Zuzanna Dąbrowska: Moim gościem jest Marek Jurek, polityk Polskiej Prawicy. Witam pana.
Marek Jurek: Dzień dobry pani, dzień dobry państwu.
Z.D.: I były marszałek sejmu. I kiedy myślałam sobie o naszej rozmowie, to chciałam zapytać pana o to, jak będzie wyglądał sejm, który startuje już 8 listopada, a tu się okazuje, że jeszcze nie wiadomo, jak będzie wyglądał sejm, mimo że wybory odbyły się miesiąc temu, bo dzisiaj się różne rzeczy dzieją w PiS-ie, no i właśnie, jak pan sądzi, co z tego wyniknie?
M.J.: Zaczęło się od sporów w innej części parlamentu o gabinety na lewicy, teraz spory w PiS-ie. Zobaczymy, ja myślę, że ta kampania wyborcza była zupełnie inna od poprzednich. O ile w poprzedniej kampanii obie dominujące partie – i PiS, i PO – na swoich billboardach eksponowały polityków, jak to się teraz mówi, przetransferowanych z drugiej partii do siebie i to miało być to potwierdzenie, że z drugiej strony są ludzie, którzy przyznają nam rację, to w tej kampanii i PiS, i PO nawzajem straszyły swoimi liderami. Na billboardach PiS-u był Donald Tusk czy Palikot, Tusk=Palikot, na billboardach Platformy był Jarosław Kaczyński. Tak że widać tę koncentrację wokół tych szefów partii i to może doprowadzić do tego, że, krótko mówiąc, pod tym to denko przykrywające gotujący się garnek w pewnym momencie eksploduje. Dlatego rzeczywiście o ile w Platformie jakoś udało się utrzymać marszałka Schetynę, znaczy zapobiec jakimś frondom i tak dalej...
Z.D.: Na razie.
M.J.: ...o tyle w PiS-ie się dzieje, tak, o tyle w PiS-ie się dzieje...
Z.D.: Powstanie z tego nowe koło albo klub?
M.J.: I szkoda, dlatego że ja na to patrzę tak, mamy rząd, który w poprzedniej kadencji zademonstrował bardzo wiele działań nieodpowiedzialnych. Takim najbardziej spektakularnym to była ta zapowiedź likwidacji waluty narodowej i w tej chwili możemy wszyscy widzieć, co by się działo, gdyby w tej chwili Polska tak jak Słowacja nie miała już złotówki, tak jak Słowacy, którzy są biednym krajem, byśmy musieli finansować kryzys w znacznie bogatszym kraju, i to nie w interesie tego kraju, tylko banków francuskich i niemieckich, które Grecji pożyczały pieniądze, byśmy byli dokładnie w takiej samej sytuacji. Ale ten rząd w kółko powtarza: likwidacja waluty narodowej za parę lat i tak dalej. Ja bym chciał, żeby w tej sytuacji była opozycja, która potrafi tę władzę kontrolować, potrafi na nią oddziaływać, a najlepiej w pewnym momencie potrafi zmusić ją do prowadzenia polityki w interesie publicznym, tak jak nasza opozycja w latach 2003, 04, 05, kiedy PiS, PO, LPR mówiły jednym głosem, potrafiła zmusić rząd Leszka Millera do reprezentowania interesu narodowego w bardzo wielu sprawach polityki europejskiej, np. odrzucenia konstytucji dla Europy.
Z.D.: I wtedy opozycja była gotowa do przejęcia władzy, ponieważ odrabiała bardzo pilnie lekcje i była jakby gotowa w każdej kwestii zbudować przeciwwagę, tym razem okazało się, i wyborcy to swoim werdyktem potwierdzili, że PiS taką opozycją nie był.
