Ósmy mecz turnieju i ósme zwycięstwo chłopców Bernardo Rezende. Tym razem smakuje podwójnie bo przesądza o ich awansie do trzeciej fazy.
Choć wygrali bez straty seta to nie można mówić o spacerku. Kanadyjczycy nieoczekiwanie się postawili, ale nie można zapominać, że chodzi o największą rewelację mundialu. Drugą jest Iran, ale Azjaci dali już się poznać z dobrej strony w tegorocznym turnieju Ligi Światowej.
Na samym początku spotkania zapachniało nawet niespodzianką. Dobra zagrywka i blok spowodowały, że to siatkarze spod znaku Klonowego Liścia objęli prowadzenie 5:1. Ale Brazylijczycy wychodzili już nie z takich opresji. Bernardo Rezende poprosił o czas, poukładał od nowa grę swojej drużyny i dało to oczekiwane efekty. Jego podopieczni odrobili straty z nawiązką i wygrali seta 25:19.
Druga odsłona miała zupełnie inny przebieg. Żadna z drużyn nie potrafiła wypracować sobie większej niż dwupunktowa przewagi. To doprowadziło do emocjonującej końcówki, a takich sytuacjach często górę bierze doświadczenie. Wiadomo, że ono jest większe po stronie aktualnych mistrzów świata i to oni wygrali do 23.
Następnie obie drużyny miały 10 minut aby odpocząć. Przerwa najwidoczniej wybiła z rytmu faworytów bo od samego początku tej partii musieli gonić swoich rywali. Jeszcze na drugiej przerwie technicznej przegrywali 12:16. Przy zagrywce Lucarelliego jego koledzy zdobyli jednak cztery punkty z rzędu i cała zabawa zaczęła się od początku. Trwała długo, ale ostatecznie na przewagi 29:27 wygrali siatkarze z Kraju Kawy.
Brazylia - Kanada 3:0 (25:19, 25:23, 29:27)
Brazylia: Lucarelli, Lucas, Wallace, Murilo, Sidao, Bruno, Mario (libero) oraz Vissotto, Fonteles, Raphael i Felipe (libero).
Kanada: Schmitt, Hoag, Simac, Perrin, Sanders, Duff, Lewis (libero) oraz Vigrass, Winters, Schneider, Soonias i Van Lankvelt.
bor