Polskie Radio

Rozmowa z Januszem Ciskiem

Ostatnia aktualizacja: 01.08.2012 18:15

Paweł Wojewódka: Moim i państwa gościem jest pan Janusz Cisek, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Witam, panie ministrze.

Janusz Cisek: Kłaniam się.

P.W.:  Panie ministrze,  dziś jest 68. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. W Polsce o tym bardzo wiele się mówi. A czy mówi się o Powstaniu Warszawskim w polonijnych mediach?

J.C.: Tak, media polonijne pamiętają o rocznicy Powstania. Ja z własnego doświadczenia przypominam sobie, że np. w Stanach Zjednoczonych te głównonurtowe dzienniki, jak Dziennik Związkowy w Chicago czy Nowy Dziennik  w Nowym Jorku, zawsze przypominały, a rzecz była o tyle istotniejsza, że miało to miejsce jeszcze przed otwarciem Muzeum Powstania Warszawskiego w kraju, chociaż częściowo, przynajmniej z mojej pamięci, przed odzyskaniem suwerenności. Istniała duża grupa ludzi, którzy brali udział w Powstaniu i później poprzez Pruszków, poprzez ośrodki we Włoszech, w Anglii emigrowali do Stanów Zjednoczonych i sami dbali o to. Stowarzyszenie Polskich Kombatantów było takim strażnikiem pamięci.

P.W.:  A Polacy na Wschodzie?

J.C.: Polacy na Wschodzie nie bardzo mogli o tym pamiętać, tam była właściwie chyba najtragiczniejsza pod względem losów związanych z Powstaniem grupa, bo byli Cichociemni, którzy wywodząc się z Kresów, przeszli przeszkolenie, wskoczyli do kraju, zostali ogarnięci przez Sowietów i trafili do łagrów. Takich przypadków także pośród osób, które zdecydowały się powrócić, biorąc za dobrą monetę obietnicę aliantów oraz obietnice, szczególnie Anglików, bo tam było główne skupisko, o swobodzie, możliwościach organizowania sobie życia, także i ci zostali oszukani. Praktycznie do 56 roku jakakolwiek pamięć o Powstaniu była najzupełniej niemożliwa.

P.W.:  Tak naprawdę po 89 roku, a właściwie po roku 90-91, w momencie, kiedy nastąpiła ta zmiana polityczna w całej Europie Środkowo-Wschodniej, te media polskojęzyczne, media dla Polaków, bo trudno mówić o Polonii na Wschodzie, prawda? To są Polacy mieszkający na Wschodzie.

J.C.: Istotnie, taka jest też definicja: Polacy oraz Polonia.

P.W.:  Wtedy zaczęto o tym mówić, te media powstały, te media się rozwijały, no ale jest pewien problem, panie ministrze, brak pieniędzy, coś się zaburzyło z pieniędzmi i te media rozpoczęły straszny alarm, że macierz coś nawaliła.

J.C.: Chyba nie jest do końca tak. Proszę pamiętać, że pomimo kryzysu dofinansowanie dla działalności na rzecz Polaków i Polonii, w tym i mediów, jest na tym samym poziomie. Zmienił się prawdopodobnie rynek czytelniczy, bo w 89 jeszcze dominowała gazeta, prawda? Słowo drukowane. Oczywiście były rozgłośnie radiowe, ale głównie też na Zachodzie pojawiły się pierwsze programy telewizyjne w postaci wykupu na pasmach publicznych, jak np. 21 albo 13 w Nowym Jorku godzinnych czy dłuższych audycji telewizyjnych. Teraz jest też Internet. Sądzę, że młodsza część publiczności to niezależnie od tego, czy na Wschodzie, czy na Zachodzie, pobiera wiedzę na podstawie źródeł mediów elektronicznych. Stąd trudniejsza sytuacja tych mediów, które są drukowane, pisane, a których odbiorcy są coraz mniej liczni.

P.W.:  No tak, ale może nie zabrakło pieniędzy, chociaż jak się czyta te informacje, pieniędzy jest troszkę mniej, ale na pewno tę sytuację, gdzie nagle okazało się, że te media nie mają pieniędzy, spowodowało to, że Senat przestał zarządzać pieniędzmi, a zaczęło zarządzać Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

J.C.: Istotnie jest to pierwszy rok nowej formuły pracy z Polakami i Polonią, w tym także i mediami. I niewątpliwie uchwalenie uchwały budżetowej dopiero 8 marca 2012 zdefiniowało cały proces. Innymi słowy, gdybyśmy to zrobili 1-2 stycznia, co oczywiście jest pobożnym życzeniem, to wtedy można by te pieniądze wcześniej rozdzielić. Ale traktując ten rok jako doświadczenie, na którym trzeba się uczyć...

P.W.:  Ale bolesne doświadczenie, panie ministrze. Czy Ministerstwo ma świadomość, że to jest bolesne doświadczenie dla tych Polaków, którzy tam mieszkają?

