Niewielka społeczność liczy zaledwie ok. 5000 osób, żyje w północno-wschodniej Turcji, niedaleko wybrzeży Morza Czarnego i miasta Trabzon. Trabzon to starożytny Pont, grecka kolonia, którą Jazon i argonauci mieli odwiedzić podczas swojej wyprawy po złote runo.
Potomkowie kolonistów?
Społeczność nazywa swój dialekt „romejką”. Lingwiści są zgodni: to najbliższy wciąż żywy „krewny” języka, którym przemawiali Aleksander Wielki i Arystoteles. Romejka posiada wiele struktur, które nie istnieją w nowoczesnym greckim, ma także dużo bardziej podobne do greki słownictwo. Nareszcie można sprawdzić, jak ewoluowała oryginalna starożytna greka – i jak ma sie do niej język nowogrecki.
- Romejka zachowała wiele niezwykłych cech gramatycznych, które dodają starogreckiego smaku strukturze tego dialektu – mówi dr Ioanna Sitaridou, wykładowca Cambridge. – W innym odmianach greckiego te cechy zostały zupełnie zatracone.
Co ciekawe, romejka nie posiada swojej wersji pisanej, ponieważ jej użytkownicy nie mają potrzeby jej zapisywać. To zamknięta grupa etniczna, do zabaw przygrywająca sobie bardzo charakterystyczną muzykę, wykonywaną, a jakże, na lirze. Związki małżeńskie użytkownicy romejki zawierają wewnątrz swojej małej grupy.
Kim są? Możliwe, że potomkami greckich kolonistów, którzy przybyli w te rejony około VI-VII wieku p.n.e. Mogą być także potomkami rdzennej ludności, która przejęła język i kulturę od greckich osadników.
Co ciekawe, dzisiaj posługująca sie romejką społeczność to praktykujący muzułmanie – dlatego mogli pozostać w Turcji po Traktacie Lozańskim z 1923 roku, kiedy Grecja i Turcja wymieniły między sobą ludność muzułmańską i chrześcijańską.
Greka, którą zostawiono w spokoju
Współczesny grecki ma z antyczną greką mało wspólnego. To dlatego, że obowiązujący obecnie w Grecji standard literacki powstał w wyniku zmieszania się dialektów mówionych XIX-wiecznego języka greckiego z formami zaproponowanymi w katharewusie, sztucznie wypreparowanym przez XIX-wiecznych lingwistów języku niepodległej Grecji. A przecież to, co pozostało ze starożytnej Grecji, przeszło jeszcze etapy bizantyjki i turecki.
Starogrecki, oczywiście, dzielił sie na wiele dialektów. Inaczej mówili Ateńczycy, inaczej Spartanie. A jeszcze trochę inaczej mówiło się w czasach Aleksandra Wielkiego, kiedy greka stała się dominującym językiem na olbrzymim obszarze Starego Świata. Wstępne analizy wykazały, że romejce najbliżej właśnie do hellenistycznej koine, a zatem greki doby Aleksandra Wielkiego i podbojów rzymskich. Lingwiści zacierają ręce, bo dzięki niej dowiedzą się, jak greka ewoluowałaby, gdyby pozwolono jej „starzeć się” bez przeszkód.
Pont był odcięty od pozostałych greckich ośrodków. To ważne, ponieważ oznacza, że tutejszy dialekt rozwijał sie w izolacji. Dr Sitaridou: - Musimy jeszcze ostatecznie upewnić się, czy romejka zachowała cechy starożytnej greki, czy rozwinęła je wtórnie, a tylko przypadkiem przypominają koine.
Wtedy prace dokumentacyjne i porównawcze rozpoczną się bez dalszych przeszkód.
Języki giną szybciej niż gatunki
Lingwiści muszą się spieszyć. Języki niewielkich, izolowanych grup etnicznych wymierają szybciej niż zagrożone gatunki zwierząt. Co gorsza, tam, gdzie natura może stworzyć nowy gatunek, nowa mowa na pewno nie powstanie.
W zeszłym roku informowaliśmy, że w Indiach zmarła ostatnia osoba posługująca się prastarym językiem „bo” z Wysp Andamańskich. Naukowcy twierdzą, że języki z Wysp Andamańskich mają korzenie w Afryce, a pochodzić mogą nawet sprzed 70 tys. lat. Jeżeli wierzyć niektórym lingwistom, twierdzącym, że dopiero człowiek współczesny przemówił całkowicie ludzkim głosem, „bo” mogło okazać się kluczem do pierwszej mowy ludzkości.
Z kolei w 2007 roku lingwistów zelektryzowała wiadomość, że dwaj Indianie pokłócili się. Dlaczego? Skonfliktowani panowie byli ostatnimi ludźmi na świecie, którzy posługiwali się lokalną odmianą zoque, jednego z 364 języków, którymi włada się w Meksyku, państwie, które na listach ilości zagrożonych języków zawsze znajduje się w czołówce.
Problem wymierania języków jest poważny - z ok. 7000 języków, którymi mówi się na świecie, zagrożonych jest około 3500! Jest tak dlatego, że są one używane przez zaledwie 0,2% ludzi. Utrata każdej mowy pozbawia nas wielkiego kulturowego bogactwa i różnorodności perspektyw, z jakich można patrzeć na świat.
– Różne języki przykładają wagę do różnych rzeczy – podkreśla dr David Harrison, kierujący projektem „Utrwalić języki” pod auspicjami National Geographic. W wymierającym języku Monchak z Mongolii słowo „iść” jest na przykład nierozerwalnie związane z poruszaniem wzdłuż rzeki, nad którą żyje lud posługujący się tą mową („iść” można tylko zgodnie z jej nurtem lub wbrew niemu). Z kolei w Tofa, jednym z zagrożonych narzeczy syberyjskich, którym posługują się tamtejsi rybacy, wąż to po prostu „lądowa ryba”. Podręcznikowym zaś przykładem zależności języka i miejsca, w którym mieszka dany lud, jest ponad 100 określeń, jakie na różne rodzaje śniegu mają Eskimosi.
(ew/The Independent/polskieradio.pl)