Polskie Radio

Rozmowa z Jackiem Protasiewiczem

Ostatnia aktualizacja: 05.07.2012 16:30

Przemysław Szubartowicz: W Strasburgu Jacek Protasiewicz, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Jacek Protasiewicz: Dzień dobry. To nie tak daleko, i nie chodzi nawet o kilometraż, ale o to, że w sumie to wspólna Europa.

P.Sz.: Tak, jesteśmy we wspólnej Europie i wspólna Europa, panie pośle, patrzy także w kierunku Białorusi, Parlament Europejski zajmuje się tą sprawą, zajmuje się rezolucją. Co dokładnie postanowi, bo to lada chwila, teraz mamy taką sytuację, że za chwilę będą głosowania, co dokładnie w tej rezolucji jest zawarte i czy Parlament ją przyjmie?

J.P.: Parlament przyjmie na pewno, bowiem wszystkie grupy polityczne, czyli kluby tutejsze, są zgodne, może z jakimś wyjątkiem tych marginalnych, że należało potępić ten akt aresztowania Andrzeja Poczobuta, nawet jeśli on został już uwolniony, to to uwolnienie przecież jest takie warunkowe, to nie jest tak, że jemu zwrócono wolność i prawo do wykonywania zawodu, tylko powiedziano, że generalnie to, co robisz, uprawiając dziennikarstwo, to jest przestępstwo...

P.Sz.: No tak, zarzucają zniesławienie prezydenta Aleksandra Łukaszenki władze białoruskie.

J.P.: Znaczy zniesławienie to w każdym cywilizowanym języku i systemie prawnym to jest wtedy, kiedy się kogoś lży, prawda? Mówi się rzeczy obraźliwe pod jego adresem, a kiedy się tylko pisze krytycznie o tym, co robi jakikolwiek polityk, to to jest dopuszczalne. No ale nie w reżimach autokratycznych i nie w reżimach takich właśnie, jak reżim białoruski.

P.Sz.: A co jest w tej rezolucji?

J.P.: W tej rezolucji tam jest wiele punktów, ale najważniejsze jest to, iż jeśli nie będą złagodzone represje wobec czy to niezależnych dziennikarzy, czy opozycji, społeczeństwa obywatelskiego, działaczy takich obywatelskich, to nie ma szans na współpracę białorusko-europejską w wymiarze gospodarczym, a tego Białoruś bardzo potrzebuje, po pierwsze, i po drugie będą nowe sankcje.

P.Sz.: A jakie sankcje, panie pośle?

J.P.: One mają dwojakiego rodzaju charakter – dyplomatyczny, czyli zakaz wjazdu dla coraz szerszej grupy tych funkcjonariuszy reżimu, którzy biorą udział w tych represjach bezpośrednio czy to wydając wyroki, czy aresztując, czy nawet, zdarza się, torturując ludzi w więzieniach, ale też dużo boleśniejsze są sankcje gospodarcze. One zostały po raz pierwszy wprowadzone wiosną tego roku i bardzo reżim zabolały. Pamiętacie może państwo, jak odpowiedzią była próba wydalenia ambasadorów polskiego i unijnego, skończyło się na tym, że z tego się wycofano, natomiast to była ta bardzo bolesna reakcja na sankcje gospodarcze, których się reżim najbardziej boi.

P.Sz.: Ale trzeba także pamiętać, że Białoruś wysyła takie sygnały, że np. chciałaby powrotu do współpracy gospodarczej, finansowej z Unią Europejską, potem aresztuje Andrzeja Poczobuta, potem go wypuszcza, teraz spotkają Białoruś kolejne sankcje. Czy to nie jest błędne koło? Czy to nie można w inny sposób próbować wciągać Łukaszenkę do jakichś rozmów, do jakiegoś przekonywania? Innymi słowy może strategia i taktyka wymagałaby refleksji?

J.P.: Pozornie panowie redaktorzy mają rację. Dlaczego? Dlatego że oczywiście w każdej polityce, w każdym działaniu politycznym musi być pewna racjonalność, ona musi dominować nad emocjami. Natomiast problem polega na tym, że partner po drugiej stronie, czyli przywództwo białoruskie właśnie zachowuje się jak ten obłąkany w tańcu świętego Wita, nie do końca wiadomo, o co im chodzi, bo z jednej strony mówią: chcemy porozumienia, jesteśmy gotowi na dialog, słyszą od Unii Europejskiej, jakie są warunki: wypuszczenie więźniów i obserwatorzy na wyborach, no to w odpowiedzi jest areszt dla Poczobuta, prawda, i nie do końca wiadomo, czy mamy do czynienia z kimś, kto a) kontroluje w ogóle sytuację, bo też i to jest możliwe, że tam jest całkiem być może spora grupa nomenklatury, która jest kontrolowana przez Moskwę, a nie przez Mińsk, a być może, mówię to z pełną świadomością i z ciężkim sercem, być może nie kontroluje w ogóle swoich zachowań, bo to też jest taka teoria dotycząca akurat nie tego przywódcy.

P.Sz.: Panie pośle, to zmieńmy teraz temat i wróćmy jeszcze do tego, czym zajmował się Parlament Europejski, właściwie co odrzucił, bo odrzucił ACTA, tę umowę kontrowersyjną, o której już chyba wszyscy wszystko wiedzą, ale jednak część prasy w Niemczech krytycznie ocenia to, co zrobił Parlament Europejski i tak naprawdę mówią niektóre gazety, niektórzy publicyści, że umowa zasługuje na krytykę, no ale jednak była słuszna.

