Krzysztof Grzesiowski: W naszym studiu gość: pani poseł Elżbieta Jakubiak, Polska Jest Najważniejsza. Dzień dobry, pani poseł.
Elżbieta Jakubiak: Dzień dobry, witam.
K.G.: Mamy nowy obszar sporu między rządem a największą partią opozycyjną, czyli Prawem i Sprawiedliwością – rolnictwo?
E.J.: A ja myślałam, że panowie mnie zapytają o nasz list do premiera w sprawie polityki rodzinnej, bo...
K.G.: To też (...) położę może w następnym pytaniu.
E.J.: ...bo o obszarach sporu pewnie można by mówić długo, dlatego że taka jest polityka tych dwóch partii, one wzajemnie siebie potrzebują do wywoływania konfliktu, ten konflikt, jak widać, przynosi im popularność, czy tak do wyborów pewnie będzie się nam zdawało, że to służy tym partiom. W związku z tym ja jestem krytyczna wobec ministra Sawickiego ze względu na brak jego pomysłu, choćby dzisiejsze gazety donoszą o tym, że coraz mniej jest takich miejsc, gdzie można certyfikować warzywa, które wysyła się do Rosji. O to Rosjanom zawsze chodziło – o wejście do... czy jakby zmonopolizowanie rynku certyfikacji. Tak było z mięsem, tak teraz jest z warzywami. W związku z tym trzeba zadać konkretne pytania, co pan minister robi, żeby polskie warzywa wyjechały do Rosji. I jako kraj dzisiaj mający przewodnictwo w Unii Europejskiej powinniśmy skorzystać z tego prawa i naprawdę pokazać, że jesteśmy częścią Europy i nie będzie więcej rozmów Polska–Rosja, bo jesteśmy dzisiaj rynkiem europejskim i jako taki powinniśmy traktować cały obszar wspólnoty. Pierwszy...
K.G.: A kiedy Jarosław Kaczyński pisze, że sytuacja w polskim rolnictwie staje się tragiczna, że zagrożone jest wręcz bezpieczeństwo żywnościowe Polski, to ile w tym prawdy?
E.J.: No to trzeba poczekać do zbiorów i zobaczycie państwo, że to nie jest już różowo, to jest tak, że teraz są zbiory rzepaku i pewnie nie będą najlepsze z powodów takich, że ten rzepak leży, więc ci rolnicy, który mają rzepak, mówią, że nie będzie najlepiej. Mówi się o zbożu, które nie będzie już takiej jakości, jakiej powinno być, po pogody, które są teraz w lipcu, nie służą takim zbiorom. Jeśli państwo byli w weekend na wsi, to widzą, jak wyglądają te łany zbóż, które zawsze powinny być takie złociste, raczej są czarnawe. W związku z tym wygląda na to, że nie będzie to taki rok obfitych zbiorów i trzeba się o to martwić.
A z drugiej strony wzrost środków produkcji jest nieporównywalny z żadnym innym rokiem, to znaczy to są trzystuprocentowe wzrosty nawet. W związku z tym dochodzi do tego wzrost ceny paliwa, wiadomo, że bez paliwa te gospodarstwa sobie nie radzą, bo przecież to są wszystko maszyny, kombajny, różnego rodzaju suszarnie, które wszystkie potrzebują energii takiej czy innej.
W związku z tym można powiedzieć tak: dobrze, że polscy rolnicy są naprawdę cierpliwi, ale z drugiej strony minister nie może być zachwycony swoją pracą. Do niego należy dbanie o to, aby budżet resortu rolnictwa był wysoki, mówimy o klęsce teraz wśród ogrodników, tak można powiedzieć, czy tych, którzy zajmowali się uprawą papryki, pan minister z zadowoleniem mówi, że daje kilka tysięcy złotych, no ale to jest kilka tysięcy złotych potrzebne na jeden miesiąc, a co z dochodami, które miały być na wrzesień, październik, listopad? Te rodziny żyły wyłącznie utrzymując się właśnie z tych upraw. I to nie jest rozwiązanie problemu.
