- Motywacji nam nie brakuje, bo czeka nas jeszcze sobotnia sztafeta olimpijska. Ale pojawiło się jakieś zwątpienie, bo nie może być tak, że cały czas idzie nam słabo. Wcześniej osiągaliśmy przyzwoite rezultaty - powiedział Pływaczyk, jeden z liderów ekipy biało-czerwonych. Na igrzyskach w Soczi jego najlepsze miejsce to 64. w sprincie. W środę Pływaczyk i Łukasz Szczurek wystąpili w rozgrywanej po raz pierwszy na igrzyskach sztafecie mieszanej. Na półmetku, po występie Krystyny Pałki i Magdaleny Gwizdoń, Polska była na czwartej pozycji. Skończyła na 14., czyli na szarym końcu.
Relacja z 13. dnia igrzysk>>>
- Kiepsko wypadliśmy, kiepsko się czujemy, oczekiwania były większe. Być może wpływ na naszą postawę ma wysokość i specyficzny klimat, na które narzekają też czołowi biathloniści. Na obozie przygotowawczym w Obertilliach wyglądaliśmy dużo lepiej, mnie z kolei bardzo dobrze szło na letnim obozie. Ale zimą, w najważniejszej części sezonu, nie idzie - zauważył.
31-letni Pływaczyk uważa, że w dużo lepszej dyspozycji był przed paroma sezonami, kiedy plasował się w drugiej dziesiątce PŚ, a np. w 2008 roku z Pałką, Gwizdoń i Tomaszem Sikorą był szósty na MŚ w sztafecie mieszanej. Teraz o takich lokatach może tylko pomarzyć. - Musimy szukać przyczyn niepowodzeń, bo przecież ciężko pracujemy. Może chodzi o treningi, może o suplementację? Ten rok jest jakiś kryzysowy, ale wierzę w lepszą przyszłość - dodał.
Polacy bez medalu w biathlonowych sztafetach mieszanych>>>
Pływaczyk kilka lat temu zachorował na boreliozę i miał długą przerwę. - Aż siedem miesięcy trwało leczenie antybiotykami, które poczyniły pewne szkody w moim organizmie. W tamtym czasie, mimo choroby, wychodziłem na trening, ale tylko po to, aby się poruszać, to nie były mocne zajęcia. Tak naprawdę treningi wznowiłem po dwóch latach i teraz z niecierpliwością czekam na powrót do dawnej formy - przyznał biathlonista. Mówi, że nie pamięta momentu ugryzienia przez kleszcza, ale doskonale pamięta osłabienie, bóle stawów, żołądkowe, problemy z jelitami. Z chorobą wygrał, teraz ma cel sportowy.
- Sztab trenerski (Adam Kołodziejczyk, Andrzej Koziński) jest profesjonalny, a to, że jednocześnie pracuje z kobietami i mężczyznami nikomu nie przeszkadza. Swego czasu zagraniczny trener Szwedów kontaktował się ze swymi podopiecznymi tylko dzięki łączom internetowym. Przesyłał im rozpisane plany treningów, oni je realizowali i odsyłali wyniki. Szkoleniowiec analizował i tak to sprawnie działało - stwierdził.
W ośrodku Laura odbędą się jeszcze olimpijskie sztafety w biathlonie - w piątek 4x6 km kobiet, a w sobotę 4x7,5 km mężczyzn. - Chcielibyśmy przyzwoicie pożegnać się z Soczi. Nie mówię o miejscu, ale będzie dobrze, jeśli każdy z naszej czwórki uzna, że jest zadowolony z siebie. Później, z tego co wiem, nie będziemy startować w Pucharach Świata - zakończył Pływaczyk.
PAP,mp