Polskie Radio

Rozmowa z Cezarym Grabarczykiem

Ostatnia aktualizacja: 17.08.2011 07:15

Krzysztof Grzesiowski: Jak państwo wiedzą, to temat numer jeden, dziś o północy rozpoczął się strajk na kolei, strajk w Przewozach Regionalnych, pociągi stanęły na dobę. 300 tysięcy osób będzie miało problem z dotarciem na miejsce. Cezary Grabarczyk, minister infrastruktury, jest naszym gościem. Dzień dobry, panie ministrze, witamy.

Cezary Grabarczyk: Dzień dobry, witam serdecznie.

K.G.: Pan zdaje się wierzył, że do tego strajku nie dojdzie.

C.G.: Nie tylko wierzyłem, ale podejmowałem działania, aby pomóc stronom sporu w osiągnięciu porozumienia. Wczoraj trwały rozmowy, je nazwaliśmy ostatniej szansy, ale wszyscy znamy dziś wynik – porozumienia nie osiągnięto, związkowcy realizują zapowiedziany strajk i niestety ten strajk to strata dla spółki taka bardzo wymierna. Zarząd mówi o kwocie kilku milionów złotych. Ale przede wszystkim to niedogodności dla pasażerów. I źle się stało, że nie osiągnięto porozumienia.

K.G.: Zarząd spółki Przewozy Regionalne chciałby płacić kwotę 280 złotych, bo o tyle poszło, w trzech ratach, związkowcy domagali się w dwóch. Ta trzecia rata, jak wynika z informacji zarządu spółki, miała być płacona 60 złotych od 1 stycznia 2013, tyle że związkowcy twierdzą, że nigdzie nie jest napisane i powiedziane, że Przewozy Regionalne będą jeszcze w 2013 roku istniały.

C.G.: Spółka Przewozy Regionalne została usamorządowiona w 2008 roku. Od grudnia właścicielami udziałów tej spółki stały się województwa samorządowe. I w nowej formule przez te prawie już 3 lata osiągała coraz lepsze wyniki. W 2009 roku zanotowała stratę przekraczającą 300 milionów złotych, ale już 2010 zakończyła stratą 170 milionów, to znaczy, że zarząd i załoga spółki znacząco poprawiły wynik. Ten rok miał być w planach zarządu zakończony zaledwie kilkudziesięcioma milionami straty i wszystko wskazywało na to, że od przyszłego roku spółka byłaby już na prostej.

K.G.: W tych negocjacjach, o których pan wspominał, jest coś dziwnego, chyba jest coś dziwnego, bo jeden z liderów związkowych Leszek Miętek powiedział, że odnosimy takie wrażenie, my, związkowcy, że oprócz nas i ministra Grabarczyka nikomu nie zależało na tym porozumieniu.

C.G.: No, pan prezydent Miętek miał na myśli fakt, iż te negocjacje w pewnym sensie z zaangażowaniem ministra infrastruktury trwały kilka tygodni. My spotykaliśmy się w różnych zresztą formatach bądź ze stroną związkową, bądź z zarządem, ale także rozmawialiśmy z właścicielami, z udziałowcami tej spółki, czyli z marszałkami – ostatnie takie spotkanie miało miejsce w ubiegłym tygodniu podczas konwentu marszałków – i szukaliśmy sposobu na osiągnięcie porozumienia. Gdy okazało się, że deklaracje marszałków pozwalają na spełnienie oczekiwań co do tej kwoty 280 złotych, pozostało już tylko ustalenie, jak podwyższyć wynagrodzenia, aby nie spowodowało to pogorszenia wyniku finansowego spółki. I zarząd ocenił, że to może być dokonane w kilku ratach.

K.G.: W trzech.

C.G.: Konkretnie w trzech ratach.

K.G.: No tak, ale z tego zdania wynika, że pan chciał, ale zarząd nie chciał. Zresztą podobno pani prezes pytała nawet, z kim negocjujemy, my, zarząd – czy z ministrem, czy z zarządem – pytała związkowców. Czy pan był po stronie związkowców, czy pan nie był po stronie związkowców, jak to było?

C.G.: To był zwrot retoryczny w trakcie tych negocjacji. Ja muszę powiedzieć, że zarząd negocjował z dobrą wiarą i ostateczna propozycja 280 złotych to było zaspokojenie oczekiwań związkowców. Spółka może przekazywać tylko te środki, które w biznesplanie są realne.