M.J.: Opozycja była merytoryczna i solidarna. Dzisiaj mamy opozycję niemerytoryczną i niesolidarną, zajmującą się sobą, a nie sprawami kraju, i na dodatek bardzo, bardzo skłóconą, dlatego że, mówię, z jednej strony totalne aspiracje Jarosława Kaczyńskiego do totalnej kontroli nad partią, myślę, że bardzo mocno nakręcane przez jego najbliższych współpracowników, osoby typu pana posła Hofmana, a z drugiej strony zobaczymy, co zrobi Zbigniew Ziobro. Ja uważam, że w interesie kraju byłoby to, żeby ta opozycja zaczęła działać i pracować, to znaczy zaczęła tworzyć rzeczywistą przeciwwagę dla rządów Platformy, dlatego że w tej chwili widać ogromny konflikt o władzę. Ja muszę powiedzieć, że ja bardzo źle przyjąłem, kiedy usłyszałem, jak lider opozycji zapytany, co będzie, jak przegra wybory, powiedział: mam nadzieję, że wygram, czyli w ogóle nie było żadnego planu, jak prowadzić przez cztery lata działalność opozycyjną, gdyby wyborcy taką rolę wyznaczyli, a potem, zaraz po wyborach Jarosław Kaczyński powiedział: no, za cztery lata zrobimy Budapeszt i tak dalej. No, Polski nie stać na prowadzenie przez cztery lata kampanii wyborczej, skoro mamy rząd, po którym nie możemy się spodziewać obrony interesu narodowego, to tym bardziej powinniśmy mieć opozycję, która jest nastawiona na oddziaływanie na ten rząd, kontrolowanie rządu, przekonywanie poszczególnych ludzi. Ale po to, żeby przekonywać ludzi w Platformie, po to, żeby przekonywać PSL, trzeba umieć rozmawiać we własnym gronie, a tego w tej chwili w PiS-ie nie widać.
Z.D.: Przypomnę, że Platforma ma 207 posłów, PiS 157, trzecią siłą jest Ruch Palikota, który ma posłów 40, do tego jest PSL...
M.J.: Czterdziestu jeden, bo tam przybył jeden z polityków SLD.
Z.D.: Czterdziestu jeden, tak, po przejściu posła Kopycińskiego. PSL 28, SLD 27. Jak taki podział pana zdaniem wróży dla prac sejmowych, dla sprawności pracy w komisjach, dla obrad, czy my się możemy spodziewać bardziej spektaklu, czy bardziej takiego chowania pewnych konfliktów i rozbieżności właśnie do komisji, po cichutku?
M.J.: Rząd ma wystarczająco... znaczy rząd, jeszcze nie mamy rządu przede wszystkim, ale zakładając, że obie partie deklarowały, że utrzymają koalicję, że PO i PSL będą kontynuować współpracę koalicyjną, to ten rząd ma dokładnie taką większość, jak w poprzedniej kadencji, czyli około 10 głosów nad opozycją, czyli zupełnie wystarczającą do tego, żeby sprawnie rządzić, głosowania wygrywać, ten mandat jest pewny.
Problem polega na czym innym – czy ta większość będzie trwała, dlatego że ja nie wiem, czy premier Pawlak będzie akceptował politykę, którą zapowiada premier Tusk, właśnie likwidacji waluty narodowej. Zresztą jak tak naprawdę dobrze posłuchamy tego, co mówi premier, i takiego większego ekonomicznego rozsądku ministra Rostowskiego, to widać, że tak naprawdę tym motorem prowadzenia w Polsce tej polityki, którą oczekują państwa dominujące w Unii Europejskiej, jest premier Tusk. Nie wiem, czy będzie miał poparcie w swojej partii i w PSL-u na to, żeby tę politykę prowadzić.
No i druga rzecz – on w tej chwili ma spacyfikowaną własną partię, ale to nie jest takie pewne zaplecze, dlatego że w sytuacji, kiedy zmusił do milczenia marszałka Schetynę, zobaczymy, czy on tę większość po prostu utrzyma. Ja myślę, że...
Z.D.: Platforma jest jakby przed tym przesileniem, bo rządu jeszcze nie ma, Grzegorz Schetyna się nie wypowiada, został... czy sam się odstawił, czy został odstawiony na boczny tor...
M.J.: Co więcej, coraz mniej się mówi o Grzegorzu Schetynie.
