaczy.
Jedna ze spraw o odszkodowanie Piotra Huguesa odbędzie się jutro (09.01.) w warszawskim sądzie. Na rozprawę wybierzemy się z naszą kamerą. Sprawa mężczyzny jest pod wieloma względami precedensowa. Będziemy o niej informować w kolejnym artykule poświęconym temu tematowi.
Przygotował Paweł Kurek