Ogrody Drzewek Bonsai swoją premierę miały pierwszego maja tego roku. Minęło sporo czasu od publikacji, ale niech Was to nie zwiedzie. Jest to płyta, którą śmiało mogę polecić każdemu kto od rapu oczekuje czegoś świeżego, czegoś więcej niż flexy brzmienia, a treścią ta płyta stoi.
Co warte odnotowania, mimo wielu gier słownych i hashtagów mam wrażenie, że tego odkrywania tekstu nie ma tak dużo, jak przy poprzednich projektach. Raper skupił się na przełożeniu historii, emocji im towarzyszących, przedstawieniu opowieści z drogi, własnych przemyśleń i to wyróżnia ten album wśród trylogii.
Golin często powraca do momentów, które skłoniły go do rozpoczęcia wędrowania po świecie oraz rapowania, choć to o tym pierwszym mówi znacznie więcej i w różnych kontekstach. Nie było mu łatwo na poszczególnych etapach edukacji i wiązało się to z nieukrywanym bólem jego mamy, różnymi komentarzami środowiska oraz wyrzeczeniami. Od razu w głowie mam wers: "Ja szerokie spodnie, oni horyzonty wąskie", który jest mega wyrazisty.
Podróż Golina nie jest przepełniona luksusem. Nie jest to spanie w drogich hotelach, zaplanowane wycieczki przez biuro podróży. Nic z tych rzeczy. W "7 Lat w Drodze" artysta przedstawił nam etos jego wędrówki. Głód, spanie na dworcach, kąpiele w wodospadach, choroby, które biorą go na brzeg Styksu oraz ciężka, nieprzyjemna praca, którą podejmuje, aby kontynuować wojaże.
Opowieść o małżeństwie spotkanym w Chinach, których syn popełnił samobójstwo z powodu depresji wyrzuca mnie z mojego wygodnego świata. Czuję się niekomfortowo przez drugą zwrotkę, która jest listem samobójcy do jego mamy, wywołuje ona we mnie spore pokłady emocji. Wręcz wolałbym tego utworu nie słuchać. To tylko pokazuje, że Golin temat ujął nad wyraz zgrabnie. W naszej publicznej dyskusji temat depresji powinien być znacznie częściej poruszany, a osoby, które cierpią na tę chorobę powinny być otoczone wsparciem.
Toruński MC nie stroni od krytyki konsumpcyjnego życia mieszkańców Zachodu i poświęca cały numer temu zagadnieniu. Chociażby wers "Kto was tak urządził? Platoniczna IKEA?" oraz idealnie dopasowane cuty wykonane przez DJa Te pochodzące z "Być nie mieć" Peji. Wytyka hipokryzję, brak ambicji, kanapowy styl życia. Wszystko to, co kojarzy się z gnuśnością, zatratą ducha, myśli, braku ciekawości świata. Wszystkie te aspekty zastąpione zostały przez telewizor jako źródło informacji, tanią rozrywkę oraz pogoń za pieniądzem. Jest to dla mnie, jak dla osoby, która sporo czasu spędza przed kompem, mocny kop w tyłek, aby się ruszyć do natury, do medytacji, którą tak bardzo odkładam w czasie.
Nie brakuje pomysłów na kawałki o zamierzonym koncepcie tak jak "1 na 100", gdzie liczba sto pojawia się prawie w każdym wersie czy też utwór "Ganges płynie", który dla mnie jest pokazaniem stałych, niezmiennych elementów na przestrzeni życia w kontraście dla istnień naszych bliskich.
Płytę zamyka "Ostatni track". Jako jedyny wyprodukowany przez kogoś innego niż Szpalowsky'i, a mianowicie przez Bryndala. Jest to mieszanka wszystkich krajów, które Golin odwiedził podczas podróży po Azji. Mam wrażenie, że przy zabawie "Co to za miejsce i co to za kraj/Katakumby, krzywe wieże, drzewka bonsai" i biorąc pod uwagę późniejsze wymienianie, może w tym dwuwersie chodzić o jego ojczyznę, ale to tylko moje przypuszczenia. Za to pewnym jest, że w innym utworze pada informacja, że torunianin wrócił do Polski: "Nie ma miejsca jak dom, miejsca jak on/Marnotrawny wraca, bo pochodzi stąd" - świetna zabawa słowem.
Po treści przychodzi pora na warstwę wokalną, ale Golina nie słucha się po to, aby usłyszeć 100 flow w kawałku. Można powiedzieć, że jest to pewna wada jego twórczości, którą można by wymienić przy okazji każdego jego albumu. Niemniej, ja osobiście to kupuję. Nie widzę sensu, aby utwory o takiej głębi musiały mieć dodatkowo kosmiczne brzmienie. Nie o to w tym chodzi. Mam jednak wrażenie, że gospodarz wziął do serca komentarze zwracające na ten aspekt uwagę i abyśmy nie musieli mierzyć się tylko z jego dość prostą, niefinezyjną nawijką, w kilku numerach pokombinował z tempem. Zaprosił również Igrekzeta oraz AdMę, których występy są bardzo miłym akcentem. Toruński raper nie zostawia im wiele miejsca, ale ten świadomy zabieg jest właśnie kluczem do sukcesu. Subtelne śpiewy tej dwójki wzbogacają płytę o coś, o co Golina na pewno nie szłoby oskarżyć. Występ Oxona, który dorzucił całą zwrotkę również należy zaliczyć do udanych.
Raper barwnie maluje swoje podróże na bitach Szpalowsy'iego, które niesamowicie oddają vibe Azji i poszczególnych jej państw, a do tego nie są przesadzone. Nie ma w produkcjach powierzchownego ślizgania się po temacie, takiego które mogłoby nam się kojarzyć ze stereotypów. Szpalowsky przy pomocy Bryndala otworzył dla nas Wschód w pełnej krasie.
Jest coś co mogę zarzucić tej płycie: zbyt wyczuwalne sybilanty w każdym kawałku. Miejscami czytelność wokalu również mogłaby być lepsza. Nie są to duże wady, acz słyszalne i trochę irytujące.
ODB to album, który został przemilczany. Około 150 tysięcy na wszystkich utworach łącznie w YouTube oraz Spotify po prawie 6 miesiącach od premiery to zdecydowanie za mało, jak na jakość i pieczołowitość, z jaką został wykonany. Prawdopodobnie nie uświadczycie tej pozycji w rankingach pod koniec roku u swoich ulubionych recenzentów, krytyków czy chociażby na pejach rapowych. Szkoda. Jeśli dla Was ta płyta jest obca, albo nawet nie kojarzycie Golina, to naprawdę zachęcam. 33 minuty genialnej opowieści.
Mnie zaś ciekawi jakie kolejny plany muzyczna ma autor tej płyty oraz pozostaje mi czekać na zapowiedziane Dzienniki z tychże wypraw.
Kstyk