Zarzut ujawnienia protokołu ze śledztwa postawiła krakowska prokuratura dziennikarzowi TVN24 Krzysztofowi Skórzyńskiego. W poniedziałek Skórzyński został przesłuchany, nie przyznał się do zarzutu - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska.
Prokuratura nie podaje, o jakie śledztwo chodzi. Według mediów sprawa dotyczy ujawnienia zeznań nt. przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa.
"Prokurator przedstawił Krzysztofowi S. zarzut publicznego rozpowszechnienia bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Rzeszowie" - powiedziała prokurator Marcinkowska. Jak dodała, "w szczególności chodzi o fragmenty zeznań świadka, złożone w tym postępowaniu, zanim materiały zostały ujawnione w postępowaniu sądowym".
Podejrzany dziennikarz nie przyznał się do stawianego mu zarzutu. Skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień i udzielania odpowiedzi na pytania. Złożył jedynie krótkie oświadczenie, że działał zgodnie z prawem i obowiązkami dziennikarza, a tymi obowiązkami było informowanie społeczeństwa o sprawach, które są przedmiotem zainteresowania opinii publicznej.
We wtorek podobny zarzut ma usłyszeć inny dziennikarz, wezwany na ten dzień do krakowskiej prokuratury. Jak podawały media, chodzi o Mariusza Gierszewskiego z Radia ZET.
Zdaniem Gierszewskiego, prokuratorskie zarzuty mają związek z zeznaniami prokuratorów w sprawie przecieku o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Dziennikarze materiał przygotowali wspólnie. Opublikowali go 4 stycznia ub. roku. Dowodzili, że prokurator Jerzy Engelking, mimo braku dowodów wskazał Janusza Kaczmarka jako źródło przecieku o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Dziennikarze powoływali się na zeznania śledczych badających tę sprawę, które ci złożyli w rzeszowskiej prokuraturze.
Grożą im dwa lata
Jak informowała wcześniej krakowska prokuratura, zarzuty stawiane dziennikarzom dotyczą art. 241 kodeksu karnego, który mówi o tym, że "kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch". Chodzi o to, że materiały z postępowania prokuratorskiego mogą być ujawniane jedynie za zgodą organu prowadzącego postępowanie według określonej procedury, która w tym przypadku powinna być zastosowana również przez dziennikarzy.
"Nie jest to zamach na wolność mediów" - mówił dziennikarzom podczas konferencji prasowej w ubiegłym tygodniu prokurator okręgowy w Krakowie Artur Wrona. "Media mają swoje obowiązki, a my mamy swoje. W materiale, który był publikowany, są cytaty z protokołu. To znaczy, że dziennikarze mieli dostęp do protokołu, do którego nie mieli prawa dostępu i o udostępnienie którego się nie zwrócili" - wyjaśniał prokurator.
Wrona wskazał, że sprawa będzie oceniana także pod kątem społecznej szkodliwości czynu. Według prawnika, do którego zwróciła się PAP, oznacza to, że nawet gdyby doszło do przedstawienia zarzutów, ale z oceny prokuratury wynikało, iż działanie dziennikarzy nosiło cechy znikomej społecznej szkodliwości, postępowanie mogłoby zostać umorzone.
Na polecenie Prokuratury Krajowej akta tej sprawy sprawdza Prokuratura Apelacyjna.
PAP