Wielki Post trwa czterdzieści dni (umownie, zazwyczaj trwa kilka dni dłużej, a wynika to ze skomplikowanego kalendarza liturgicznego). Pewnym jest, że początek Postu wyznacza Środa Popielcowa lub inaczej – Popielec. Skąd nazwa? Oczywiście od popiołu, którym duchowy posypuje głowy zmarłych na znak pokuty i przygotowania na Zmartwychwstanie. Zastanawialiście się kiedyś, skąd bierze się popiół na Popielec? Już odpowiadamy! Powstaje on ze spalenia zeszłorocznych palm wielkanocnych!
Dawniej na wsi Wielki Post traktowano bardzo poważnie! Był to faktyczny post. Nie tylko nie jedzono słodyczy czy odmawiano sobie jednej przyjemności. Przez cały czas jego trwania nie jedzono mięsa. Ba! Nie jedzono także zwierzęcego tłuszczu – w Popielec gospodynie wyparzały naczynia gorącą wodą i bardzo dokładnie czyściły, aby nawet smak mięsa na nich nie pozostał. Jedzono bardzo skromnie. Podstawowym postnym daniem był żur, czyli kwaśna zupa, której podstawę stanowiła zakwaszona mąka. Dziś chętnie jemy żur lub żurek z kawałkami mięsa. Dawniej nie było o tym mowy! Podczas przygotowywania żuru śpiewano często zabawne piosenki, w których zupa ta zwana była niekiedy „Panem Żurowskim”. Co jeszcze znajdowało się na postnym wiejskim stole? Ziemniaki i śledzie. Czasem podlewane olejem roślinnym.
Musicie wiedzieć, że w wielu wiejskich domach, tych biedniejszych, taki jadłospis obowiązywał często przez cały rok – nie ze względów religijnych, lecz ubóstwa. Żur był bowiem daniem łatwym do przygotowania, wymagającym posiadania jedynie podstawowych składników – mąki i ewentualnie ziemniaków, by uczynić zupę nieco bardziej treściwą.
Opowiedzieliśmy, dlaczego fujarka bezotworowa – prosty, drewniany instrument, zwany jest piszczałką postną. Ale zacznijmy od tego, że i w Wielkim Poście nie tylko nie jedzono pyszności. W ogóle rezygnowano z bardzo wielu uciech. Miedzy innymi zabaw i potańcówek! Dlatego na czas tych 40 postnych dni wszystkie instrumenty, na których grało się na zabawach były chowane. Chowało się je głęboko do skrzyń, a czasem nawet… wyprawiano im symboliczny pogrzeb! Wszystko po to, by na pewno nie odezwały się w ciągu Postu. Niemniej było kilka instrumentów, które właśnie w tym czasie mogły, a nawet musiały grać! A nazywano je wielkopostnymi. I tu dochodzimy do jednego z popularniejszych instrumentów wielkopostnych – fujary bezotworowej, zwanej piszczałką postną. O tym jak się na niej gra opowiedział nam Piotr Dorosz. Mogliśmy także usłyszeć jej brzmienie i przekonać się, że nawet na zwykłej drewnianej rurce bez otworów można zagrać piękne melodie! Zakaz grania nie dotyczył także kołatek czy klekotek – w różny sposób zmontowanych drewnianych deseczek, które wydawały z siebie klekoczący dźwięk.
Karolina Ociepka zaprosiła naszych Słuchaczy do Wielkopolski. Pani Karolina zawitała do Zbąszynia – stolicy Regionu Kozła i rozmawiała ze skrzypaczką – Martyną Żurek, znaną Wam już z Kapeli Adama Kaisera, która w Źródełku grała już kilka razy piękne wielkopolskie melodie. Poznaliśmy już nieco wielkopolskiego kozła – podstawowy instrument regionu. Ale musicie wiedzieć, że tym pięknym dudom zazwyczaj towarzyszyły także skrzypce. Pani Martyna wraz z panią Karoliną opowiedziały nam o co nieco o skrzypcach i o bliskich krewnych skrzypiec… Mówi się, że na tych skrzypcowych krewniakach „maże się”, zamiast grać. Ich dźwięk jest podobny do skrzypiec, choć wyższy, piskliwy. Drugi instrument, który może towarzyszyć kozłowi to… mazanki! Mazanki mają swoją konkretną rolę – Pani Martyna podkreślała, że zawsze towarzyszą tylko kozłowi czarnemu, czyli kozłowi ślubnemu. Na którym instrumencie gra się łatwiej, na którym trudniej? Jak wyglądają mazanki? O tym opowiadała Pani Martyna Żurek!
Witold Vargas zdradził nam, w jakie tarapaty tym razem wpakował się kłobuk Pietuch. Przypominamy, że moneta-Maciej znalazła się z powrotem w sakwie kłobuka. Jak to możliwe? Nasz bohater szybko wywnioskował, że to dzięki Inkluzowi – małemu duszkowi, który wchodzi do monety, sprawiając, że zawsze wraca ona do właściciela! Oho! To oznacza, że nasz kłobuk będzie mógł płacić nią caaały czas, za wszystko, a ona i tak będzie do niego wracać! „Czas wybrać się na targ i kupić wszystko, o czym się marzyło…”, pomyślał Pietuch, wziął swoją magiczną monetę i wyruszył na targowisko…
Nie zabrakło także przysłowia, które pomogły nam rozszyfrować dzieciaki z House of Montessori. Brzmiało ono: „W marcu gdy są grzmoty, urośnie zboże ponad płoty”. Hmm… to wydaje się dość łatwe… Nasze przedszkolaki także nie miały z nim problemu. Bo właściwie, przysłowie to można rozumieć dosłownie – gdy w marcu słychać już burze i grzmoty, możemy liczyć na porządne plony na przełomie lata i jesieni. Takich przysłów, polegających na przewidywaniu pogody na podstawie różnych zjawisk jest mnóstwo! Ale właściwie, skąd wiadomo, że tak jest? Skąd wiadomo, że jeśli grzmi w marcu, zboże będzie doskonale rosło latem? Nasi przodkowie mieszkający na wsiach bardzo wnikliwie obserwowali otaczającą ich przyrodę. Byli wyczuleni na zmiany pogody i często, na podstawie tych obserwacji, wnioskowali jak obrodzą ich uprawy. Kto wie, może dawniej to przysłowie rzeczywiście się sprawdzało. Dziś może być różnie – nasz klimat zmienia się, pogoda nie jest już tak przewidywalna. Pojawiają się też zjawiska, o których naszym pradziadom nawet się nie śniło!
***
Tytuł audycji: Źródełko
Prowadziła: Hanna Szczęśniak, Piotr Dorosz
Data emisji: 6.03.2022
Godzina emisji: 11.00