Roman Czejarek: Jeremi Mordasewicz w naszym studiu, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”. Dzień dobry, witamy.
Jeremi Mordasewicz: Dzień dobry.
Krzysztof Grzesiowski: Witamy w Sygnałach. Podwyższenie składki rentowej dla pracodawców o 2 punkty procentowe już od 1 lutego?
J.M.: Tak.
K.G.: Konsekwencje tego faktu dla samych pracodawców?
J.M.: To oznacza wzrost kosztów pracy, mniej więcej będzie to kosztowało pracodawców w tym roku jakieś 5 do 6 miliardów złotych, o ile oczywiście nie zrekompensują tego sobie w jakiś sposób, a pewnie zrobią to, to znaczy podwyżki wynagrodzeń w tym roku nie będą tak znaczne jak miały być, no bo skoro pracodawcy muszą zapłacić średnio za pracownika mniej więcej 70 złotych dodatkowo miesięcznie w postaci składki rentowej, no to nie podniosą o tyle wynagrodzeń. Natomiast ci pracodawcy, którzy już mają zawarte umowy z pracownikami, będą musieli ponieść dodatkowe koszty, a to oczywiście nie sprzyja zatrudnianiu.
K.G.: Czy wobec podwyższenia składki dojdzie do zmniejszenia popytu, jak pan sądzi?
J.M.: Nie zmniejszy się popyt w sensie popytu konsumpcyjnego, bo składka podnoszona jest po stronie pracodawcy. Przypominam, że kiedy była obniżana przed kilkoma laty, to pracodawcy i pracownik płacili po 6,5%. Dzisiaj pracownik płaci 1,5%, a pracodawca płaci 4,5%, od 1 lutego będzie płacił 6,5%, znaczy wyraźnie rząd obniżając składkę preferował pracownika (no, pracowników jest więcej niż pracodawców) i teraz podnosząc składkę, również przerzucił obciążenie na pracodawcę, a nie na pracownika. Uważam, że to jest zła decyzja. Premier i minister finansów tłumaczą to niechęcią do ograniczenia konsumpcji. No ale pamiętajmy, że w Polsce nie konsumpcja jest problemem, tylko inwestycje. Konsumpcja utrzymuje się nieźle nawet w okresie spowolnienia gospodarczego, natomiast inwestycje w Polsce nie przekraczają 20% PKB. To jest za mało, żeby stworzyć miejsca pracy dla wszystkich potrzebujących. Poziom inwestycji w Polsce jest zbyt niski i o to powinniśmy walczyć, a nie o utrzymanie konsumpcji.
K.G.: Czyli inwestycje to z jednej strony nowe miejsca pracy, z drugiej także modernizacja.
J.M.: No tak, oczywiście, bo nie da się dogonić krajów Europy Zachodniej, jeżeli nie zmodernizujemy naszej gospodarki, nie będziemy stosować nowych technologii, nie kupimy nowych maszyn i urządzeń, a jednocześnie biorąc pod uwagę, że każde miejsce pracy w Polsce kosztuje mniej więcej średnio 150 tysięcy złotych, no to jeżeli takiej kwoty nie zainwestujemy, to nie będziemy mieli nowych miejsc pracy, a pamiętajmy, że ponad 2,5 miliona Polaków potrzebuje jej. Mam na myśli młodzież, osoby po pięćdziesiątce, które chcą pozostać na rynku pracy, no i po trzecie ukrytych bezrobotnych w rolnictwie, bo ich jest tam pełno na wsi.
K.G.: A jak kwestia podniesienia składki rentowej ma się do... o ile się w ogóle ma, oczywiście, do konkurencyjności firm tak w kraju, jak i za granicą?
J.M.: Można powiedzieć tak, że wzrost kosztu pracy o 2% to jest niewiele. Nie bagatelizowałbym tych 2%, ponieważ w tej chwili zaostrza się konkurencja na międzynarodowych rynkach. W Europie Zachodniej mamy do czynienia ze spowolnieniem gospodarczym, w wielu krajach wystąpi wręcz recesja, natomiast my konkurujemy nie tylko między sobą (mam na myśli my, polscy przedsiębiorcy), ale konkurujemy również z przedsiębiorcami z Niemiec, z Francji, z Włoch, z Wielkiej Brytanii. I w takiej sytuacji podnoszenie kosztu pracy obniża naszą konkurencyjność. Polska nie ma takich technologii nowoczesnych, nie ma takich zasobów kapitału, jak np. Niemcy. Naszym atutem są właśnie po pierwsze niskie koszty pracy, a po drugie elastyczność zatrudniania. Znaczy jeżeli pozbędziemy się tych dwóch przewag konkurencyjnych, no to po prostu nie ma nas, przegrywamy.
