Nie Kolumb, nie Wikingowie, ale syberyjskie ludy łowców-zbieraczy pierwsze odkryły Amerykę. Dzięki połączeniu danych genetycznych z zapisem archeologicznym i paleoklimatologią, a nawet badaniami nad paleolitycznymi odchodami, zaczynamy domyślać się, jak tego dokonali.
Dzięki kompleksowym badaniom zarówno zwykłego, jądrowego DNA, jak i jego odpowiednika z komórkowych struktur zwanych mitochondriami, genetycy pokusili się o rekonstrukcję przebiegu zasiedlenia tej części naszego globu, który nieprzypadkowo nazywa się Nowym Światem. Obie Ameryki, bo to o nich mowa, zostały zasiedlone jako ostatnie wśród kontynentów, ale kiedy i w jaki sposób od dłuższego czasu było przedmiotem sporów.
Dyskusja rozgrywa się pomiędzy zwolennikami krótkiej oraz długiej chronologii. Ci pierwsi zakładają, że pierwsza ludzka stopa dotknęła amerykańskiej ziemi około 15 tysięcy lat temu, podczas gdy drudzy, opierając się na kilki kontrowersyjnych znaleziskach narzędzi krzemiennych, przesuwają tę datę na czasy sprzed 40 tysięcy lub nawet więcej lat. Genetycy już od dawna wtrącali się do debaty, między innymi wykluczając hipotezę trzech niezależnych fal ludności, które miały w trzech etapach zasiedlić kontynent, i to najprawdopodobniej właśnie oni przyniosą rozwiązanie większości zagadek.
W najnowszym numerze PLoS One, grupa naukowców z Uniwersytetu na Florydzie, stawia kolejną śmiałą interpretacje wyników analizy genetycznej. Według nich, zasiedlenie Ameryki przebiegło w trzech fazach. Pierwszy etap to odłączenie się niewielkiej grupy łowców zbieraczy od populacji zamieszkującej centralną Azję i ich wędrówka w okolice dzisiejszej Kamczatki oraz Alaski. Do tej pierwszej migracji miało dojść około 40 tysięcy lat temu. W tym czasie między dwoma półwyspami znajdował się ogromny pas ziemi – Beringia. Sięgająca miejscami nawet tysiąca kilometrów szerokości, Beringia pojawiła się w rezultacie ogólnoświatowego obniżenia poziomu wód oceanów, spowodowanego przez zlodowacenie, które „uwięziło” duże ilości wody w lodowych czapach na biegunach.
Był to jednak dopiero pierwszy krok, jako że przez wiele tysiącleci grupa zajmująca Beringię nie podejmowała prób zasiedlenia obcego lądu, nie ruszając się z miejsca spokojnie się rozwijała na obszarze, który jest teraz przykryty wodami Morza Beringa. W czasie od 36 do 16 tysięcy lat temu brama do Ameryki Północnej była zamknięta przez stykające się lodowce Arktyki i Kordylierów i do tego czasu masowa migracja na amerykańskie prerie nie była możliwa. Niestety większość śladów pobytu ludzi na tym terenie znajduje się teraz pod wodą, a te, które mogły przetrwać, nie zostały prawdopodobnie jeszcze odkryte z całkiem prozaicznych przyczyn. Mało który absolwent wydziału archeologii za szczyt swoich marzeń uważa badania na dalekiej Syberii, czy Alasce, w trudnych subarktycznych warunkach. Dopiero gdy przejście otwarło się około 16 tysięcy lat temu, ludność wkroczyła na nowy teren, a dotychczas nieliczna grupa zaczęła się błyskawicznie rozrastać, by w niedługim czasie zająć dwa, całkiem spore kontynenty.
Najnowsze badania grupy naukowców z Uniwersytetu w Oregon, opublikowane w internetowej wersji czasopisma Science Express, dodatkowo potwierdzają powyższy model. Dennis L. Jenkins wraz ze współpracownikami odkrył w jaskini Paisley pozostałości po posiłkach sprzed ponad 14 tysięcy lat temu. Koprolity, czyli skamieniałe ludzkie odchody, dostarczyły wystarczającej ilości mitochondrialnego DNA, by można było pokusić się o określenie skąd pochodzili ich uprzedni właściciele. Wszystkie drogi wiodą na Syberię, jako że DNA można było przyporządkować do haplogrup A2 i B2, typowych właśnie dla ludów północno-wschodniej Azji. Co więcej, uzyskane daty po raz pierwszy w sposób bezwzględny wskazały na obecność ludzi w Ameryce przed nastaniem, tak zwanego, horyzontu Clovis. Jego twórcy, znani przede wszystkim z misternie wykonanych grotów, byli dotychczas uważani za pierwszych, niespornych, mieszkańców Nowego Świata. Wprawdzie liczni badacze wskazywali na stanowiska mogące poprzedzać pojawienie się ludów z ostrzami typu Clovis, to jednak nikt nie był w stanie pokazać takiego, gdzie i datowanie byłoby bez zarzutu, i wyroby krzemienne na pewno nie naturalne, i pojawiłyby się jeszcze szczątki ludzkie. Jaskinia Paisley dała nam to wszystko, a nawet i więcej, gdyż rdzenni Amerykanie najczęściej domagają się natychmiastowego pochowania szczątków ludzkich, jeszcze zanim możliwe są jakiekolwiek badania DNA. Na szczęście, na odchodach ich potencjalnych przodków nie zależy im aż tak bardzo.
Historia badań nad zasiedleniem Ameryki pełna jest długotrwałych sporów pomiędzy największymi autorytetami, czy niezwykłych zwrotów akcji w postaci nowo odkrytych stanowisk. Być może już w niedługim czasie, dzięki skoordynowanym wysiłkom, już nie tylko archeologów, ale także genetyków i klimatologów, dowiemy się dokładnie, jak pierwsi ludzie dotarli do Nowego Świata.
Iza Romanowska