Specjalne łoża, cudowne skrzynki i magiczna energia. Przez wieki pseudonaukowcy oferowali naiwniakom swoje usługi.
Oto historia pięciu ludzi, którzy uznali, że ich odkrycia są w stanie "zbawić świat".
Zwierzęcy magnetyzm
Franz Anton Mesmer wierzył, że jego wanna jest w stanie wyleczyć wszelkie choroby. W 1766 roku ukończył medycynę w Wiedniu, a małżeństwo z bogatą wdową pozwoliło mu zająć się badaniami. Wkrótce otworzył niecodzienną praktykę. Choroby leczył przy pomocy dwóch magnesów przykładanych nad i pod chorym miejscem. Według Mesmera pole magnetyczne miało wytwarzać przypływ i odpływ, co prowadziło do pełnej harmonii. Kolejnym etapem jego badań było skonstruowanie specjalnej wanny (baquet) wypełnionej opiłkami żelaznymi i sproszkowanym szkłem. Wszystko przykryte było specjalną pokrywą, z której wystawały żelazne pręty. Pacjenci przykładali do prętów chore miejsca i jednocześnie mieli trzymać się za ręce, co ułatwiało przepływ magnetycznego fluidu. Później Mesmer uznał, że namagnesowane przedmioty nie są potrzebne i wystarczy uderzać ciało pacjenta, aby przekazywać mu "magnetyzm zwierzęcy". Wydaje się, że Mesmer szybko uwierzył w "moc" swoich zabiegów. Wkrótce przeprowadził się do Paryża i zaczął przyjmować pacjentów w powłóczystych szatach czarodzieja. Jego coraz dziwniejsze praktyki wzbudziły zainteresowanie władz.
Specjalna komisja powołana do zbadania praktyk Mesmera odrzuciła koncepcję zwierzęcego magnetyzmu, ale jednocześnie stwierdziła, że metoda czasami przynosi pozytywne skutki. Ostateczne jednak Mesmer stracił praktykę i wyjechał do Szwajcarii, gdzie nie podejmował już dalszych prób leczenia.
Niebiańskie Łoże
James Graham zdobył sławę i pieniądze dzięki "leczeniu elektrycznością". Po prawdopodobnym ukończeniu studiów medycznych w Edynburgu osiadł w zachodniej Anglii i rozpoczął leczenie. W 1779 roku przeniósł się w Londynu, gdzie otworzył Świątynię Zdrowia, w której umieścił magnetyczny tron i elektryczną wannę. Za niewielką opłatą można było słuchać wykładów i obejrzeć "cuda" Grahama. W jednej z sal ustawił Wielkie Niebiańskie Łoże o długości 3,6 metra i szerokości 2,7 metra. Małżeństwo, które spędzi tam noc, będzie miało dziecko – twierdził Graham. "Zabieg" kosztował, bagatela, 50 funtów, a wszystko odbywało się przy dźwiękach muzyki i w oparach przedziwnych aromatów. Materac małżeński wypełniony był świeżą słomą, melisą, płatkami róży i lawendy. Łoże podłączone było do ogromnych kilkusetkilogramowych magnesów. Wkrótce jednak dochody z małżeńskich zabiegów zaczęły spadać, a Graham popadł w długi. W 1782 roku wrócił do Edynburga, gdzie rozpoczął wykłady na temat pobudzania rozkoszy małżeńskich, za co został ukarany grzywną. Mimo tego nie zaprzestał swoich praktyk i wkrótce zaczął propagować "kąpiele ziemne", które miały pozwolić dożyć 150 lat. W końcu doznał olśnienia i założył Nowy Kościół Jerozolimski, którego został jedynym członkiem.
Cudowny dynamizator
Albert Abrams.
W materii występują drgania, które można włączyć - twierdził Albert Abrams. Urodzony w San Francisco, studiował medycynę Berlinie, a następnie dokształcał się w Londynie, Wiedniu i Paryżu. Po powrocie do USA został dyrektorem kliniki w San Francisco. W 1910 roku zaczął stosować metodę zwaną spondyloterapią, która polegała na obstukiwaniu kręgosłupa chorego i prawdopodobnie niczym nie różniła się od tradycyjnych metod. Mimo wszystko książka, którą napisał na ten temat, rozchodziła się jak świeże bułeczki. Wkrótce Abrams opracował aparat zwany dynamizatorem. Przy jego pomocy – jak twierdził – można nawet na odległość postawić pacjentowi diagnozę. Wystarczała do tego kropla krwi na bibule. Według Abramsa wszystkie choroby mają tempo drgań, a jego urządzenie potrafi je rozpoznać. W praktyce wyglądało to w ten sposób, że Abrams do czoła pacjenta przykładał metalową płytkę połączoną ze swoim aparatem, a na maszynie układał bibułkę z próbką krwi i stawiał diagnozę. Później wystarczał mu już sam podpis chorego, aby orzec, na co cierpi.