J.P.: Słuszna była idea, która stoi za tym porozumieniem, idea, ażeby w porozumieniu międzynarodowym zobowiązać się do walki z piractwem i z podrabianiem towarów. Jak ktoś był turystycznie w Rzymie, w Madrycie czy pewnie nawet gdzieś w Turcji albo w Grecji, to widać, jak na ulicach z takich szmat czarnoskórzy imigranci, biedni ludzie z definicji, bo wiemy to, sprzedają najlepsze torby Louisa Vuittona i kosmetyki najlepszych marek. Jest oczywiste, że to nie są oryginały, no bo tych ludzi na to byłoby nie stać i nikt by im nie powierzył. Takie towary sprzedaje się w luksusowych butikach (...)

P.Sz.: Ale komu to szkodzi? Luksusowym butikom czy zasadom?

J.P.: Szkodzi to po pierwsze zasadom, ale po drugie szkodzi to producentom, znaczy jeśli zgadzamy się co do tego, że chronimy prawa własności bez względu, czy fizyczne, czy intelektualne, to musimy znaleźć sposób na to, żeby wyegzekwować tę ochronę. Natomiast ACTA w tym jednym paragrafie tej umowy, kiedy dotyczyło to Internetu, jakby stosowała metody właśnie nieprzystające do realiów 2012 roku, bo te realia są dzisiaj zupełnie inne, jeśli chodzi o Internet, to jest dzisiaj masowe medium komunikacji, gdzie ludzie nie tylko wymieniają się informacjami, ale wymieniają się też właśnie dobrami kultury, przesyłają sobie zdjęcia, przesyłają sobie pliki muzyczne, i to wymaga innego podejścia.

P.Sz.: No właśnie, i teraz, panie pośle, bardzo ważne pytanie o to inne podejście, dlatego że także i krytycy ACTA, i krytycy tego, że ACTA została odrzucona, mówią o tym: czas na szeroką debatę i czas coś z tym zrobić. No i oczywiście wszyscy patrzą w kierunku polityków europejskich, do Parlamentu Europejskiego zwracają się z pytaniem: czy tam pojawiają się już jakieś pomysły, czy w ogóle taka debata się odbędzie i czy będzie jakiś projekt nowy uregulowania tej całej sprawy w Unii Europejskiej?

J.P.: Będzie na pewno, ponieważ wraz z odrzuceniem umowy ACTA w tej formie oczywiście problem nie zniknął i mamy świadomość, że trzeba, tak jak mówiłem, zabezpieczyć prawa do ochrony własności intelektualnej również, także w Internecie, tyle tylko, że w nowoczesny sposób. I mogę tutaj jakby z dumą powiedzieć, że polski rząd jest liderem w tych nowych pomysłach. Ministerstwo Cyfryzacji i Administracji kierowane przez pana Michała Boniego wysyłało jeszcze w tej debacie nad tą umową, która miała miejsce w ostatnich dwóch miesiącach, swoich przedstawicieli tutaj do Parlamentu i oni mówili: my optujmy za odrzuceniem ACTA, ale nie dlatego, żeby odrzucić, bo trzeba odrzucić, tylko mamy nową propozycję, spójrzcie, ona tak wygląda, i to jest bardzo nowoczesne podejście do Internetu i do ochrony praw autorskich i własności intelektualnej w Internecie.

P.Sz.: Panie pośle, mam jeszcze jedno pytanie do pana – nie martwi pana to, że być może straci pan w Europarlamencie kolegę europosła i nie będzie już z panem dalej pracował za jakiś czas?

J.P.: A o kim pan myśli, panie redaktorze?

P.Sz.: Mam na myśli Ryszarda Czarneckiego z Prawa i Sprawiedliwości, który postanowił wystartować w wyborach na szefa Polskiego Związku Piłki Nożnej.

J.P.: Gdyby była szansa na zmianę, jakiś nowy powiew w PZPN-ie, to uważam, że nawet europoseł Czarnecki, nawet jego odejście z Europarlamentu mogłoby przynieść Polsce, polskiej piłce nożnej jakieś korzyści, bowiem niezależnie od tego, kto będzie kandydatem, to tam ewidentnie to takie zmurszałe towarzystwo tych działaczy, którzy od lat się znają, i to jest niedobre rozwiązanie, niedobra propozycja, należałoby jakoś wstrząsnąć. Pewnie lepszy byłby Zbigniew Boniek, ale... no ale każdy może próbować. Próba nie strzelba, jak mówią.

P.Sz.: Ale wolałby Ryszarda Czarneckiego w Europarlamencie, czy w PZPN-ie?

J.P.: Obawiam się, że on w PZPN-ie szans wielkich nie ma jako... mimo że jest teraz działaczem PZPN-u, ale ciągle pewnie ciało obce. Tam by się przydał ktoś taki, jak Michel Platini na czele UEFY, czyli były piłkarz z wielkim sukcesami również międzynarodowymi, znany i szanowany w kraju i za granicą, niezależny finansowo, posługujący się obcymi językami. Bo dzisiaj piłka nożna to już nie tylko grono właśnie działaczy sportowych, ale to jest globalna... wielkie globalne przedsięwzięcie medialno-marketingowe i trzeba je umieć dobrze zorganizować, jednocześnie mając zyski, ale nie gubiąc idei tej sportowej, że to naprawdę jest masowy sport, a nie zawodowy, tak jak to ma miejsce chociażby w innych dyscyplinach, które się na końcu zawężają do grona zawodowców i to jest już tylko show, a tu jest jeszcze rzeczywiście masowy sport.

P.Sz.: Bardzo dziękuję. Jacek Protasiewicz, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

J.P.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)