Roman Czejarek: Przy naszym mikrofonie Joanna Mucha, minister sportu i turystyki. Dzień dobry, pani minister.
Joanna Mucha: Dzień dobry, witam serdecznie.
Krzysztof Grzesiowski: Pani minister wierzy w skuteczność takich apeli, jak ten wygłoszony w sejmie: „Nie wykorzystujmy Euro 2012 (oczywiście my, politycy, żeby było jasne) do prowadzenia wewnętrznych sporów politycznych”?
J.M.: To nie są apele, które są skuteczne, ale one muszą czasem wybrzmieć, naprawdę muszą wybrzmieć.
K.G.: No dobrze, a skąd się bierze ów spór rząd-opozycja przy okazji Euro 2012?
J.M.: Myślę, że to jest z takiego poczucia... W tej chwili wszyscy się martwimy, w jaki sposób to Euro nam się uda, i to jest sytuacja, która powtarza się w każdym kraju, na miesiąc przed turniejem wszyscy wpadają w panikę i wszyscy boją się, że będzie kompromitacja. To samo powtarzało się i w Niemczech, i na turnieju szwajcarsko-austriackim. Więc sytuacja się powtarza. I myślę, że w Polsce to jest kolejna odsłona tej samej tendencji.
K.G.: Za co pani resort odpowiada w przypadku Euro 2012?
J.M.: Za koordynację wszystkich przygotowań, to znaczy, że poza tymi projektami infrastrukturalnymi, których było blisko 300, jest też 252 projektów organizacyjnych. To są projekty związane z przygotowaniem procedur, sposobów działania i w ogóle funkcjonowania w trakcie turnieju na wypadek... znaczy w trakcie... wtedy, kiedy normalnie się rzeczy dzieją, i wtedy, kiedy mamy jakąś sytuację nietypową. Moje zadanie i Spółki PL 2012 polega na tym, żeby przygotować procedurę normalnego działania, żeby wylistować wszystkie ryzyka, które mogą się zdarzyć, i zaprojektować odpowiedź na te ryzyka we wszystkich obszarach – bezpieczeństwa, opieki medycznej, komunikacji, naprawdę we wszystkich tych, które w trakcie turnieju się liczą, ale oczywiście resorty odpowiednie przygotowują tego typu działania, natomiast moim zadaniem jest koordynowanie tych przygotowań.
K.G.: No a takie informacje, złe informacje de facto, że po raz kolejny na którymś ze stadionów trzeba wymieniać murawę, a to się kawałek dachu oberwało nad Stadionem Narodowym, to też pani zmartwienie?
J.M.: W pewien sposób też oczywiście, natomiast to, że trzeba wymieniać murawę, to nie jest nic nadzwyczajnego. UEFA wymaga wymiany murawy na wszystkich stadionach, na których ma być rozegrany turniej niezależnie od tego, czy to jest Polska, czy to jest jakikolwiek inny kraj. Więc to jest normalne, to jest standard. Notabene...
K.G.: No dobrze, ale kiedy pani się o tym dowiedziała, że jest coś takiego, to nie zadała sobie pytania, ile razy można tę trawę wymieniać?
J.M.: Zawsze wymienia się trawę na miesiąc, na półtora miesiąca przed turniejem. Ta trawa na turnieju musi być świeża, musi być piękna. Zresztą to nam samym powinno na tym najbardziej zależeć, dlatego że ten najczęściej powtarzany obrazek z Polski to będzie obrazek murawy i zawodników, więc to my sami musimy... musi nam zależeć, żeby to była najpiękniejsza murawa na świecie.
K.G.: To podczas Euro, bo na razie najczęstszy obrazek z Polski, pokazywany w Polsce, może to jeszcze nie interesuje kibiców z innych krajów, to jest brak 20 km autostrady.
J.M.: Tak, i od początku, kiedy przejęłam koordynację przygotowań, braliśmy pod uwagę taki wariant, braliśmy pod uwagę też inne warianty – że nie będzie zakończona trasa do Okęcia, że nie będziemy mieli oddanej stacji Stadion przy Stadionie Narodowym i tak dalej, i tak dalej. Tylko jeden z tych negatywnych scenariuszy rzeczywiście się ziścił i rzeczywiście ma miejsce, ale my od długiego czasu jesteśmy przygotowani na taki wariant w sensie opracowania alternatywnych dróg, tak, żeby żaden kibic nie stał w korku i żeby żaden kibic nie spóźnił się na mecz.
