Polskie Radio

Rozmowa z Bartłomiejem Morzyckim

Ostatnia aktualizacja: 25.11.2011 08:15

Grzegorz Ślubowski: Witamy naszego kolejnego gościa: Bartłomiej Morzycki, prezes Stowarzyszenia „Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego”.

Bartłomiej Morzycki: Dzień dobry.

G.Ś.: Pochwalmy się na początku: nasz program, Program 1 Polskiego Radia dostał nagrodę w kategorii media właśnie na rzecz poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego. To nie jedyna nagroda, nie jedyna kategoria, tak można powiedzieć.

B.M.: Tak, wczoraj mieliśmy przyjemność już po raz drugi na uroczystej gali w Warszawie wręczyć nagrody „Partner Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego” 2011 i Media Roku to jest jedna z pięciu kategorii. Oprócz tego nagrodziliśmy również Osobę Roku, Instytucję Publiczną Roku, Organizację Pozarządową Roku i Firmę Roku. Tak że 5 kategorii podstawowych, 2 nagrody specjalne, Agata Szczech z Renault i Beata Bublewicz z parlamentu, posłanka na sejm, przewodnicząca zespołu parlamentarnego BRD.

Mariusz Syta: Jesteśmy oczywiście bardzo zadowoleni, że taka nagroda powędrowała w nasze ręce, zwłaszcza że na pewno dużo miejsca na antenie radiowej Jedynki poświęcamy właśnie problematyce bezpieczeństwa na drogach. Dlaczego jest tak źle? A jest chyba źle, skoro jesteśmy na trzecim bądź piątym w zależności od kategorii, ale w tym przypadku to już nie nagród, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo na drogach w Europie?

B.M.: Wypadek nie ma najczęściej jednej jedynej przyczyny, jest to zbieg okoliczności, jest to wina człowieka, czasami wina samochodu, czasami wina drogi, natomiast...

M.S.: Dobrze, dobrze, panie prezesie, słyszał pan, co mówią o polskich kierowcach za granicą?

B.M.: Tak, że są bardzo dobrymi kierowcami...

M.S.: Skrót CPD. Nie, nie, crazy Polish drivers, raczej że zwariowani polscy kierowcy.

B.M.: Ale z drugiej strony wiem też o tym, że kierowcy, którzy przekraczają polską granicę, pokornieją, jadą wolniej, stosują się do przepisów, ponieważ boją się policji niemieckiej na przykład, stosują się do przepisów drogowych w innych krajach znacznie bardziej niż w Polsce niestety.

G.Ś.: Ale czy pan sugeruje wobec tego, że to jest jakaś luka w prawie, tak? Że to prawem, zmianą przepisów można załatwić to, żeby polscy kierowcy jeździli lepiej, że to nie jest kwestia kultury jazdy, tylko właśnie prawa?

B.M.: Myślę, że jedno i drugie, z jednej strony oczywiście potrzeba dobrego prawa, ale przede wszystkim potrzeba też egzekucji tego prawa, a wydaje mi się, że w Polsce kierowcy czują się czasami dosyć bezkarnie: uda mi się, przed fotoradarem zwolnię, na CB-radio mnie poinformują, gdzie stoją z „suszarką” policjanci, a w razie czego się wykpię, powiem, że się spieszę do chorej żony czy dziecka i jakoś mnie puszczą z pouczeniem. Myślę, że za granicą nie ma takiej dyskusji, tam, jeżeli się popełni przewinienie, ponosi się karę często znacznie bardziej dotkliwą niż w Polsce, i to powoduje, że kierowcy chyba jednak popełniają mniej wykroczeń za granicą niż w Polsce.

G.Ś.: Czyli brawura przede wszystkim, alkohol?

B.M.: Brawura na pewno, niedostosowanie się do warunków jazdy, zbyt szybka jazda, na pewno alkohol. Tutaj niestety często wydaje mi się także nieświadomy czasami kierowca, który wypije alkohol wieczorem, kładzie się spać, rano wstaje, bierze prysznic, myje zęby, wydaje mu się, że już wszystko jest w porządku. Jeśli pił alkohol bardzo późno i bardzo dużo, to nie jest w porządku i wciąż jest pod wpływem alkoholu. Tak że te statystyki poweekendowe, ponad tysiąc złapanych kierowców to wielu z nich są właśnie kierowcy „wczorajsi” tak zwani...

