Czytaj więcej na temat epidemii eboli >>>
Barack Obama, który spotkał się w Białym Domu z szefem Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) Tomem Friedenem i swymi doradcami, powiedział, że ebolę trzeba powstrzymać u jej źródła w Afryce Zachodniej.
US CBS/x-news
Prezydent zapowiedział, że władze w Waszyngtonie będą "bardziej agresywnie" reagować na przypadki eboli w USA. Poinformował także o podjęciu natychmiastowych działań, które mają poprawić warunki bezpieczeństwa w amerykańskich szpitalach.
Prezydent USA powiedział, że Amerykanie nie mogą mieć wątpliwości, co do skuteczności ich służby zdrowia w walce z epidemiami. - Przedstawiciele specjalnie przeszkolonych służb sanitarnych w razie potrzeby będą działać natychmiast, gdy tylko u kogoś zdiagnozowany zostanie wirus. Nie możemy panikować. To nie jest sytuacja jak na przykład z grypą, która w przeciwieństwie do eboli rozprzestrzenia się zdecydowanie łatwiej, bez specjalnych symptomów - zaznaczył Barack Obama.
Zakaz wjazdu do USA?
Przewodniczący Izby Reprezentantów USA i jeden z liderów Partii Republikańskiej John Boehner zaapelował do prezydenta Obamy, by wziął pod uwagę wprowadzenie tymczasowego zakazu wjazdu do USA podróżnych z krajów dotkniętych ebolą w Afryce Zachodniej.
W szpitalu w Dallas znajduje się druga chora na ebolę pielęgniarka. Zaraziła się od pacjenta, którym wcześniej się opiekowała. Dzień przed diagnozą leciała o samolotem z Cleveland do Teksasu. Służby sanitarne przy współpracy z linią lotniczą poszukują 132 pasażerów, którzy byli na pokładzie w obawie, że mogli zostać zarażeni.
W połowie września prezydent Barack Obama ogłosił plan o wartości prawie miliarda dolarów, który obejmuje wysłanie do Afryki Zachodniej 3 tys. żołnierzy. Mają szkolić co tydzień 500 pracowników służby zdrowia i wybudować 17 centrów dla chorych - każde na 100 łóżek. Ale do Monrowii, stolicy Liberii, dotarło dopiero ok. 350 Amerykanów, reszta żołnierzy przechodzi szkolenia. Już wiadomo, że centra dla chorych nie będą gotowe przed połową listopada i nie zaspokoją wszystkich potrzeb. W samej Liberii już teraz potrzeba miejsc dla 3 tys. chorych, czyli dwa razy więcej niż planują stworzyć Amerykanie.
Umiera od 50 do 90 proc. chorych
Według najnowszych danych, opublikowanych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), obecna epidemia eboli w Afryce Zachodniej spowodowała śmierć 4447 osób. Około 9 tysięcy jest zarażonych.
Gorączkę krwotoczną ebola wywołuje wirus należący do rodziny Filoviridae - jednoniciowych wirusów RNA. Jego rezerwuarem są prawdopodobnie owocożerne nietoperze, często spożywane w krajach Afryki (w Polsce nie występują). Zarazić się wirusem od człowieka można poprzez kontakt z wydzielinami osoby chorej, zwłaszcza krwią.
Objawy rozpoczynają się po okresie trwającym nawet 21 dni i początkowo przypominają grypę. Zarażony odczuwa bóle mięśni, dreszcze, ma wysoką gorączkę. Później pojawiają się wymioty, bóle klatki piersiowej i wysypka. Chory słabnie, następują obfite krwawienia wewnętrzne, z jam ciała, a nawet poprzez pory skóry. Umiera od 50 do 90 proc. chorych. Jeśli chory przeżył dwa tygodnie od wystąpienia gorączki, ma szansę wyzdrowieć.
Wirus ebola jest stosunkowo mało odporny - niszczy go na przykład promieniowanie UV (także światło słoneczne), temperatura powyżej 60 stopni Celsjusza, a także powszechnie dostępne chemiczne środki do dezynfekcji. Przestrzeganie zasad higieny dobrze chroni przed wirusem. Szczególnie ważne jest odizolowanie osób chorych od zdrowych w odpowiednich ośrodkach i neutralizacja wirusa wydzielanego przez pacjenta. Wyjątkowo duży zasięg obecnej epidemii specjaliści przypisują, między innymi, brakowi właściwej izolacji chorych.
Czytaj też<<<Epidemia eboli. Świat przegrywa? "Wyścig, w którym wirus ma przewagę okrążenia">>>
IAR,PAP