K.G.: Z tym, że od wczoraj bodaj wiemy na pewno, że się nie uda.
J.M.: Tak, ale tak jak powiedziałam, od długiego czasu opracowujemy różne scenariusze, również te zakładające, że coś się nie powiedzie.
K.G.: Ale pani nie ma wpływu na to, jak buduje się drogi w naszym kraju i jak budowane są.
J.M.: Nie mam wpływu, ale mam wpływ na to, żeby... wpływam w pewien sposób na moich przyjaciół w rządzie, żeby przygotowywali alternatywne plany. Te nasze przygotowania są prowadzone przez sztab, w którym są wiceministrowie i przez konwent, w którym są ministrowie. Jeśli pojawia się sytuacja taka, w której trzeba nagle zmienić plany albo pojawia się informacja o tym, że cokolwiek jakby przebiega inaczej niż było zakładane, wiceministrowie czy ministrowie są odpowiedzialni za to, żeby dostosować obecnie funkcjonujące plany do nowej sytuacji.
K.G.: A czy to w ogóle mogło się powieść, te wszystkie plany tak w stu procentach, wtedy, kiedy dowiedzieliśmy się, że jesteśmy organizatorami Euro?
J.M.: Myślę, że warto, żebyśmy pamiętali o tym, że Polska uzyskała organizację, prawo do organizacji turnieju w 2007 roku, na szczycie koniunktury. I być może rzeczywiście te plany były trochę przeszacowane, trochę za bardzo hurraoptymistyczne i nie wszystkie się powiodły. Ale naprawdę bardzo wiele się udało. I ja wciąż apeluję, żebyśmy potrafili docenić to, co się udało, bo kiedy rozmawia się z mieszkańcami czterech miast-gospodarzy, to oni potrafią płynnie powiedzieć, co się zmieniło w ich mieście, i są naprawdę z tego zadowoleni.
K.G.: No, mieszkańcy Warszawy mogą powiedzieć, co się zmieniło w ich mieście, zwłaszcza tak mniej więcej tydzień temu, tak?
J.M.: Mamy pierwszy raz połączenie kolejowe z Okęciem, mamy stację Stadion, mamy remont, no, co prawda w małym zakresie, Dworca Centralnego, ale jednak ten Dworzec Centralny się zmienił, Dworzec Wschodni się zmienił, mamy zupełnie nowe procedury wypracowane działania, gdzie wszystkie służby w tej chwili pracują razem, czego do tej pory nie było. Może na pierwszy rzut oka to się wydaje mało, ale ja myślę, że to jednak jest coś, co powinniśmy docenić.
R.Cz.: Nie mamy drugiej linii metra, nie mamy Marszałkowskiej i nie mamy autostrady do Łodzi.
J.M.: Ale chyba drugiej linii metra nie zakładaliśmy, że będzie gotowa na Euro.
R.Cz.: Ale miało być inaczej rozkopane koło stadionu.
K.G.: Proszę sobie wyobrazić, żeby była, to byłby sukces. Pani minister, były prezes Narodowego Centrum Sportu Rafał Kapler wystosował ostateczne, tak zwane przedsądowe wezwanie do Narodowego Centrum Sportu o wypłatę ponad 570 tysięcy złotych. Skoro przedsądowe, to rozumiem, że skoro nie dostanie pozytywnej odpowiedzi, to sprawa trafi do sądu. Będzie domagał się tych pieniędzy. Pani była osobą, która zablokowała wypłatę tych pieniędzy.
J.M.: Tak, zablokowałam, i to, jak państwo pamiętacie, po jakiejś chwili zastanowienia, dlatego że po tym, kiedy sprawdziłam, jak dokładnie wyglądają te kontrakty, które zostały podpisane, i kontrakt pana Kaplera jest wyjątkowy pod tym względem, że jest trzykrotnie aneksowany i można mieć wrażenie, daleko jakby idące przekonanie, że mamy do czynienia z sytuacją, w której nie zostały w tym kontrakcie oddane intencje obu stron. W związku z tym, że w takim normalnym postępowaniu, czyli w sytuacji, w której miałabym wypłacić tę premię, nie mam możliwości ważenia intencji, natomiast sąd ma taką możliwość, zdecydowałam się, że ta sprawa musi zostać rozpatrzona przed sądem.