Jego kolejnym wynalazkiem była ERA, czyli elektroniczna reakcja Abramsa. Choroby biorą się z braku harmonii drgań, więc trzeba mieć lekarstwo, które będzie miało takie samo tempo drgań jak choroba – twierdził Abrams. Oczywiście, wkrótce wynalazł aparat wytwarzający drgania dla poszczególnych chorób, tzw. oscyloklast. Swoje urządzenie wynajmował potrzebującym za odpowiednią opłatą. W sumie udostępnił około 3500 dynamizatorów i oscyloklastów, na czym zarobił 2 miliony dolarów. Bardzo szybko znaleźli się sceptycy, którzy nie uwierzyli w metodę Abramsa. Jeden z nich wysłał mu do analizy krew koguta i otrzymał odpowiedź, że pacjent cierpi na cukrzycę, raka, malarię i dwie choroby weneryczne. Ktoś inny dostarczył dwie próbki krwi świnki morskiej i dowiedział się, że pacjentka cierpi między innymi na raka, infekcję zatok i problemy z żołądkiem. Ostatecznie specjaliści sprawdzili oscyloklast. Okazało się, że w skrzynce znajduje się kondensator, reostat, omomierz i magnetyczny przerywacz. Nie ustalono, czemu to miało służyć. Parę miesięcy później w 1924 roku Abrams zmarł na zapalenie płuc.
Magiczna skrzynka
Kontynuatorem badań Abramsa był Anglik George de la Warr. Jego skrzynka miała rząd pokręteł i dwa otwory na próbkę krwi lub włosów. Operator przesuwał palcem badanego po membranie do momentu, aż nie rozległ się dźwięk. W środku skrzynki był przewód biegnący od tarczy do tarczy i do próbek. Pokrętłami zmieniano długość przewodu i zapisywano, w którym punkcie zatrzymał się palec. Każdy punkt to, według Anglika, była inna choroba. Oczywiście, chętni mogli sobie kupić taką skrzyneczkę. Inna skrzynka de la Warra służyła do zabiegów. Operator ustawiał pokrętła w pozycji odpowiedniej dla danej choroby i już było po zabiegu. Koszt wynosił jedyne 100 funtów. W 1960 roku przedsiębiorczy badacz stanął przed sądem pod zarzutem uprawiania pseudonauki. Co prawda, nie zapadł wyrok skazujący, ale sąd zasugerował, że aparat nie jest przydatny w leczeniu. Taki wyrok spowodował klapę finansową całego przedsięwzięcia. W tym samym roku George de la Warr zmarł.
Orgon jest dobry na wszystko
Wilhelm Reich.
Austriak Wilhelm Reich był uczniem samego Zygmunta Freuda. W 1939 roku wyjechał do USA, gdzie ogłosił, że odkrył nową życiodajną energię - orgon. Jej źródłem miało być słońce, a orgon obecny miał byłć w powietrzu, wodzie i materii organicznej. Według Reicha, orgon był niebieski, dlatego ludzie dobrze się czują, gdy niebo jest błękitne i świeci słońce. Ponieważ jednak w normalnych warunkach orgonu jest mało, to trzeba go wchłaniać inaczej. Reich zbudował małą drewnianą, wyłożoną blachą skrzyneczkę. Drewno absorbowało orgon z powietrza, a metal promieniował i przekazywał energię osobie siedzącej w skrzyni – twierdził Reich. Przeprowadzone dochodzenie wykazało, że orgon nie istnieje, a akumulatory nie leczą. Austriak otrzymał sądowy zakaz sprzedaży urządzenia i publikacji swoich badań, który zignorował. W konsekwencji zagrożony został dwuletnim wyrokiem więzienia. Po wyjściu za kaucją próbował budować orgonowy zaklinacz deszczu i silnik orgonowy. Kiedy jego apelacja została odrzucona, wrócił do więzienia, gdzie rok później zmarł.
(p.d)
ZOBACZ FILM