J.C.: Absolutnie jesteśmy tego świadomi, proszę mi wierzyć, nasze wysiłki idą w kierunku zminimalizowania jakichkolwiek negatywnych sytuacji czy okoliczności. W tym roku rozpiszemy konkurs 2 października, rozstrzygniemy do końca roku i jednocześnie będziemy negocjować z tymi podmiotami, które pośredniczą, a więc tymi organizacjami pożytku publicznego warunki umowy i gdy tylko uchwała budżetowa zostanie przegłosowana, będzie możliwość podpisania umowy i transferu środków. Trzeba też pamiętać, że z bardzo dużej puli umów niektóre podmioty pośredniczące wywiązują się bardzo szybko i jak to między ludźmi, między organizacjami, niektóre troszeczkę wolniej. Cierpią na tym niektóre tytułu.

P.W.:  A ile tytułów jest utrzymywanych przez Rzeczpospolitą?

J.C.: Większość tytułów na Wschodzie otrzymuje dofinansowanie i to jest dofinansowanie, gdy chodzi o wydatki finansowe, bo tutaj pracy nie liczymy, bardzo zresztą chwalebnej, szlachetnej i długoletniej wielu zaangażowanych osób, jest to w stu procentach utrzymywane. Nie chciałbym tu podawać tytułów, żeby nie tworzyć negatywnego wrażenia, ale media mniejsze i większe opierają się na szczodrym wsparciu ze strony państwa polskiego i są to różne sumy – od kilku tysięcy złotych do 300-400 tysięcy złotych, co jak sądzę, nawet w warunkach polskich pozwoliłoby wydawać nieregularnie jakiś tytuł prasowy. O dziennikach trudno mówić, choć są, tak jak np. Kurier Wileński, o którym należy także pamiętać, że w ubiegłym roku w trybie alarmowym był dofinansowany znaczną sumą przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, kiedy groziło mu zamknięcie redakcji.

P.W.:  A ile państwo polskie przeznacza... ma przeznaczyć pieniędzy na przyszły rok właśnie na wspomaganie mediów polskich za granicą?

J.C.: Ogółem w trybie konkursowym w tym roku rozdysponowaliśmy ponad 52 miliony 200 tysięcy złotych z 65-ciu, które były w dyspozycji. Ale proszę zwrócić uwagę, że była to taka moim zdaniem bardzo mądra, równoległa formuła, że te, które w trybie konkursowym tytuły nie były w stanie przebić się, nie zyskały uznania komisji konkursowej, są dofinansowywane na podstawie bezpośrednich umów pomiędzy konsulem a daną redakcją. I to jest oczywista przewaga resortu spraw zagranicznych, który posiada instrumentarium ludzi na miejscu, którzy znają środowiska. W tym roku będziemy powoływać takie rady konsultacyjne przy konsulach, przy placówkach, które pozwolą nam na ocenę, co wartościowe, co powinno być dofinansowane. Innymi słowy szersza formuła konsultacji społecznej.

P.W.:  Rozumiem, że też dofinansowane są media elektroniczne, czyli rozgłośnie radiowe i telewizje lokalne.

J.C.: Oczywiście. Chcielibyśmy, marzymy o tym, aby to one odgrywały główną rolę, choćby z tego powodu, że docierają do większej puli odbiorców. Jeżeli jakiś tytuł drukuje się w ilości 200 egzemplarzy, to mimo przeświadczenia i wiary, że odgrywa takie medium istotną kulturotwórczą rolę w swoim środowisku, jest rozdawane po mszy czy w jakimś klubie, stowarzyszeniu, w domu polskim, to jednak nawet jeśli przemnożymy przez kilka egzemplarzy, to nie może to rywalizować z żadną audycją radiową. Audycją, nie mówię programem, audycją radiową czy jakimś portalem internetowym.

P.W.:  Panie ministrze,  ale według danych, do których dotarłem, to tak naprawdę prawie 140 milionów potrzeba złotych, bo na tyle różne redakcje złożyły zapotrzebowanie.

J.C.: To jest tak jak w każdym konkursie, niewątpliwie pula potrzebnych środków daleko przewyższa możliwości. Pamiętajmy przede wszystkim o tym, że jest to ta sama wysokość, mimo kryzysu, co powtarzamy, co w ubiegłych latach. I że tytuły w poprzednim wydaniu konkursu czy dofinansowaniu wykonywanym jeszcze pod egidą Senatu, że wszystkie te tytuły dostają dofinansowanie. To jest dość moim zdaniem właściwa i jednocześnie bardzo atrakcyjna dla tych mediów sytuacja, bo one mają gwarancję, że pieniądze dostaną.

P.W.:  I chyba to jest ważne, bo pokazuje, że nie zapomnieliśmy o naszych rodakach, którzy mieszkają troszkę dalej od nas. Janusz Cisek, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Dziękuję za rozmowę.

J.C.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)