Kolejny łowca planet stracony. Jesteśmy skazani na onserwacje z Ziemi
Kolejny satelita, którego misją było poszukiwanie odległych planet, został właśnie wyłączony przed czasem. Tym razem mowa o misji COROT. Wygląda na to, że do 2017 roku będziemy poszukiwali egzoplanet jedynie z powierzchni Ziemi.
Powodem utraty kontroli nad COROTem była awaria komputera pokładowego.
Przypomnijmy, że nadal nieznana jest przyszłość flagowego obserwatorium NASA, Keplera, który zmaga się z awarią i nie wiadomo jeszcze, czy w ogóle podejmie pracę. Jeśli tak, to zapewne w nowym charakterze i nie będzie już szukał planet.
Awaria komputera na pokładzie satelity COROT wydarzyła się w listopadzie 2012. Urządzenie przestało pobierać dane z pokładowego 27-centymentrowego teleskopu. Satelita pozostawała w kontakcie z Ziemią, więc inżynierowie próbowali poradzić sobie z usterką.
- Wszystkie próby okazały się nieskuteczne, więc podjęliśmy decyzje o przerwaniu misji - mówi Olivier La Marle z francuskiej agencji kosmicznej CNES, który był jednym z operatorów COROTa.
COROT działał dwa razy dłużej niż zakładano, więc jego misja i tak była wielkim sukcesem. W kosmos poleciał w 2006 roku. Odkrył 30 potwierdzonych planet i 100 kandydatek, których istnienie trzeba jeszcze potwierdzić. - Ale oczywiście zawsze pozostaje poczucie zawodu. Tak dużo dowiedzieliśmy się dzięki misji COROT, że chcieliśmy, aby trwała dłużej - mówi Malcolm Fridlund z ESA.
COROT znajduje się na orbicie okołoziemskiej, ale nie opłaca się podejmować misji naprawczej - takiej jaką podjęto w przypadku Hubble’a. Jej koszty przewyższyłyby bowiem koszt wysłania nowego satelity tego typu. COROT będzie zatem powoli obniżał swój lot, a potem spłonie w atmosferze.
Niemniej jednak astronomia ma kłopot: poszukiwanie egzoplanet jest sensowne tylko wówczas, kiedy prowadzi się je jednocześnie z Ziemi i kosmosu. Kosmiczne obserwatoria nie muszą przebijać się przez atmosferę Ziemi, widzą zatem wszystko dużo dokładniej i dostrzegają bardzo słabe gwiazdy. To w kosmosie odkrywa się potencjalne planety. Z Ziemi lepiej z kolei dokonywać obserwacji cyklicznych tranzytów, czyli przejść potencjalnej planety na tle jej gwiazdy. Ze zmian jasności gwiazdy można wywnioskować wielkość, a nawet skład chemiczny takiego obiektu.
ESA i NASA planują wysłanie w kosmos kolejnych teleskopów nowej generacji, ale nastąpi to dopiero w 2017 roku. Wówczas w kosmos poleci europejski CHEOPS (Characterising Exoplanets Satellite) i amerykańska misja TESS (Transiting Exoplanet Survey Satellite).
W międzyczasie inżynierowie będą próbowali odzyskać dane z COROTa i Keplera, a poszukiwania będą musiały być kontynuowane z Ziemi. Pojawiły się nowe obserwatoria naziemne, może zatem poszukiwania nie spowolnią. - Jest sporo do zrobienia. Badanie egzoplanet to nowa gałąź astronomii, istniejąca od 20 lat. Dopiero zaczynamy orientować się, jak różnorodne są planety i jak je badać - mówi Fridlund.
Powodem utraty kontroli nad COROTem była awaria komputera pokładowego.
Przypomnijmy, że nadal nieznana jest przyszłość flagowego obserwatorium NASA, Keplera, który zmaga się z awarią i nie wiadomo jeszcze, czy w ogóle podejmie pracę. Jeśli tak, to zapewne w nowym charakterze i nie będzie już szukał planet (więcej >>).
Awaria komputera na pokładzie satelity COROT wydarzyła się w listopadzie 2012. Urządzenie przestało pobierać dane z pokładowego 27-centymentrowego teleskopu. Satelita pozostawał w kontakcie z Ziemią, więc inżynierowie próbowali poradzić sobie z usterką. - Wszystkie próby okazały się nieskuteczne, więc podjęliśmy decyzje o przerwaniu misji - mówi Olivier La Marle z francuskiej agencji kosmicznej CNES, który był jednym z operatorów COROTa.
COROT działał dwa razy dłużej niż zakładano, więc jego misja i tak była wielkim sukcesem. W kosmos poleciał w 2006 roku. Odkrył 30 potwierdzonych planet i 100 kandydatek, których istnienie trzeba jeszcze potwierdzić. - Ale oczywiście zawsze pozostaje poczucie zawodu. Tak dużo dowiedzieliśmy się dzięki misji COROT, że chcieliśmy, aby trwała dłużej - mówi Malcolm Fridlund z ESA.
COROT znajduje się na orbicie okołoziemskiej, ale nie opłaca się podejmować misji naprawczej - takiej jaką podjęto w przypadku Hubble’a. Jej koszty przewyższyłyby bowiem koszt wysłania nowego satelity tego typu. COROT będzie zatem powoli obniżał swój lot, a potem spłonie w atmosferze.
Jesteśmy skazani na obserwatoria naziemne
Astronomia ma kłopot: poszukiwanie egzoplanet jest sensowne tylko wówczas, kiedy prowadzi się je jednocześnie z Ziemi i kosmosu. Kosmiczne obserwatoria nie muszą przebijać się przez atmosferę Ziemi, widzą zatem wszystko dużo dokładniej i dostrzegają bardzo słabe gwiazdy. To w kosmosie odkrywa się potencjalne planety.
Z Ziemi lepiej z kolei dokonywać obserwacji cyklicznych tranzytów, czyli przejść potencjalnej planety na tle jej gwiazdy. Ze zmian jasności gwiazdy można wywnioskować wielkość, a nawet skład chemiczny takiego obiektu.
ESA i NASA planują wysłanie w kosmos kolejnych teleskopów nowej generacji, ale nastąpi to dopiero w 2017 roku. Wówczas w kosmos poleci europejski CHEOPS (Characterising Exoplanets Satellite) i amerykańska misja TESS (Transiting Exoplanet Survey Satellite). W międzyczasie inżynierowie będą próbowali odzyskać dane z COROTa i Keplera, a poszukiwania będą musiały być kontynuowane z Ziemi. Pojawiły się nowe obserwatoria naziemne, może zatem poszukiwania bardzo nie spowolnią.
- Jest sporo do zrobienia. Badanie egzoplanet to nowa gałąź astronomii, istniejąca od 20 lat. Dopiero zaczynamy orientować się, jak różnorodne są planety i jak je badać - mówi Fridlund.
(ew/NewScientist)
Jak działał COROT: