Thomas John Woodward przyszedł na świat 7 czerwca 1940 roku w miejscowości Treforest na głębokiej walijskiej prowincji, a kilkanaście lat później zaczęły się dziać rzeczy, które ukierunkowały jego dalsze życie i karierę.
Lata 50.
Pierwszym kluczowym wydarzeniem w życiorysie nastoletniego Toma było zachorowanie na gruźlicę, której nabawił się w wieku 12 lat i która na 2 lata przykuła go do łóżka. Już wcześniej zdradzał talent wokalny, ale to właśnie w czasie choroby odebrał gruntowną edukację w dziedzinie muzyki popularnej. Słuchając całymi dniami radia BBC, poznał takich wykonawców, jak Little Richard, Solomon Burke czy Elvis Presley, który stał się jego wielkim idolem.
W końcu jednak wydobrzał i to na tyle, że już jako 16-latek spłodził pierworodnego syna i poślubił jego matkę, Lindę. Pozostała ona żoną Toma aż do śmierci w 2016 roku, mimo że ten miał w międzyczasie niezliczone rzesze kochanek, wśród których były zarówno postaci z pierwszych stron gazet, jak i anonimowe fanki, lgnące do niego jak ćmy do lampy. Ze swą małżonką nie miał już więcej dzieci, za to dorobił się jeszcze jednego udokumentowanego potomka, którego pod koniec lat 80. urodziła mu pewna modelka.
Tom Jones - "It's Not Unusual", źródło: YouTube / Tom Jones
Lata 60.
To z pewnością jedna z najważniejszych dekad w życiu artysty. Właśnie wtedy, za namową swojego menedżera, Gordona Millsa, przyjął pseudonim Tom Jones, podpisał kontrakt płytowy i wkrótce potem wylansował pierwszy hit, "It's Not Unusual". Jeszcze w tej samej dekadzie nagrał kolejne przeboje, m.in. "What's New Pussycat?", "I'll Never Fall In Love Again" i "Delilah".
Do zawodowych dokonań tamtego okresu należy dorzucić pierwszą nagrodę Grammy (dla najlepszego nowego artysty), podpisanie kontraktu na koncerty w hotelu "Flamingo" w Las Vegas (występował tam regularnie przez następnych kilkadziesiąt lat) i show "This Is Tom Jones", który uczynił z niego gwiazdę telewizji po obu stronach Atlantyku.
Wisienką na torcie było zaś spotkanie z Elvisem w studiu Paramount w Hollywood w 1965 roku. Obaj panowie bardzo przypadli sobie do gustu – przyjaźnili się przez następne kilkanaście lat, aż do śmierci króla rock and rolla w 1977 roku.
Lata 70.
Gdy w 1974 roku w Wielkiej Brytanii władzę przejęli socjaliści, Tom czmychnął za ocean, by uniknąć oddawania fiskusowi większości zarobionych pieniędzy. Zamieszkał w Los Angeles w willi kupionej za pół miliona dolarów od Deana Martina.
W pierwszej połowie dekady portfolio wokalisty wzbogaciło się o kolejne hity, na czele z "She's a Lady" z 1971 roku. Pod koniec lat 70. źródełko z przebojami zaczęło wysychać, Tom zadebiutował za to jako aktor w filmie "Pleasure Cove", nakręconym przez telewizję ABC.
Tom Jones - "She's a Lady", źródło: YouTube / Tom Jones
Lata 80.
Z początkiem kolejnej dekady Jones zwrócił się w stronę muzyki country, w której odnosił umiarkowane sukcesy. W 1986 roku przeżył śmierć wieloletniego menedżera Gordona Millsa, którego zastąpił na stanowisku jego syn Mark. Nieco później Tom ponownie zameldował się na popowych listach przebojów – pomogła mu w tym piosenka "Kiss", będąca przeróbką słynnego utworu Prince'a. W 1989 roku na Hollywood Walk of Fame pojawiła się gwiazda z nazwiskiem walijskiego piosenkarza.