M.S.: To jedna z ostatnich kampanii zresztą poświęcona właśnie temu...

B.M.: Tak, tak, „Nie jedź na kacu”.

M.S.: ...żeby nie jeździć na kacu.

B.M.: No właśnie.

G.Ś.: A jak to się zmienia w ciągu iluś tam lat, właśnie liczba pijanych kierowców?

B.M.: Liczba pijanych kierowców w dalszym ciągu stanowi podobny odsetek przewinień w ruchu drogowym, tak że o ile mamy do czynienia z takim konsekwentnym spadkiem liczby wypadków, jeżeli spojrzeć np. na 2008 rok, to jest ponad pięćdziesiąt kilka tysięcy wypadków i aż 5,5 tysiąca zabitych na drogach, 2010 to już poniżej 4 tysięcy ofiar. Jest to zdecydowana poprawa, niestety wciąż zbyt mała, jeśli porównać z innymi krajami i z tym, co byśmy chcieli osiągnąć, chcielibyśmy dążyć do jak najmniejszej liczby ofiar i rannych, a 4 tysiące to jest wciąż takie całkiem niemałe miasteczko.

M.S.: Mówimy: brawura, mówimy: alkohol. To są rzeczy, które zależą od nas.

B.M.: Tak.

M.S.: A zastanawiam się, jaki może być wpływ po prostu fatalnego stanu dróg w Polsce na wypadki.

B.M.: Jeżeli mówiłem na początku, że to jest wypadkowa trzech czynników, to właśnie miałem na myśli i człowieka, jego zachowanie, i samochód, i drogę. Najczęściej w statystyce policyjnej przypisuje się winę człowiekowi. I rzeczywiście tak najczęściej jest. Natomiast jeżeli jedziemy po śliskiej nawierzchni, mokrej, jeżeli jedziemy po drodze źle oznakowanej, bez np. pasów białych odnowionych albo w ogóle po czarnej nawierzchni, jeżeli mamy niesprawny samochód, bo są łyse opony, bo są niesprawne hamulce, bo dawno nie byliśmy na przeglądzie technicznym i kierowca woli „załatwić” sobie ten przegląd, a nie go rzeczywiście przebyć i sprawdzić stan techniczny pojazdu, to potem rzeczywiście tych metrów do zatrzymania brakuje i mówi się: prędkość. No tak, bo jeżeli kierowca ma świadomość tego, że jest ślisko, ma świadomość tego, że samochód jest niesprawny, powinien jechać wolniej. Tak że wina jest finalnie po stronie kierowcy. Ale i samochód, i zły stan dróg ma tu znaczenie. Jeśli mówimy o drogach, rzeczywiście obserwujemy coś takiego, że polscy kierowcy częstokroć są sfrustrowani korkami, sfrustrowani kiepską nawierzchnią, kiepskimi warunkami drogowymi, i później, kiedy już dojeżdżają do tego kawałka lepszej drogi, próbują nadrobić te 5–10 minut straconego czasu. To bardzo niedobrze, bo finalnie po dojechaniu okazuje się, że to jest jedna kawa więcej, parę minut zaoszczędzone, a ryzyko niewspółmiernie duże.

M.S.: Z jednej strony jest kultura jazdy, a z drugiej zastanawiam się po prostu nad nowymi technologiami, bo z jednej strony taką znalazłem informację, że od kilku dni po ulicach Katowic jeżdżą autobusy i taksówki, które mają (tu wracamy do wątku związanego z alkoholem) zamontowaną blokadę antyalkoholową. Produkt na razie przechodzi fazę testów. Pan kiwa głową, znaczy, że zna sprawę. Chodzi o taką blokadę, że jeżeli wsiadamy, to od razu urządzenia wyczuwają alkohol lub jego brak. Jeżeli alkohol jest w naszym organizmie, to w takim razie samochodu nie uruchomimy. Dobre rozwiązanie? W tę stronę należy iść?

B.M.: Myślę, że tak, zwłaszcza jeśli mówimy o transporcie osób, jeżeli mówimy o transporcie drogowym ciężkim, tam, gdzie są zawodowi kierowcy. Wiemy na przykład, że w Szwecji takie rozwiązanie jest stosowane w transporcie ciężkim drogowym, rozmawialiśmy z administracją szwedzką drogową i przekonywali nas, że również w tych firmach transportowych polskich, które pracują na trasie Polska–Szwecja,  jest to rekomendowane. Tak że to jest jeden z tych kierunków. My się spotykaliśmy jako stowarzyszenie także z producentami tych urządzeń i wydaje się, że w momencie, kiedy ciężko jest wymóc na kierowcy odpowiedzialność, to jest urządzenie, które tego pilnuje.