Mariusz Syta: Ale ta strona finansowa to jedno, inna sprawa to ta, z którą przeciętny pasażer na pewno się zgodzi, czyli jak mówią związkowcy – patologia w spółce, patologia, którą pasażerowie bardzo dobrze widzą. Cytując związkowców: „Jesteśmy w stanie zarobić na te podwyżki. Jeżeli firma będzie należycie zarządzana  i będzie należyte podejście właścicieli, bo dzisiaj podróżni odczuwają masę patologii, jeżdżą starym zdezelowanym taborem, podczas gdy nowy stoi pod płotem i rdzewieje”.

C.G.: Wymiana taboru kosztuje, jest zaplanowana. Spółka Przewozy Regionalne planuje zarówno zakup nowego taboru, ale też remont, taką całkowitą modernizację taboru, który jest używany. Część środków na ten cel gwarantuje państwo, sięgając do pieniędzy europejskich. I plan modernizacji przez spółkę jest przygotowywany. My musimy przypomnieć ten 2008 rok, gdy spółka była usamorządowiona, to wówczas nie była spółka z zerowym kontem długu, to nie było supersprawnie działające przedsiębiorstwo. Dług Przewozów Regionalnych w 2008 roku sięgał ponad 2 miliardów złotych. Podkreślę: 2 miliardów złotych, konkretnie 2 miliardy 160 milionów. I dzięki usamorządowieniu został przeprowadzony proces oddłużenia Przewozów Regionalnych. Dzięki temu procesowi te 2 miliardy popłynęły z budżetu państwa i pozwoliły na spłatę tego gigantycznego długu. To były zobowiązania wobec innych spółek kolejowych, między innymi Polskich Linii Kolejowych, Energetyki Kolejowej i PKP Cargo.

K.G.: Pan, panie ministrze,  podkreśla zalety tego usamorządowienia, prawda? A związkowcy wręcz mówią, że to jest właśnie problem z tym usamorządowieniem, przekazanie władzy nad spółką szesnastu marszałkom: „Nie są w stanie stworzyć strategii firmy, niektórzy z premedytacją rozpoczynają demontaż Przewozów Regionalnych, tworząc konkurencyjne wobec niej spółki samorządowe”. Zresztą to jest zdanie nie tylko kolejarzy, związkowców, ale także analityków, specjalistów od kolei.

C.G.: Tylko nikt ze związkowców nie przypomina tego faktu, który ja przed chwilą przytoczyłem...

K.G.: O owych miliardach długu?

C.G.: ...że spółka Przewozy Regionalne w 2008 roku miała ponad 2 miliardy długu. Żadne przedsiębiorstwo w takich warunkach nie mogłoby prowadzić działalności gospodarczej. Nie obsługiwała przecież tego długu, ten dług narastał. Dopiero proces usamorządowienia pozwolił na spłatę tego zadłużenia. I wprawdzie na początku spółka dalej generowała stratę, ale ta strata po usamorządowieniu była z roku na rok mniejsza. I przypomnę – plan na rok 2011 zakładał, że to już będzie zaledwie kilkadziesiąt milionów straty, a od przyszłego roku spółka miała wyjść na prostą.

K.G.: Tak na koniec – mamy strajk trwający 24 godziny, potem tydzień przerwy zapowiadają związkowcy, potem kolejny strajk, ale już trwający 2 doby. Czyli w ciągu tego tygodnia musi się coś zdarzyć, żeby do drugiej części strajku nie doszło.

C.G.: Ja wierzę, ze rozmowy będą prowadzone, to...

K.G.: Tylko żeby doprowadziły do czegoś.

C.G.: Strajk jest złym rozwiązaniem, to jest działanie ekstremalne i generujące stratę w spółce. Dzisiaj trudniej będzie sformułować propozycje finansowe. Ten dzisiejszy strajk pochłania możliwości spółki spełnienia oczekiwań związkowców, który obejmuje wynagrodzenia za 1,5 do 2 miesięcy. To znaczy, że każdy kolejny strajk to będą jeszcze mniejsze możliwości zarządu.

K.G.: Panie ministrze,  dziękujemy za rozmowę i dziękujemy za wizytę. Szef resortu infrastruktury Cezary Grabarczyk był gościem Sygnałów Dnia.

(J.M.)