W ciągu ostatnich miesięcy znaczne obszary północnego Iraku opanowali sunniccy radykałowie z organizacji Państwo Islamskie, którzy na szeroką skalę represjonują ludność innych wspólnot religijnych, w tym chrześcijan.
Iracki minister ds. praw człowieka Muhammad Szija as-Sudani poinformował w niedzielę, że bojownicy Państwa Islamskiego zgładzili co najmniej 500 jazydów w czasie ofensywy na północy Iraku. Cześć ofiar spalili lub pogrzebali żywcem. Dodał, że do niewoli islamistów trafiło ok. 300 kobiet.
WOJNA W IRAKU - serwis specjalny >>>
Po tym, jak dżihadyści opanowali Sindżar, z miasta uciekło - według ONZ - co najmniej 400 tys. osób. Większość z nich znalazła schronienie w irackim Kurdystanie - w kościołach, meczetach, parkach czy prywatnych domach. Ale co najmniej 20 tys. osób koczuje teraz w górach, bez wody i jedzenia.
- Warunki życia tych ludzi pogarszają się z dnia na dzień. Znaleźli się oni w bardzo trudnym miejscu, w dodatku bez wody. Ich potrzeby są ogromne. Staramy się dostarczyć im pomoc tak szybko, jak to tylko możliwe - powiedział Edwards.
Pomoc humanitarną ukrytym w górach jazydom dostarcza armia Stanów Zjednoczonych. Zrzuty żywności organizują też władze Wielkiej Brytanii i Francji. Swoim obywatelom pomaga też państwo.
x-news.pl, CNN
Amerykańskie naloty
Prezydent USA Barack Obama zezwolił w czwartek na naloty wycelowane w bojowników Państwa Islamskiego. Amerykańskie samoloty zrzuciły w piątek bomby na mobilne stanowisko artyleryjskie w pobliżu Irbilu . W sobotę i niedzielę przeprowadziło kolejne naloty na pozycje dżihadystów .
Prezydent USA Barack Obama zezwolił w czwartek na naloty wycelowane w bojowników Państwa Islamskiego i zrzuty pomocy humanitarnej oraz zapasów dla oblężonych irackich mniejszości religijnych.
Amerykańskie samoloty zrzuciły w piątek bomby na mobilne stanowisko artyleryjskie w pobliżu Irbilu . Następnie doszło do kolejnych ataków przy użyciu samolotu bezzałogowego i czterech myśliwców marynarki wojennej. W sobotę i niedzielę przeprowadziło kolejne naloty na pozycje dżihadystów.
W niedzielę amerykańskie samoloty i drony wykonały pięć misji w północnym Iraku. W czasie pierwszej zbombardowano pojazd bojowy, z którego dżihadyści ostrzeliwali oddziały Kurdów. Podczas kolejnych Amerykanie zaatakowali pozycje moździerzy oraz kilka innych pojazdów.
Dzięki temu kurdyjskim siłom udało się przejąć kontrolę nad Guwairem i Machmurem, miejscowościami znajdującymi się w pobliżu miasta Irbil - stolicy Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego.
W poniedziałek wysoki rangą przedstawiciel Białego Domu poinformował, że administracja prezydenta Stanów Zjednoczonych zaczęła bezpośrednio dozbrajać Kurdów. Cytując anonimowe źródło w Departamencie Stanu USA, agencja AFP podała też, że iraccy Kurdowie "otrzymują broń z wielu źródeł".
Zmiany polityczne uspokoją sytuację?
Powodem wybuchu przemocy jest głównie gniew mniejszości sunnickiej, która od dawna oskarżała zdominowany przez szyitów rząd Iraku o marginalizację.
W poniedziałek wywodzący się z kurdyjskiej autonomii prezydent Iraku Fuad Massum powierzył wiceszefowi parlamentu Hajderowi al-Abadiemu obowiązki szefa rządu. Nowy premier ma 30 dni na sformułowanie gabinetu.
Sekretarz Stanu USA John Kerry wezwał we wtorek al-Abadiego do szybkiego utworzenia rządu jedności. Dodał, że Waszyngton "gotów jest udzielić pełnego poparcie nowemu rządowi Iraku, w którego skład wejdą przedstawiciele wszystkich mniejszości" w kraju.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
IAR, PAP, kk