Z.D.: No właśnie, ale to jest jak pożar prerii, czasem w polityce jedno słowo wystarczy, żeby wszystkie mikrofony i kamery się skierowały w stronę tego, kto akurat mówi, z reguły przeciwko liderowi, więc jaki będzie tego efekt, jeszcze nie wiemy.
M.J.: Tak, ale ja pamiętam rok 2001, dokładnie 10 lat temu, kiedy rząd Leszka Millera miał większość, chyba nawet samo SLD miało więcej mandatów niż PiS, PO i LPR razem wzięte. I wydawało się, że to jest rząd na 12 lat, a że już na pewno w ciągu tej czteroletniej kadencji nic mu nie grozi. Tym razem ta większość jest pewna, ale ona jest mniejsza, a problemy są o wiele bardziej widoczne. Tak że w moim przekonaniu tu nie będzie problemów z tym, żeby był taki pewny start polityczny tego rządu, on na początku będzie kontrolował sytuację. Pytanie, czy będzie w stanie ją kontrolować w ciągu następnego roku, dwóch lat i tak dalej. Pod jednym względem ma sytuację dość bezpieczną, że rząd profesora Buzka, rząd Millera na półmetku, stosunkowo szybko, nawet szybciej, przed półmetkiem tak w połowie kadencji...
Z.D.: Tracił (...)
M.J.: ...miał wybory samorządowe i byli weryfikowani, a w tej chwili tego nie ma, oni mają trzy lata...
Z.D.: Trzy lata bez wyborów.
M.J.: ...spokoju. Ale mówię, na pewno to jest kadencja ogromnej dynamiki nie ze względu tylko na konflikty wewnętrzne, tylko te konflikty będą odzwierciedleniem obiektywnych konfliktów ekonomicznych, społecznych, tego, co się dzieje w Europie. I w tej sytuacji, powtórzę jeszcze raz, ogromna rola opozycji jako tego, kto mówi o tym, czym jest interes narodowy, ale z drugiej strony opozycji, która jest tą rezerwą Rzeczypospolitej i potrafi w pewnym momencie oddziaływać nawet na sytuację w partii rządzącej. Tylko do tego potrzebna byłaby opozycja, która potrafi rozmawiać z różnymi środowiskami politycznymi, potrafi szukać ludzi bliskich, nie wiem, konserwatywnych posłów Platformy, PSL i tak dalej. Dzisiaj PiS przy obecnym kursie takiej polityki nie poprowadzi, dlatego że jest partią czysto wyborczą, która zapowiedziała, że interesują ją po prostu następne wybory i ta kadencja to będzie kadencja taka jak poprzednia, komisje śledcze, konflikty i tak dalej.
Z.D.: Marszałkiem sejmu ma być Ewa Kopacz, kobieta. Myśli pan, że to jest dobry pomysł, właśnie na tę, jak pan określił, dynamikę polityczną tej kadencji, która będzie się zwiększać?
M.J.: Myślę, że niedobrze, że... Znaczy niedobrze, że premier ma tak absolutną władzę w swojej partii, bo wbrew pozorom to wcale nie zapowiada spokoju, tylko konflikty, bo to jest partia tak samo skonstruowana jak PiS, rola Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego, ich obu w tych partiach jest bardzo podobna. I w tym wypadku pani minister Kopacz, jej przejście na to nowe stanowisko jest tylko efektem tej absolutnej władzy premiera Tuska nad swoją partią. Akurat on wydaje mi się, że nie szanuje obyczaju, dokonując zmiany na takim stanowisku, i to w sposób tak jednostronny, nawet tak brutalny w pewnym momencie, kiedy, nie wiem, z jednej różnicy politycznej w jednej sprawie zrobił konkurencję dwóch władz państwowych. Ale towarzyszyło temu coś gorszego, to znaczy zapowiedź tak naprawdę pozbawienia parlamentu wpływu na obsadę rządu. Na szczęście z tego ustąpił.
Z.D.: A my, jak mówi chińskie przekleństwo, znów żyjemy w ciekawych czasach, w ciekawych czasach politycznie, w ciekawej kadencji. Dziękuję za rozmowę.
M.J.: Dziękuję bardzo.
Z.D.: Moim gościem był Marek Jurek.
(J.M.)