R.Cz.: Ale patrząc na różnicę kursu np. euro do złotówki, to i tak te 2% to jest nic w stosunku do tego, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach, więc i tak w sumie ci, którzy np. produkują na ekspert, jeżeli chodzi o konkurencję z Niemcami czy z Francją, to są na plusie.
J.M.: Tak, ale na eksport produkuje tylko kilkanaście procent, czyli ma pan rację, że ci, którzy produkują na eksport, mają wzmocnioną pozycję konkurencyjną dzięki osłabieniu złotego w stosunku do euro.
R.Cz.: Czyli te 2% jakoś tam zniknie w tym wszystkim.
J.M.: Tak. W przypadku eksportu jest inny problem – raczej malejący popyt w Europie Zachodniej powoduje, że trudniej jest nam wyeksportować nasze produkty, natomiast jeżeli weźmiemy wszystkich działających w kraju i, no cóż, tutaj nie da się tak łatwo zrekompensować. Znaczy myśmy zresztą wysłali do rządu sygnał, że skoro podwyższacie nam składkę rentową, podnosicie nasze koszty o 2%, to zrekompensujcie nam to zmniejszeniem kosztów administracyjnych. Proszę sobie wyobrazić, że... sam zresztą rząd wyliczył, że rocznie obowiązki administracyjne, które wykonują przedsiębiorstwa, które... to są koszty, które musimy ponieść, żeby te obowiązki administracyjne nakładane przez państwo zrealizować, to jest 78 miliardów. Z tego 40 miliardów to są koszty, które i tak byśmy ponosili, bo bez tego się nie dało (...), ale pozostaje te ok. 38 miliardów złotych, które są na nas niepotrzebnie nałożone. Na przykład przez 50 lat musimy przechowywać akta pracowników. Dawno już pracownik umarł, rozstaliśmy się z nim np. 40 lat temu, a nadal musimy przechowywać, i to w formie papierowej, akta. Czyli gdyby rząd chciał nam zrekompensować tę podwyżkę składki rentowej i zwiększyć naszą konkurencyjność, powinien ograniczyć niepotrzebne obowiązki administracyjne.
K.G.: Jeszcze o tych skutkach podniesienia składki rentowej. Czy konsekwencje tego faktu będą takie same w całym kraju?
J.M.: No nie, oczywiście, znaczy najbardziej odczują to małe firmy, bo w nich koszty pracy odgrywają większą rolę. Jeżeli pan ma ogromną fabrykę, w której koszty pracy stanowią 20%, reszta to maszyny, urządzenia, to jest ten kapitał zainwestowany, no to oczywiście skutek będzie mniejszy niż w małej firmie, gdzie np. koszty pracy stanowią 60–70%, szczególnie w usługach. I druga kwestia – odczują to najbardziej te słabe gospodarczo regiony, mam na myśli wschodnią Polskę...
K.G.: No właśnie o to chciałem spytać, z punktu widzenia geografii jak to będzie wyglądało.
J.M.: Województwo warmińsko–mazurskie, podlaskie, Lubelszczyzna, Podkarpacie, województwo świętokrzyskie – to są najsłabsze regiony i tam podwyżka kosztów pracy, biorąc pod uwagę, że w stosunku do siły nabywczej ludności w regionie już praca jest dosyć droga, bo co wyszło...
R.Cz.: Mały zakład fryzjerski na przykład gdzieś na wschodzie Polski.
