>>> MŚ siatkarzy: 21. DZIEŃ NA ŻYWO
PAP: Gdy rozmawialiśmy w lipcu, prawie dwa miesiące przed mistrzostwami świata w Polsce, powiedział pan, że celem jest medal. Przyznam - nie wierzyłam wtedy.
Georg Grozer: Nie tylko pani. Nikt w to nie wierzył i w tym tkwi od wielu lat problem niemieckiej siatkówki. Najważniejsze, że my sami w to uwierzyliśmy, dotarło do nas, że jesteśmy naprawdę w stanie daleko zajść i krok po kroku realizowaliśmy cel, jaki sobie postawiliśmy. Teraz jesteśmy w półfinale i medal jest bliżej niż kiedykolwiek. Możemy w końcu spełnić swoje marzenie.
PAP: Jaki był dla was kluczowy moment w tych mistrzostwach?
G.G.: Było chyba kilka. Zaczęliśmy turniej od porażki z Brazylią i to dosyć gładko. Wróciliśmy do hotelu i powiedzieliśmy sobie, że teraz musimy dać gazu. I tak się też stało. Każdy z nas na własny sposób przetrawił i przeanalizował przegraną. Później było sześć z rzędu zwycięstw, które sprawiły, że odzyskaliśmy znowu wiarę w siebie. A teraz jesteśmy tutaj.
PAP: I na drodze do celu stają wam Polacy, którzy przegrali tylko raz - z Amerykanami, a mają na swoim koncie zwycięstwa nad takimi drużynami jak Brazylia i Rosja. Myśli pan realnie, że macie szansę?
G.G.: Pewnie, że tak. Czeka nas bardzo trudny mecz, ale który taki nie jest? Zwłaszcza po trzech tygodniach turnieju, kiedy marzy się już o zakończeniu, ale i tak trzeba się jeszcze zmobilizować. Na pewno Polacy nie przez przypadek są w półfinale, ale my też. Nie mieliśmy wcale drogi usłanej różami i nie jest łatwo z nami wygrać.
PAP: Jest pan już zmęczony?
G.G.: Tak i to bardzo. Już chyba wszyscy gramy na skraju wytrzymałości. Nie ma dnia, żebym nie budził się cały obolały. Każdy ruch ręką, nogą sprawia ból. Każdego dnia trudniej się zregenerować. A mimo wszystko trzeba się zmobilizować i wyjść na trening, na mecz. To jest bardzo trudne. Od trzech tygodni nasz dzień wygląda niemal dokładnie tak samo. To wykończyłoby każdego.
PAP: Wielu ekspertów mówi, że Niemcy to przede wszystkim Georg Grozer. Zaprzeczy pan?
G.G.: Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. My jesteśmy bardzo podobni do Polaków, bo jesteśmy silni w kolektywie, a nie ma u nas gwiazd. Ja na pewno taką nie jestem i nie chcę być też tak postrzegany. To, że zdobywam najwięcej punktów, nic nie znaczy, bo od tego przecież jestem. Poza tym to w dużej mierze zależy od rozgrywającego, komu zaufa i dogra piłkę. Gdybyśmy nie mieli wyrównanego zespołu, nie doszlibyśmy do półfinału.
PAP: A w czym pana zdaniem tkwi siła Polaków?
G.G.: Przede wszystkim są w formie i doskonale o tym wiedzą. Nie ma słabych punktów. Mariusz Wlazły jest w znakomitej dyspozycji, a do tego ma wsparcie kolegów. Tak jak już powiedziałem - jesteśmy bardzo podobnymi drużynami, dlatego właśnie myślę, że będziemy świadkami wyrównanego widowiska.
PAP: To duża przewaga, że graliście od samego początku turnieju w Spodku?
G.G.: Nie wiem, czy duża, ale na pewno tak. Nie traciliśmy energii na przejazdy, a to też ważne. Z drugiej jednak strony od trzech tygodni znajdujemy się dokładnie w tym samym miejscu. Ten sam pokój hotelowy, ta sama stołówka, jedzenie. Każdy dzień jest taki sam, a to jest bardzo nużące. Poza tym przecież Polacy też dobrze znają Spodek. Nie grają tu pierwszy raz, więc na pewno nic ich nie zaskoczy.
PAP: Cieszy się pan, że w półfinale trafiliście na gospodarzy?
G.G.: Nie mogę się już doczekać tej atmosfery na meczu. To będzie coś wspaniałego, mimo że wiem, iż kibice nie będą po naszej stronie. Myślę, że będzie pięknie. Bez względu na wynik.
ps