Sprawa ubezpieczeń rolniczych – pan minister miał cztery lata, nikt inny przed nie miał czterech lat do tego, żeby zaproponować rolnikom ubezpieczenia upraw i zwierząt. Nic w tej sprawie nie zrobiono. Te ubezpieczenia są nieracjonalne, nieracjonalnie wysokie. Trzeba zaprosić do rozmowy rolników i samemu wiedzieć, na co nas stać, zaproponować reasekurację ubezpieczeń rolniczych i wtedy nie trzeba wysyłać pana premiera, żeby mówił rolnikom, że nieważne, czy macie ubezpieczenie, czy nie, bo i tak za wszystko zapłacimy. Ja jestem za tym, żeby pomagać rolnikom, żeby dawać w takich sytuacjach klęsk tego typu pomoc.
Zresztą chcemy powołania funduszu katastrof i klęsk żywiołowych, żeby dzisiaj nie zabierać w grudniu pieniędzy. Przecież rząd ośmiesza się w oczach rolników, którym po powodzi dawał pieniądze, a w grudniu je z powrotem zabierał, bo trzeba je rozliczyć. Nie chcąc tego funduszu rząd po prostu zachowuje się nieracjonalnie.
Tak więc o rolnictwie można by mówić naprawdę bardzo dużo i wcale bez takiego tonu, który usłyszałam z ust premiera. No, sytuacja dopłat, porozmawiajmy o tym, jaki jest plan rządu na najbliższe kilka lat, co rząd proponuje w dziedzinie rolnictwa, czy wyrównujemy dopłaty na poziomie niemieckich i francuskich, czy też zostajemy na tej jednej trzeciej, którą dzisiaj mamy.
K.G.: Czy może my byśmy chcieli takich samych dopłat, jak mają Niemcy, ale to zdaje się wymaga zgody większej grupy państw niż tylko...
E.J.: Tak, ale trzeba przedłożyć propozycje, bez propozycji...
K.G.: Do 90% podobno mamy mieć tego, co mają Niemcy.
E.J.: Dajmy Panu Bogu szansę...
K.G.: Tak mówi premier.
E.J.: ...bo to jest stare przysłowie, ale chyba dobre. Jeśli nie przedkłada się propozycji najpierw rolnikom, a potem w Europie, to znaczy, że się w tej sprawie niewiele dzieje.
K.G.: Pani poseł wspomniała na początku, że raczej o polityce rodzinnej mieliśmy, a nie o rolnictwie. Dobrze. Trzy filary programowe PJN-u, czyli gospodarka, rzeczywista polityka rodzinna, reforma opieki zdrowotnej. Co znaczy „rzeczywista polityka rodzinna”? Ta obecna, jak rozumiem, jest nierzeczywista.
E.J.: Nie ma dzisiaj polityki rodzinnej, dzisiaj jest polityka socjalna, a to jest zupełnie inna polityka. Wobec polskich rodzin nikt nie chce, żadna z polskich rodzin nie potrzebuje takiego wsparcia państwa, o jakie państwo dzisiaj chciałoby wykręcić się. My potrzebujemy niskich podatków, polskie rodziny potrzebują niskich podatków, które będą uwzględniały liczbę dzieci w rodzinie. Tak jest we Francji, tak jest w Niemczech. I to są pieniądze, które pozostają w kieszeniach polskich rodzin.
My powiedzieliśmy w ramach polityki rodzinnej rzeczy konkretne, mówimy: 4800 rocznie na każde dziecko, ale w podatkach, tak, żeby nie płacić podatków albo bezpośrednio do kieszeni ze względu na zróżnicowany system. Właśnie rolnicy nie płacą podatku PIT, w związku z tym mają NIP-y, mają PESELE, można im te pieniądze wypłacać w takiej formie jak robią to niemieckie Sparkassy. Można tak robić, jak robią to Francuzi.
