>>>Zobacz nasz serwis specjalny na siatkarskie mistrzostwa świata<<<
Ze składu, który wystąpił w 1949 roku w Pradze, jedynym żyjącym graczem jest Adam Piechura. Postacie z tamtego składu i ówczesną siatkówkę wspomina, w rozmowie z Tomaszem Kowalczykiem, Władysław Pałaszewski - wychowanek Adama Piechury.
TOMASZ KOWALCZYK: Jaka to była drużyna?
WŁADYSŁAW PAŁASZEWSKI: To była reprezentacja utworzona tuż po wojnie, składająca się z dziesięciu zawodników. Jako "Wrocławiak” musze powiedzieć, że było czterech zawodników z mojego miasta - Henryk Antczak, bracia Tadeusz i Witold Maliszewscy oraz Adam Piechura. Mistrzostwa świata były wtedy, jak mistrzostwa Europy. Drużyny spoza Starego Kontynentu się nie liczyły. Związek Radziecki, Bułgaria, Czechosłowacja, Rumunia, Francja, Węgry i Polska. Z tej dziesiątki graczy o których mówiłem, mój trener Adam Piechura, jako ewenement prowadził jednocześnie drużyny koszykarzy - Gwardii i siatkarzy AZS-u. Oprócz tego, że mój szkoleniowiec był reprezentantem Polski na mistrzostwa świata, to jeszcze z powodzeniem grał w koszykówkę i startował w lekkiej atletyce.
TK: Adam Piechura, jako jedyny żyje…
WP: Tak, bracia Maliszewscy zmarli, Henryk Antczak nie żyje.
TK: Jak wyglądała siatkówka w tamtych latach? Jak bardzo różniła się od tej dzisiejszej?
WP: Mieliśmy do czynienia ze stuprocentowym odbijaniem palcami. Przyjęcie, obrona, wystawa - wszystko tylko w ten sposób. Potem to się eliminowało, ponieważ sędziowie gwizdali co drugą, co trzecią piłkę, jako nieczystą (podwójną). W 1962 mistrzostwo świata w rywalizacji kobiet zdobyły Japonki serwując szybującą zagrywkę. Nie było sposobu na odebranie takiej piłki. Polska, jak i cała Europa przeszła więc na system odbioru i obrony sposobem dolnym, sędziowie też chcieli dać więcej pograć, żeby akcje były dłuższe, a podwójne odbicie mieli gwizdać tylko wtedy, kiedy byli w stu procentach pewni. Wtedy też odbicie piłki od bloku, było liczone, jako normalne zagranie przy wyprowadzaniu akcji, jeżeli więc piłka otarła się choćby o blok, drużyna mogła już tylko wystawić piłkę i przebijać na drugą stronę siatki. Dzięki temu, że grano m.in. w ten sposób, Polacy wykorzystali swoje atuty, takie jak wytrzymałość i wygrali mistrzostwo olimpijskie w 1976 roku.
TK: Teraz siatkówka jest bardziej siłowa?
WP: Siłowa w takim sensie, że bardziej podzielone są role na boisku. Np. moim zdaniem Marcin Możdżonek nie umie odbierać palcami, Piotr Nowakowski już umie, ale jest chroniony, bo to zadanie dla innych, takich jak np. Krzysztof Ignaczak. Poza tym w tej chwili jest tolerancja, jeżeli chodzi o pierwsze odbicie, a siatkówka jest bardzo widowiskowa, przecież widzowie - 12 czy 15 tysięcy - nie chodzą na trybuny tylko dlatego, że zawodnicy są przystojni. Coś w tym jest! Wszyscy, którzy tu przyjeżdżają mówią, że chcą grać w Polsce i mówią, że nigdzie nie ma takiej organizacji i takiej widowni.
TK: Ale czy siatkówka nie była kiedyś bardziej interesująca przez to, że piłka dłużej latała, a teraz są krótsze akcje?
WP: Moim zdaniem wcale akcje nie były dłuższe. Sędziowie często gwizdali podwójne odbicie. Teraz tendencja jest zupełnie inna, pierwsza piłka może być podwójna, nie może być tylko złapana czy rzucona. Faktem jest natomiast to, że teraz grają zawodnicy o wzroście 2 metry 10 centymetrów, nawet 2,18. W 1962 roku, kiedy byłem na mistrzostwach świata, a jestem raczej średniego wzrostu, byłem gdzieś po środku wzrostu w drużynie, pięciu kolegów z reprezentacji było niższych. Siatkarze byli w granicach dzisiejszych libero - chłopcy trochę ponad metr osiemdziesiąt, a dziewczyny metr siedemdziesiąt. Teraz u dziewczyn to są prawie dwa metry, a chłopcy mają powyżej dwóch metrów.
* Władysław Pałaszewski cztery razy jako trener zdobywał mistrzostwo kraju (trzy razy z Gwardią Wrocław i raz z Resovią), jako zawodnik reprezentował Polskę na mistrzostwach świata w 1962 roku, natomiast jako sędzia siatkarski był arbitrem meczu finałowego Igrzysk Olimpijskich turnieju kobiet w Montrealu w 1976, gdzie Japonia pokonała ZSRR.
(ah)