Steve Dahl, radiowy DJ z Chicago poczuł się bardzo urażony, gdy szefowie jego stacji zmienili profil rozgłośni z rocka na disco. Prezenter trafił na bruk. I postanowił się zemścić. Za cel postawił sobie zniszczenie znienawidzonej muzyki disco.
Jego idea trafiła na podatny grunt - w 1979 roku podobnie jak on myślało wielu Amerykanów. Już wtedy disco było gatunkiem, który całkowicie zdominował scenę muzyczną w Stanach. Na listach przebojów królowały wtórne piosenki promowane na siłę przez duże wytwórnie płytowe. Moda na disco wdarła się do teatrów i kin. Nie oparła mu się muzyka klasyczna i religia. Żydzi mieli swojego "disco kantora", a chrześcijanie mogli bawić się przy sztuce o męce Jezusa, oczywiście w rytmach disco.
Disco jako gatunek muzyczny przestało się rozwijać, stało się nudne, sztuczne i powtarzalne. Jego upadek miała przypieczętować zmiana nastrojów społecznych - liberalne, pełne seksualnej swobody lata 70. powoli odchodziły w zapomnienie, za to konserwatywne wartości zaczęły wracać do łask. Dlatego też Steve Dahl, prezenter radiowy z Chicago bez problemu znalazł wsparcie w masach. A gdzie najlepiej je znaleźć? Oczywiście na stadionie. I to właśnie tam, podczas meczu baseballa, zorganizował swoją imprezę - "Disco Demolition". Jej idea była prosta - 12 lipca 1979 roku przeciwnicy disco mieli się zebrać na stadionie Comiskey Park w Chicago, podczas meczu lokalnej drużyny White Sox. Przybyło 50 tysięcy osób, tysiące z nich z płytami disco pod pachą. Co ciekawe, dla posiadaczy płyt zorganizowano specjalną promocję - mogli wejść na stadion za niecałego dolara!
W przerwie meczu rozpoczęło się przedstawienie Dahla, wzorowane na hitlerowskim kulturkampf z lat 30. Płyty z muzyką disco wysadzano w powietrze, palono, rozjeżdżano buldożerem. "Disco sucks, disco sucks" - krzyczały tysiące gardeł.
Pijany tłum (trzykrotnie pobito rekord sprzedaży piwa!) wdarł się na płytę stadionu i nie można było wznowić meczu. Wtedy do akcji wkroczyła policja. Ale meczu nie udało się kontynuować - zniszczeniu uległa nawierzchnia stadionu. Jeszcze wtedy Steve Dahl nie wiedział jak wielki odniósł sukces.
Po tym wydarzeniu wielu Amerykanów było w szoku, jednakże znaczna część przyjęła je z entuzjazmem. Także wytwórnie płytowe wyciągnęły z tego jednoznaczny wniosek i niemal z dnia na dzień przestały wydawać płyty z muzyką disco. Disco po prostu stało się niemodne, a kluby zaczęły świecić pustkami. Do łask, zgodnie z marzeniem Dahla, powróciła muzyka rockowa. Nikt jednak nie przewidział, że na dymiących zgliszczach disco już niebawem narodzi się nowy gatunek - muzyka house. Co ciekawe, po wielu latach Steve Dahl publicznie przeprosił za "Disco Demolition".
(Bert)