Lata 90.
W surrealistycznej komedii Tima Burtona "Marsjanie atakują!" z 1996 roku Tom zagrał sam siebie, uciekającego ze sceny w obliczu agresji ze strony przybyszów z kosmosu. Końcówka stulecia przyniosła jednak o wiele poważniejsze wydarzenia w życiu artysty. W 1999 roku został odznaczony za swe zasługi Orderem Imperium Brytyjskiego, a amerykański prezydent Bill Clinton osobiście zaprosił go do Waszyngtonu na koncert celebrujący nadejście nowego milenium.
Wokalista wrócił też na szczyty list przebojów, dzięki albumowi "Reload", nagranemu w towarzystwie wielu znanych gości, takich jak Robbie Williams, Van Morrison czy Natalie Imbruglia. Pochodzący z tej płyty utwór "Sexbomb" stał się jednym ze sztandarowych hitów Walijczyka.
Tom Jones - "Sexbomb", źródło: YouTube / Tom Jones
Lata 2000.
Prestiżowe nagrody Brit Award, przyznane Jonesowi w 2000 i 2003 roku były jedynie przystawkami przed zaszczytem, jakiego dostąpił 6 lat później, gdy królowa Elżbieta II nadała mu tytuł szlachecki. "To najlepsze, co mi się przydarzyło" – mówił wzruszony artysta, odbierając honory w Pałacu Buckingham.
W pierwszej dekadzie XXI wieku Tom dał też parę niezapomnianych koncertów. Jeden z nich odbył się w jego rodzinnym miasteczku Pontypridd, gdzie nie występował od 1964 roku. Popisy wokalisty oklaskiwało tam 20 tysięcy ludzi. Jeszcze większą, ponad 60-tysięczną widownię miał "koncert dla Diany", który odbył się w 2007 roku na stadionie Wembley w Londynie. Jones zaśpiewał tam m.in. w duecie z Joss Stone, obok takich gwiazd, jak Elton John, Kanye West czy Andrea Bocelli.
Lata 2010.
Jak przystało na statecznego pana po 70., Tom porzucił popowo-taneczny repertuar na rzecz muzyki z pogranicza bluesa i gospel. Nie wzbudziło to zachwytu u szefostwa jego wytwórni płytowej, które zagroziło nawet zerwaniem kontraktu. Artysta postawił jednak na swoim – mógł sobie na to pozwolić, bo był już wówczas legendą z ponad 100 milionami sprzedanych płyt na koncie.
Pomimo zwrotu ku muzycznej tradycji Jones nie stracił kontaktu z tym, co aktualnie działo się w branży. Nawiązał współpracę z jednym z najważniejszych rockmanów XXI wieku, Jackiem Whitem, a w 2014 roku, na koncercie towarzyszącym wielkiemu finałowi ligi futbolu australijskiego zaśpiewał w duecie z Edem Sheeranem.
Tom został też jurorem telewizyjnego talent show "The Voice UK" i na stałe zamieszkał w Londynie, po kilkudziesięcioletnim uchodźstwie do Stanów Zjednoczonych.
Tom Jones & Ed Sheeran - "Kiss", źródło: YouTube / Tom Jones
Lata 20.
W dziewiątą dekadę życia artysta wszedł z impetem, wydając 41. album w swym dorobku, zatytułowany "Surrounded by Time". Wypełniona coverami płyta miała premierę 23 kwietnia i od razu wskoczyła na pierwsze miejsce listy bestsellerów w Wielkiej Brytanii. Dziennik "The Daily Telegraph" dał jej najwyższą możliwą notę, zaś recenzent serwisu musicOMH napisał, że głos Toma "wyraża prawdopodobnie więcej emocji niż kiedykolwiek wcześniej w jego karierze".
Nie pozostaje nic innego, jak delektować się nowymi nagraniami 81-letniego Walijczyka, w oczekiwaniu na jego kolejny świetny album.
kc