Nauka

Cichnący szum beskidzkich świerków

Ostatnia aktualizacja: 14.06.2007 05:44
Lasy w Beskidach giną. Trwa tam teraz ciężka walka o ich przetrwanie.

Dzisiejsza katastrofa rozpoczęła się w XIX wieku, chociaż wtedy oczywiście nikt jeszcze tego nie przewidywał. Stosując się do wzorców niemieckiego leśnictwa, nie bacząc na lokalne warunki siedliskowe, wprowadzono na beskidzkie zbocza, w miejsce naturalnych lasów mieszanych, monokultury świerkowe. Była to reakcja na – jakbyśmy obecnie powiedzieli – wymagania rynku, bo rozwijające się szybko górnictwo węgla kamiennego potrzebowało dużo mocnego drewna. Dawna, naturalna puszcza karpacka z przewagą jodły i buka oraz domieszką jawora i modrzewia została już zresztą do tego czasu mocno przetrzebiona i zmieniona. Sadzono więc masę świerków, pochodzących z różnych stron Europy, co ujawniają prowadzone teraz dokładne badania ich DNA.

Przez całe lata wszystko było dobrze, a wyniosłe, strzeliste drzewa budziły podziw. Do legendy przeszła historia, gdy szwedzki profesor Enar Andersson przed jednym ze szczególnie pięknych świerków w Istebnej zdjął czapkę i padł w podziwie na kolana. Drzewo nazwano jego imieniem, ale w ubiegłym roku świerk zginął. Nie on jeden.

Początek końca

Pierwsze oznaki poważnych kłopotów, jakie czekają leśników, pojawiły się na początku lat 60. ubiegłego wieku, a ich przyczyną były wyziewy z wielkich ośrodków przemysłowych na południu. Toksyny osłabiały świerkowe lasy nie tylko z powietrza, ale i od dołu, wpływając na zmianę pH gleb. Zakwaszone nawet do pH 3 podłoże to m.in. mniejsza dostępność magnezu niezbędnego do tworzenia chlorofilu. A świerki, które mają płytki system korzeniowy zatrucie gleb odczuwają szczególnie boleśnie.

Do boju ruszyły też opieńki, te chętnie zbierane przez nas grzyby. Są śmiertelnym zagrożeniem dla korzeni świerków, ponieważ za pomocą wpuszczanych do środka sznurów grzybni, o nazwie ryzomorfy, niszczą je, uniemożliwiając pobieranie wody i utrzymywanie drzewa w podłożu. Nawet niespecjalista, widząc przewrócony w całości świerk z bryłą korzeniową na wierzchu, zorientuje się, że coś z nim było nie tak – średnica wyrwanych z ziemi, rozprzestrzeniających się płytko korzeni jest zaskakująco niewielka, a gdy ich dotkniemy, kruszą się w palcach, są martwe.

Choroba opieńkowa jest głównym, chociaż niejedynym powodem masowego zamierania świerczyn. Prawdziwą plagą są teraz owady niszczące drewno. Bo nastała

pogoda dla korników.

Gwoździem do trumny stały się zmiany klimatu, które bardzo przyspieszyły niekorzystne procesy – mówi dr Kazimierz Szabla, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach. -  Świerk jako gatunek borealny lubi wilgoć i chłód, tymczasem ostatnio, a zwłaszcza w ubiegłym roku, było zupełnie inaczej: gorąco i sucho, co dodatkowo osłabiło drzewostany. Natychmiast wykorzystały to korniki, które przypuściły zmasowany atak na lasy. Leśnicy rozstawili ponad 11 300 pułapek feromonowych przede wszystkim na korniki drukarze, ale także na rytowniki i drwalniki, czyniące spore szkody. Jak bardzo było to potrzebne, pokazał ubiegły miesiąc. W maju, gdy korniki wyroiły się masowo, z jednej pułapki wyciągano ponad 14 tysięcy chrząszczy tygodniowo, natomiast wystarczy tylko kilka owadów pod korą, by w kilkanaście tygodni zabić najpiękniejsze drzewo. Co więcej – korniki, które w przeciwieństwie do gospodarzy, lubią ciepło, przyspieszyły i zintensyfikowały cykl rozwojowy.

 

 

To trochę tak, jak gwałtowna powódź, przed którą można się bronić tylko stawiając tamy, zapory, bo  inaczej zniszczenia będą ogromne – porównuje prof. Jerzy Starzyk, entomolog z Akademii Rolniczej w Krakowie. Wraz z prof. Andrzejem Kolkiem i dr Wojciechem Grodzkim z Instytutu Badawczego Leśnictwa, opracował na prośbę RDLP program najpilniejszych zadań do wykonania. – Przygotowaliśmy obszerny zbiór zaleceń i wytycznych dla nadleśnictw, napisaliśmy co i w jakiej kolejności należy robić i wkrótce pojedziemy ponownie rozejrzeć się w sytuacji, między innymi obejrzymy te lasy z góry, z helikopterów.

