Dowiedzieliśmy się czym jest santur, jak się na nim gra i oczywiście, jak brzmi ten tajemniczy instrument! Pan Boguś pochodzi z Białorusi, mieszka w Polsce, a jego santur przyjechał aż z Iranu! Jak wygląda santur? To duże drewniane pudło w kształcie trapezu, z mnóstwem strun. Właściwie, możemy powiedzieć, że to takie irańskie cymbały! Podobnie też się na nim gra – uderzając małymi młoteczkami w struny. Santur brzmi jednak bardziej… egzotycznie. Przecież pochodzi z dawnej krainy – Persji. Wiedzcie, że santur to baaardzo stary instrument! Liczy sobie ponad 2 tysiące lat! No, może nie ten, na którym gra pan Boguś, po prostu te 2 tysiące lat temu na santurach już grano w Persji. I popularność tego instrumentu przetrwała do dziś! W Iranie (leżącym na terenie Persji właśnie) jest on tak popularny, jak fortepian w Polsce. I właściwie, jak mówił nasz źródełkowy gość, santur to taki papraprapradziadek fortepianu!
Usłyszymy też brzmienie szwedzkiej nyckelharpy! To bardzo stary instrument, który trochę przypomina skrzypce, a trochę… lirę korbową. Gra się na nim smyczkiem, ale zarazem naciska drewniane kołki, uruchamiające kolejne struny – po tym można poznać dźwięk nyckelharpy – po dźwięku uderzania drewnianych kołków.
Nyckelharpa
Przyjrzeliśmy się, jak wygląda valiha z Madagaskaru. Madagaskar to afrykańska wyspa, którą być może kojarzycie ze względu na zamieszkujące rozkoszne lemury, ale wróćmy do instrumentu! Valiha to „rura” z bambusowego drzewa, do której przymocowane są struny. Mistrzowie valihy byli bardzo szanowani na Madagaskarze. Mieli długie paznokcie, którymi szarpali struny. Na tym instrumencie nie tylko grano do tańca i zabawy, ale też… przywoływano duchy przodków! A co do lemurów, musicie wiedzieć, że mieszkańcy wyspy – Malgasze – wierzyli, że lemury to właśnie duchy!
Valiha, malgaski instrument ludowy
Dobrze Wam znana kapela Tęgie Chłopy zaśpiewała nam hymn pochwalny na cześć wszystkich instrumentów, bo przecież każdy z nich jest wspaniały na swój sposób!
Witold Vargas zabrał nas w kolejną przygodę z nie-kłobukiem Pietuchem. Nasi bohaterowie: Pietuch, Maciej i Marynka wracali szczęśliwie do domu! Już, już szykowali się na piękne zakończenie historii, gdzie wszyscy „żyją długo i szczęśliwie”… aż tu nagle… sprawdźcie sami, słuchając opowieści Witolda Vargasa!
Nel, Gutek i Józia z warszawskiego przedszkola House of Montessori sprawdzili jak to jest, gdy z buzi wylatują nam ptaki, których udźwignąć nie potrafi nawet najsilniejszy wół... Innymi słowy – czas na przysłowie! „Co ptakiem z gęby wyleci, wołem nazad nie wciągniesz”.
Wół to przodek krów, mówił jeden z przedszkolaków, i w dawnych czasach używało się go jak ciągnika! Dużo w tym prawdy – woły są bowiem bardzo silne! W przysłowi naszym chodzi o to, że nawet bardzo silny wół nie da rady nazad – czyli z powrotem – wciągnąć czegoś, co wydawało się bardzo lekkie na początku. Czasem mówimy coś, co nie wydaje nam się ani trudne, ani niemiłe, ale po jakimś czasie okazuje się, że takie właśnie jest. Ale zdanie zostało już powiedziane i nie damy rady tego cofnąć. Dlatego warto dwa razy zastanowić się, zanim na przykład powiemy coś o drugiej osobie. Podobny wydźwięk ma przysłowie: „Plotka wyleci wróblem, a wróci wołem” – oznacza, że czasem niewinna historyjka, lekka jak mały ptaszek, może nabrać poważnej wagi i stać się trudna, ciężka do uniesienia, niczym wielki wół. Lepiej – zamiast mówić niemiłe rzeczy za plecami innych – szerzyć uśmiech i dobre słowo.
***
Tytuł audycji: Źródełko
Prowadziła: Hanna Szczęśniak
Data emisji: 22.05.2022
Godzina emisji: 11.00