“Chcieliśmy czegoś na kształt ‘Gwiezdnych Wojen’ lub ‘Star Treka’, ale na drodze stanęła nam fizyka” – mówi John Connolly z NASA, główny projektant nowego lądownika księżycowego Altair.
Pojazd kosmiczny, o którym mówi John Connolly, NASA chce wysłać na Księżyc przed 2020 rokiem. Wiele z jego rozwiązań uderzająco przypomina lądownik misji Apollo 11. – „Tamten był brzydki i wyglądał jak pająk” – mówi Connolly. – „Ale inżynierowie z programu Apollo dobrze rozwiązali wiele rzeczy”.
Podobnie jak słynnego Orła, lądownik Altair wyniesie na orbitę ciężka rakieta (Ares V, który właśnie jest budowany), a następnie poleci on w kierunku Srebrnego Globu wraz z modułem dowodzącym. Kolejnym podobieństwem będą moduły umożliwiające lądowanie na Księżycu i powrót na jego orbitę. Pierwszy z nich złożony będzie głównie ze specjalnych “nóg” i silnika. Moduł „wznoszący” jest mniejszy i również posiada silnik, który pomoże astronautom wydostać się ze Srebrnego Globu. Podobnie było w przypadku lądownika Orzeł – podobieństwa są jednak nieuniknione, skoro podobny będzie przebieg misji. Konstruktorzy lądownika Altair pozostają w ciągłym kontakcie z konstruktorami Orła. „Zadajemy im mnóstwo pytań” – mówi Connolly.
Lądowniki jednak różnią się zasadniczo. Altair ma być na przykład dużo większy od Orła i może spełniać więcej funkcji. Zawiezie na powierzchnię Srebrnego Globu aż cztery osoby (Orzeł mieścił dwie) i zapewni im godziwe warunki mieszkalne na czas pobytu na Księżycu. Jego kabina główna będzie miała specjalna śluzę, która spowoduje, że nie trzeba będzie przechodzić w nim uciążliwych dekompresji za każdym razem, kiedy ktoś zdecyduje się opuścić lądownik. Altair będzie też nieco bardziej praktyczny w Księżycowych warunkach. „Wiemy, że astronauci programu Apollo mieli straszny problem z pyłem w kabinie” – mówi Connolly. – „Śluza pomoże zapobiec także temu kłopotowi, ponieważ pył pozostanie poza kabiną główną. Poza tym załoga będzie mogła podzielić się rolami”. O ile bowiem w programie Apollo, jeśli np. wychodził na zewnątrz Armstrong, to musiał wyjść i Aldrin, tak Altair pozwoli części załogi np. pozostać w lądowniku i odsypiać lot.
Śluza będzie jednak zbyt ciężka, aby powrócić na orbitę. Pozostanie na Księżycu - Altair odleci bez niej. Zamiast śluzy zabierze jednak ze sobą 14 ton próbek, ponieważ nowy lądownik ma posiadać olbrzymi „bagażnik”. Inne udogodnienia to zasoby powietrza i jedzenia, które pozwolą załodze przetrwać nawet 6 miesięcy na Księżycu. Nietrudno zgadnąć, że chodzi tu o to, aby nie trzeba było już szykować pożegnalnych mów „na wszelki wypadek”. Jeśli moduł startowy lądownika się zepsuje, na Księżyc poleci kolejny statek, a astronauci tylko… zaczekają w lądowniku nieco dłużej.
Kolejną przewagą lądownika Altair nad jego poprzednikiem jest możliwość lądowania w każdych warunkach i w każdym miejscu księżycowej powierzchni. Lądownik misji Apollo mógł lądować tylko za dnia i na średnich szerokościach geograficznych Srebrnego Globu. A zatem jedynie w absolutnie optymalnych warunkach! Altair wyposażony będzie natomiast w kilka dodatkowych urządzeń (np. Landing Hazard Avoidance Technology – Alhat oraz zestaw radarów i „świetlnych” sonarów), które pomogą astronautom wylądować nawet na księżycowych biegunach, gdzie manewry są zdecydowanie najtrudniejsze, a także w zupełnej ciemności. Operatorzy systemu Alhat wykryją nawet obiekt wielkości piłki do baseballa. Wydaje się, że skała tego rozmiaru to niewielka przeszkoda, ale podczas lądowania może sprawić wiele kłopotów delikatnemu księżycowemu sprzętowi.
Plany są wspaniałe, ale NASA nie wie jeszcze, czy uda się je zrealizować. Administracja prezydenta Obamy poddaje rewizji wszystkie planowane załogowe misje Agencji. Pierwsze decyzje powinny być znane w sierpniu.
Eugeniusz Wiśniewski