Więc metod można znaleźć kilka, jest tylko pytanie na to, czy inne partie polityczne zgadzają się na rozmowę o polityce rodzinnej prawdziwej, czyli o niskich podatkach, o dostępie do kultury, o bonie edukacyjnym. Wszyscy mówią pięknie: wyrównywanie szans. A co to znaczy w praktyce? Na czym to polega? Że dzieci ze wsi płacą za akademiki? Że dzieci z małych miasteczek wyjeżdżają do dużych miast, płacą za akademiki, za dojazdy, za podręczniki, za biblioteki, za wszystko? Gdzie jest to wyrównywanie szans?
K.G.: No właśnie, nawet á propos podręczników, dzisiaj prasa doniosła, że komplet podręczników dla gimnazjalisty ma kosztować...
E.J.: Kosztuje 700 albo 800...
K.G.: ...750 złotych.
E.J.: Tak.
K.G.: Dla pierwszoklasisty ma kosztować 355 złotych.
E.J.: Za mało, 355 to jest bez podręcznika do angielskiego i bez zeszytów ćwiczeń do różnych przedmiotów. To jest dramatyczna sytuacja. Proszę państwa, dzisiaj rodzina, która ma trójkę dzieci albo czwórkę dzieci, 1 września staje przed wielkim dylematem: kupować książki lub nie, rozkładać kupowanie książek na miesiące lub nie? I o tym trzeba rozmawiać.
My chcemy bonu edukacyjnego, czyli konta edukacyjnego, tak się nazywa to w naszym programie. To jest 200 złotych w każdym miesiącu na każde dziecko właśnie na wydatki edukacyjne. Nie na buty, nie na ubrania, a na wydatki edukacyjne, czyli na ten angielski, który ma wyrównywać szanse, czy francuski, na zakup książek, lektur, na dostęp do tego, co jest potrzebne dzisiaj w takim ogólnym rozwoju dziecka. Jeśli jest uzdolnione dziecko, płaćmy mu za muzykę, za rysunek czy też za balet. Bez tego mówienie o polityce rodzinnej jest pustosłowiem.
Polskie rodziny najczęściej wysyła się po pomoc społeczną i każe im się stać, tak jak rolnikom po powodzi, stać w kolejkach do MOPS-ów czy GOPS-ów po to, żeby tam przynieść sto zaświadczeń i otrzymać 150 złotych. Polski sejm zajmuje się tym, czy matka może dostać zwrot VAT-u, jeśli kupi buty dziecku, nie więcej niż za 150 złotych. Jeśli kupi droższe lub tańsze, to tego nie dostanie. Proszę państwa, każda matka kupuje buty i każda matka powinna mieć na te buty, w związku z tym albo stosujemy instrumenty podatkowe, które będą elementem polityki gospodarczej, a nie polityki socjalnej. Ja mówię o rodzinach, takich jak te, które wzięły kredyty na budowę mieszkań, na budowę domów, te, które zdecydowały się na dzieci, i one dzisiaj pozostają poza zainteresowaniem państwa. Ale one nie chodzą po zasiłki, jałmużnę, one chcą prawdziwej polityki finansowej, uwzględniającej liczbę dzieci w rodzinie.
Takim drastycznym przykładem, żeby panu nie przedłużać, ale powiem, jest rodzina z piątką czy szóstką dzieci. Proszę państwa, jeśli pracuje nawet matka i ojciec, a dochody podzieli się przez 6 lub 8 osób w rodzinie w zależności od ilości dzieci, to ta rodzina ląduje w minimum socjalnym albo poniżej minimum socjalnego. Ale jeśli dochody jej podzieli się wyłącznie na mamę i tatę, to ona jest dobrze sytuowana. Czyli wszystkie dzisiaj polskie rodziny wiedzą, że przy trzecim dziecku spada jakby dochodowość rodziny o 40%. To trzeba zmienić.
Polki rodzą dzieci na Wyspach Brytyjskich, rodzą w Niemczech, nie rodzą tylko w Polsce, a to jest element polityki gospodarczej i na razie chyba rząd zamknął oczy na to.
K.G.: Niewesoło. Pani poseł Elżbieta Jakubiak, Polska Jest Najważniejsza, gość Sygnałów Dnia. Dziękujemy za rozmowę.
E.J.: Dziękuję bardzo
(J.M.)