M.S.: To niech samochód za niego decyduje.

B.M.: To niech samochód za niego podejmie decyzję, tak jest.

G.Ś.: Panie prezesie, to powiedzmy o samym stowarzyszeniu, no bo to jest też specyficzne stowarzyszenie, w skład którego wchodzą instytucje tak naprawdę. No i jest to stowarzyszenie globalne, tak?

B.M.: Tak, jesteśmy jedyną tego typu organizacją w Polsce, bo jesteśmy afiliowani przy Genewskiej Organizacji Globalnej, Global Road Safety Partnership, czyli takie stowarzyszenie światowe na rzecz bezpieczeństwa ruchu drogowego, które znowu jest bardzo blisko związane z Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem. My w Polsce jesteśmy organizacją, która zrzesza wszystkie 3 sektory życia publicznego, mamy partnerów, którzy są z sektora publicznego, np. Krajową Radę Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, Bank Światowy, Instytut Transportu Drogowego, mamy wielu partnerów z organizacji pozarządowych, np. Polski Czerwony Krzyż, Fundacja Hołowczyca i wiele, wiele innych podmiotów, i mamy kilkanaście firm prywatnych, czyli sektor prywatny, który również angażuje się w działania na rzecz bezpieczeństwa ruchu drogowego, to są duże firmy głównie zagraniczne, ale są też polskie, np. PZU. I jest to organizacja, która działa już dobrych kilka lat i staramy się z jednej strony być takim partnerem dla administracji w tej legislacji, o której mówiliśmy, z drugiej strony wspieramy...

G.Ś.: Co to znaczy być partnerem dla legislacji?

B.M.: Staramy się poprzez możliwość korzystania z doświadczeń międzynarodowych brać udział w konsultacjach społecznych różnych krajów aktów prawnych...

G.Ś.: Z politykami rozumiem.

B.M.: Z politykami, z zespołem parlamentarnym, z Ministerstwem Infrastruktury wcześniej, teraz miejmy nadzieję Transportu, Krajową Radą BRD, pracować nad poszukiwaniem najlepszych rozwiązań. Z drugiej strony bardzo angażujemy się również we własne albo wspólne z innymi podmiotami kampanie społeczne mające na celu uświadamiać kierowców czy w ogóle użytkowników dróg, bo przecież dziś ktoś jest kierowcą, ale wysiądzie z samochodu i jest pieszym, a w weekend wsiądzie na rower i jest rowerzystą. Tak że mówmy może szerzej raczej o użytkownikach dróg.

G.Ś.: Bo chyba najważniejsze to jednak właśnie zmienić tę kulturę jazdy, tak?

B.M.: No właśnie, była też parę lat temu taka kampania...

G.Ś.: Jak to zrobić? Kampanie społeczne?

B.M.: I więcej może takiego osobistego zaangażowania. Akurat jesteśmy w radiu, którego słuchają kierowcy, na pewno wiele tysięcy teraz kierowców słucha nas, więc po prostu zaapelujmy o to, żeby też być życzliwym, kulturalnym kierowcą, żeby się nie wpychać, żeby puścić kogoś, jeżeli jest zwężenie, ale także jeżeli jesteśmy pasażerami, żeby reagować na naruszanie przepisów. Jeżeli widzimy, że ktoś na imprezie wypił, a potem chce wsiąść za kierownicę, nie dopuśćmy do tego, przekonajmy, że może zabić siebie lub innych. Jeżeli ktoś jedzie zbyt szybko, a jesteśmy na tylnym siedzeniu, poprośmy, żeby zwolnił. Zareagujmy w busie, który pędzi do Lublina albo do Otwocka i kierowca wyprzedza na trzeciego niebezpiecznie, niech pasażerowie upomną się o to, by jechać zgodnie z przepisami.

G.Ś.: To przyłączamy się w takim razie do tego apelu, no bo bezpieczeństwo jest rzeczywiście najważniejsze. Bartłomiej Morzycki, prezes Stowarzyszenia „Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego”, był naszym gościem.

B.M.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)