Nikomu nic się nie stało, ale eksperci zgadzają się - orbitalne śmieci to coraz większy problem. NASA nie wie, czy był to odłamek starego satelity, mały kosmiczny kamień, czy może fragment jakiejś rakiety. Wiadomo natomiast, że ostrzeżenie dla sześciu astronautów nadeszło za późno, by zmienić tor lotu Stacji. Jedynym wyjściem była tymczasowa ewaukacja; załoga stacji w razie niebezpieczeństwa może schronić się w rosyjskich kapsułach Sojuz, a nawet awaryjnie wrócić w nich na Ziemię.
Teraz skończyło się na strachu, odłamek przeleciał obosk Stacji, ale zdaniem ekspertów będzie coraz gorzej. W ciągu najbliższych dziesięciu lat prawdopodobieństwo tzw. bliskich spotkań między fragmentami orbitalnych śmieci a statkami kosmicznymi wzrośnie o połowę.
Obecnie na orbicie znajduje się ponad pięć tysięcy ton gruzu wytworzonego przez człowieka i jest go coraz więcej. Komentatorzy zwracają uwagę, że problem śmieci dotyczy już nie tylko skupisk ludzkich, ale także oceanów, Mont Everestu i okołoziemskiej orbity.
Nie była to pierwsza ewakuacja załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej - dwa lata temu astronauci musieli chować się w kapsułach, gdy okazało się, że z prędkością ponad siedmiu kilometrów na sekundę zbliża się do niej centymetrowy odłamek.
Brytyjscy naukowcy mają jednak pomysł na rozwiązanie problemu: eksperci z Centrum Kosmicznego w Surrey skonstruowali urządzenie, które może posprzątać kosmiczne śmieci na orbicie okołoziemskiej. Kosmiczny odkurzacz o nazwie „Cube Sail” ma zostać uruchomiony za dwa lata.
(iar)