Dymy nad wzgórzami


To na pewno zobaczą za tydzień eksperci w Beskidzie Śląskim i Żywieckim, ponieważ jedną z „tam”, chyba najważniejszą, jest wycinanie zaatakowanych świerków i szybkie ich okorowywanie. Leżą więc na ziemi długie, gładkie pnie, a z licznych ognisk, w których płonie kora z kornikami, snują się dymy.

I takie właśnie obrazy wśród osób „niewtajemniczonych”, zarówno wśród turystów jak i miejscowych, budzą ogromne wątpliwości i emocje. No bo jak to, mówią, takie piękne drzewa idą pod topór, co ci leśnicy wyprawiają? Zwłaszcza, że leśnicy w miarę możliwości starają się nie czekać, aż świerk uschnie i gdy zauważą, że już ma „lokatorów”, tną, zanim stojące drzewo stanie się zagrożeniem dla innych, zdrowych jeszcze świerków.

Podobnym zagrożeniem są zresztą w najbardziej newralgicznych nadleśnictwach Wisła, Jeleśnia, Ujsoły, Ustroń czy Węgierska Górka także prywatne lasy, gdzie nie zawsze można wkroczyć z niezbędnymi pracami ochronnymi. A przecież przyroda nie uznaje granic i korniki lub opieńki nie rozróżniają własności. Oprócz leśników do właścicieli lasów apelują więc o wsparcie ich poczynań nawet duchowni kościołów katolickiego oraz ewangelicko-augsburskiego. Trochę pomogło i w lasach prywatnych również stoją rozpięte na słupkach charakterystyczne czarne płachty pułapek feromonowych.

Masowe wycinanie świerków, traktowane w kategoriach odpowiedzi na rodzaj katastrofy ekologicznej w tym trudnym, górskim regionie, jest gigantycznym - pochłaniającym mnóstwo sił i środków - ale niejedynym przedsięwzięciem w beskidzkich lasach. Bo od lat trwa tu

 

wielka przebudowa.

Leśnicy nie czekali bowiem dotąd z założonymi rękami. W ramach planowej gospodarki leśnej od dawna świerki były stopniowo zastępowane innymi, bardziej naturalnymi dla Beskidów gatunkami. Już ponad 1/3 drzewostanów zostało przebudowanych i skład lasów, obecnie mieszanych, pozwala wierzyć, że będą one mocniejsze i bardziej odporne na różne niebezpieczeństwa, jakich w zmienianej przez człowieka przyrodzie nie brakuje.

Świerki stanowią średnio na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych Katowice 10,4%  drzewostanów, natomiast w opisywanych nadleśnictwach aż ponad 80%. To wiele tłumaczy. Także to, ze styczniowy huragan „Kirył” miał co powalać, trafiając na masy osłabionych drzew i dostarczając leśnikom dodatkowej pracy z uprzątaniem drewna.

Dzięki Karpackiemu Regionalnemu Bankowi Genów i licznym szkółkom na puste miejsca po starych drzewostanach trafiają najlepsze, najlepiej dostosowane do miejscowych warunków sadzonki jodeł i buków. Mają więcej szans na przetrwanie niż imponujące kiedyś, ale obce świerki. Na to jednak, byśmy cieszyli się ich szumem trzeba jeszcze długo poczekać. Praca leśnika jest szczególna, bo dopiero następne pokolenia mogą ją w pełni ocenić i docenić – mówi dyrektor Kazimierz Szabla. – My już nie zobaczymy efektów, ale mam nadzieję, że nie popełniamy teraz błędów i te lasy naprawdę będą w przyszłości zdrowe i piękne.

Bo lasy w Beskidach być muszą – niezbędne dla środowiska, dla ochrony zboczy przed erozją, dla zapewnienia właściwych stosunków wodnych, dla mnóstwa żywych organizmów, które w nich żyją i, oczywiście, dla nas. Ale trwa tam teraz ciężka walka o ich przetrwanie. Warto o tym wiedzieć, zanim ruszymy na szlak.

Elżbieta Strucka


14.06. o 21.08  w Programie I Polskiego Radia w audycji "Pytania i rozwiązania" Elżbieta Strucka rozmawiała o beskidzkich lasach ze swoimi gośćmi: Kazimierzem Szablą i prof. Andrzejem Kolkiem.

Czytaj także

Będzie kolorowo. Przebudowa lasu w Beskidach

Ostatnia aktualizacja: 22.03.2010 07:47
Co najmniej 30 lat zajmie przebudowa beskidzkich lasów, gdzie w miejsce masowo zamierających świerków leśnicy stopniowo wprowadzają inne gatunki drzew - głównie jodłę, buk, jawor i modrzew.
rozwiń zwiń