K.G.: Były trzy analizy prawne?
J.M.: Były trzy analizy...
K.G.: Wykonania zlecenia pani resortu?
J.M.: Tak jest. Dwie zewnętrzne i jedna z Prokuratorii Generalnej.
K.G.: I one potwierdzały te wewnętrzne sprzeczności w kontrakcie?
J.M.: Tak, chociaż muszę powiedzieć, że jakby na różne aspekty tych aneksów zwracały uwagę. Na razie nie mogę tego ujawniać, bo oczywiście to będzie materiał wykorzystany w trakcie procesu, ale oczywiście po tym procesie zostaną wszystkie ujawnione.
R.Cz.: Ale rozumiem, że ten aneks podpisany jest przez obie strony, za każdym razem każdy z tych trzech aneksów...
J.M.: Oczywiście, że tak, ale...
R.Cz.: To przecież nikt nikogo nie zmuszał chyba na siłę, żeby ten podpis składać.
J.M.: Ale tak jak powiedziałam, można mieć daleko idące wrażenie, że intencje stron nie zostały w tych aneksach oddane. Ktoś moim zdaniem nie do końca rzetelnie przygotował te aneksy.
R.Cz.: No to pytając inaczej – ktoś podpisał coś, czego nie przeczytał?
J.M.: Nie, myślę, że nie zwrócono uwagi jakby na pewne dodatkowe obowiązki dla strony publicznej, które wynikały z tego kontraktu.
K.G.: Sam Rafał Kapler też nie informuje, na jakie przepisy będą powoływali się jego prawnicy, jeśli oczywiście sprawa trafi do sądu, a pewnie trafi. Swoją drogą porażka Ministerstwa Sportu w tym przypadku będzie bolesna.
J.M.: Ja liczę na to, że sąd przychyli się do naszej opinii, że jednak tę premię trzeba zweryfikować w dół.
K.G.: Jak pani reaguje, pani minister, kiedy słyszy pani, że wstydzę się, że grałem w reprezentacji Polski i w koszulce z Białym Orłem, które teraz jest profanowane?
J.M.: Hm...
K.G.: Przeszkadzają pani Niemcy, Francuzi w kadrze narodowej polskiego pochodzenia?
J.M.: Ja nie chcę odnosić się do wypowiedzi pana posła Tomaszewskiego. To jest zawodnik, który naprawdę... z którego wszyscy byliśmy dumni. W tej chwili chyba jest rzeczywiście tak, że podąża za własną myślą i trochę za szybko podąża i zbyt wielkimi krokami, ale nie chcę jakby do tego się odnosić. Natomiast jeśli chodzi o zawodników zagranicznych w kadrze, najlepsza sytuacja to byłaby taka sytuacja, w której w naszej reprezentacji graliby zawodnicy albo tacy, którzy wychowali się w Polsce, być może nie są Polakami, ale wychowali się w Polsce, mają tutaj korzenie, albo tacy, którzy mają z innych powodów bardzo silny związek z Polską. Uważam, że kadry narodowe, że reprezentacje powinny raczej składać się z ludzi związanych z danym krajem. Na razie tak nie jest w sporcie i pewnie jeszcze długo nie będzie, ale myślę, że to jest ten ideał, do którego powinniśmy dążyć.
K.G.: Ale czy powinien zrzec się świadczenia, które otrzymuje jako medalista olimpijski, tak jak sugerują pani koledzy z Platformy Obywatelskiej?
J.M.: Uchylę się od odpowiedzi, proszę mi wybaczyć.
K.G.: Pani minister, dziękujemy bardzo za spotkanie i za rozmowę.
J.M.: Bardzo dziękuję również.
K.G.: To Adam Mickiewicz pisał: „Litwo, Ojczyzno moja”, tak? Był Polakiem?
J.M.: Był Polakiem.
R.Cz.: Ale nie pobierał świadczeń.
K.G.: Joanna Mucha, minister sportu i turystyki. Dziękujemy jeszcze raz.
(J.M.)