J.M.: Tak. Jeżeli do tego się dorzuci jeszcze, że wzrasta składka rentowa, a podnosimy płacę minimalną do 1500 złotych, to w takim małym miasteczku może się okazać, że pracownik dla swojego pracodawcy nie zarobi 3 tysiące, bo jeżeli uwzględnimy podatki, składki na ubezpieczenia społeczne, urlop i tak dalej, to trzeba to, co pracownik dostaje, wymnożyć przez dwa, w związku z tym jeżeli mówimy o koszcie rzędu 3 tysięcy złotych, no to jeżeli pracownik nie przyniesie pracodawcy 3 tysiące złotych plus przyjmijmy jakiś chociaż minimalny zyska dla tego pracodawcy ze względu na to, że on zainwestował kapitał i podejmuje ryzyko, no to po prostu taki pracownik zostanie zwolniony. Część z nich zostanie ponownie zatrudniona, ale już w formie nieoficjalnej...
K.G.: Czyli szara strefa?
J.M.: To jest działanie niezgodne z prawem, to jest ta szara strefa, ale z tym mamy do czynienia. Jeżeli koszty pracy wzrastają nadmiernie, no to wtedy się szara strefa poszerza.
R.Cz.: Ale moment, to można sobie wyobrazić oczywiście złą taką sytuację, że taki pracodawca w takim zakładzie fryzjerskim na wschodzie Polski idzie do tego pracownika i mówi: Słuchaj, problem jest taki. Chcesz oczywiście pracować. On mówi: Chcę dalej pracować. – Zmieńmy umowę o pracę, ja ci obniżę fikcyjnie trochę wynagrodzenie, będzie się liczyło inne procenty od innych procentów i w ten sposób wszyscy wyjdziemy na swoje. Można sobie wyobrazić takie rozwiązanie, prawda? I pewnie tak będzie.
J.M.: Opisuje pan zjawisko, które ma miejsce. Tylko pytanie jest: czy to jest tylko margines, bardzo wąskie zjawisko, czy to jest zjawisko o charakterze szerokim? W Polsce szara strefa oceniana jest na ponad 20%. To jest stosunkowo dużo jak na Europę, znaczy dużo jak na Europę Środkową, Północną, mało jak na Europę Południową. Porównujemy się z takimi krajami, jak Grecja, Portugalia, Włochy. Ale proszę pamiętać, że właśnie Grecy dzisiejsze problemy przeżywają z dwóch powodów: po pierwsze niski wiek emerytalny, czyli ogromne obciążenie kosztem emerytur, wysokie koszty administracji, no i trzecie – właśnie praca w szarej strefie, czyli brak wpływów do budżetu, no bo Grecy nie chcieli regulować podatków, składek, no i efekt jest taki, że to państwo upadło.
K.G.: Hm. Skoro już pan poruszył ten wątek, tak na zakończenie, czy podwyższenie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn w naszym kraju jest z punktu widzenia gospodarki, stanu gospodarki za ileś lat jest koniecznością?
J.M.: Już dziś jest koniecznością, przecież w ZUS-ie brakuje nam 40 miliardów złotych. 15 miliardów brakuje nam w KRUS-ie. Pamiętajmy, że nasze życia wydłuża się o 1 rok co 5 lat, czyli co 5 lat żyjemy o 1 rok dłużej. Dzisiaj 60-letnia kobieta ma przed sobą 22 lata życia. No nie da się po prostu utrzymać systemu emerytalnego, w którym emeryturę pobieramy tak długo, jak długo pracowaliśmy i płaciliśmy składki. Ja zawsze będę podkreślał, że godną emeryturę można mieć wtedy, kiedy się trzy razy dłużej pracuje niż pobiera emeryturę, czyli 45 lat pracy – 15 lat emerytury. Jako tako można jeszcze się utrzymać na emeryturze, jeżeli pracujemy dwa razy dłużej, niż pobieraliśmy emeryturę, czyli 40 lat pracy i 20 lat emerytury. Ale powyżej tego parametru nie da się, musielibyśmy składki emerytalne podnieść dwukrotnie. Dzisiaj oddajemy już 1/5 wynagrodzenia na emerytury. Czy wyobrażacie sobie państwo, że blisko połowę wynagrodzenia będziemy oddawać na emeryturę? Nie ma innej drogi, musimy wydłużyć, znaczy podnieść wiek emerytalny.
K.G.: Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”, był naszym gościem. Dziękujemy za spotkanie.
J.M.: Dziękuję.