Powódź oprócz licznych zniszczeń, spowodowała w kraju także zagrożenie sanitarno-epidemiologiczne. Woda zabiera ze sobą wszystko co jest możliwe: to co mieści się w korycie rzeki oraz wszelkie inne odpady zbierane po drodze. Podmywane są wysypiska śmieci, wybijają szamba i studzienki kanalizacyjne.
Zdaniem Wiesława Rozbickiego, rzecznika Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie fakt, że w wielu miejscach Polski zalane zostały cmentarze, nie jest sprawą najistotniejszą i najgroźniejszą, choć także ważną.
Najgorzej jest według niego z tym, co dzieje się wokół obejść gospodarskich, np. ze składowanym przez rolników obornikiem, który w przypadku powodzi woda podmywa i niesie ze sobą. - Tu jest główne niebezpieczeństwo - mówi Wiesław Rozbicki.
Na razie nie doszło do epidemii, choć zagrożenie jest obecnie ogromne. Są w Polsce takie miejscowości, wsie, gdzie nie ma wodociągów lokalnych, czyli są tylko studnie. I te studnie, obecnie zalane przez wody powodziowe trzeba będzie wypompowywać i kilkukrotnie wypłukać oraz zdezynfekować.
- Pierwszą wodę ze zdezynfekowanej studni, która już pozornie będzie przydatna do spożycia, trzeba także oddać do badania laboratoryjnego, żeby mieć pewność, że na pewno nadaje się do spożycia - mówi Wiesław Rozbicki z SANEPID-u.
Przemysław Szubartowicz: Wraz ze mną Wiesław Rozbicki, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie. Witam pana.
Wiesław Rozbicki: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.
P.S.: Powódź nie minęła, powódź trwa, a w niektórych miejscach już odsłania spustoszenie. No i Sanepid ma chyba coś do powiedzenia w tej sprawie.
W.R.: Wydaje mi się, że nawet bardzo dużo, bo to jednak stan zagrożenia epidemiologicznego, więc jak sama nazwa wskazuje, my, inspekcja sanitarno-epidemiologiczna, to przede wszystkim ten ciężar walki z ewentualną epidemią to niestety, ale spoczywa na nas.
P.S.: Ale ta epidemia to wynika z czego? To znaczy woda, która opada, zostawia bakterie i rozmaite inne zarazki? Proszę to wyjaśnić naszym słuchaczom, bo to chyba istotna sprawa.
W.R.: Ja mówię, że ewentualną epidemię. Póki co czegoś takiego nie ma i oby do tego nie doszło, bo proszę mieć świadomość, że woda płynie, płynie i wydostała się z brzegów, zabiera zesobą wszystko, co jest możliwe. Niesie to wszystko, co jest w korycie rzeki, a oprócz tego po drodze zbiera żniwo z wszelkiego rodzaju odpadów, podmywa wysypiska śmieci, wybijają szamba, to się wszystko wydostaje, studzienki te, którymi spływają ścieki.
P.S.: A cmentarze?
W.R.: To też. Cmentarze w zasadzie też, ale to nie jest sprawa najistotniejsza, bo gorzej jest właśnie z tym, co jest wokół obejścia. Na wsi wiadomo, że rolnik nie zawsze składa ten obornik, ten nawóz. Przychodzi woda, to wszystko rozmywa, to się wszystko rozpływa, więc tu jest główne niebezpieczeństwo, ale również cmentarze. Tak że zagrożenie jest ogromne teraz. Są takie wioski, gdzie na przykład nie ma na przykład wodociągów lokalnych.
P.S.: Czyli studnie, studnia też zalana wodą.
W.R.: Studnie są zalane wodą. Jeżeli komuś się zdaje, że tę wodę wypompuje z tej studni, to nacieknie nowa i ona jest w porządku. Niestety, tam kilka razy trzeba taką studnię wypompować, studnię zdezynfekować i mało tego – woda, która tam będzie, pozornie nadająca się do picia, jeszcze należy dać do badania laboratoryjnego, żeby sprawdzono, najlepiej w laboratoriach naszych, sanepidowskich, które mają odpowiednie atesty, czy się nadaje pod względem fizykochemicznym i bakteriologicznym.
P.S.: To wszystko bardzo brzmi tak naukowo i że trzeba to zrobić, tylko że znając polskie realia, znając też realia tego, co zostawiła powódź i jak to wygląda, chyba będzie trudno o to, żeby dokonać tych wszystkich procedur. Jak pan sądzi, czy to jest tak, że w tych miejscowościach tak dotkniętych tragedią to się da doprowadzić do porządku? Bo to jest zawsze pytanie o skutki, no i o fakty, czyli o rzeczywistość.
W.R.: Problem jest taki, żeby ci powodzianie mieli świadomość priorytetów. Oczywiście ważny jest dobytek żywy, ważne są meble, pierzyna i tak dalej, ale najważniejszą sprawą to jest zdrowie, żebyśmy po prostu... ta woda, która jest wokół nas, żebyśmy... ja już nie mówię o tym, żebyśmy ją pili, bo to jest absurd, ale nawet żebyśmy się w niej nie myli, żebyśmy spoceni nie przecierali tą wodą ot, tak sobie ręką i do twarzy, ten pot żebyśmy zmyli, bo w tej wodzie są właśnie przede wszystkim drobnoustroje, których nie widać. Bardzo łatwo o zakażenie uszu, o zapalenie spojówek, o zakażenie przewodu oddechowego, pokarmowego, na każdym kroku coś na nas czyha i chodzi o to, żebyśmy mieli świadomość tego, że to wszystko jest bardzo, ale to bardzo niebezpieczne.
P.S.: Mówi się też o szczepieniach, które są organizowane w niektórych miejscach dotkniętych powodzią. To jest profilaktyka, czy rzeczywiście zagrożenie jest poważne?
W.R.: To jest profilaktyka, ale ona wynika z tego, że zagrożenie jest poważne, a więc dur brzuszny atakuje cały przewód pokarmowy. Tężec – wiadomo, w takiej wodzie rdzewieją metale, dużo tych drobnoustrojów od tężca w mule, w piachu, łatwo o skaleczenie nogi, o przebicie tego gumowca jakimś ostrym po prostu przedmiotem. Łatwo o zakażenie, wirusowe zapalenie wątroby – rzecz taka, że trudno się potem z tego wykaraskać, to nie są żarty. Więc zalecamy... Dur brzuszny w dzieciństwie na pewno każdy młodszego pokolenia przechodził i był szczepiony, niemniej jednak po dziesięciu latach ta odporność wygasa, więc dobrze by było, żeby się skontaktować z lekarzem rodzinnym. On dokładnie powie, co i jak trzeba zrobić. Szczepienia na pewno są bardzo, ale to bardzo wskazane, one gwarantują, że nawet jeżeli czymś się zarazimy, to z tego wyjdziemy, ponieważ organizm będzie odporny. Nie lekceważmy szczepień.
P.S.: A czy Sanepid już odnotował jakieś niepokojące zjawiska na terenach zalanych powodzią, czy to na razie jest tylko ostrzeganie i właśnie uczulanie ludzi na to, żeby uważali, uważali i jeszcze raz uważali?
W.R.: Na razie są to nasze ostrzeżenie. Podejrzewam, że one nie idą w próżnię, bo efekt jest taki, że my póki co nie mamy jakichś takich masowych zgłoszeń, że ktoś się rozchorował, że jakaś epidemia w gminie, epidemia w rodzinie. Czegoś takiego nie ma. Statystyki będziemy mieli później, oczywiście, ale były jakieś pojedyncze przypadki zachorowań. Lekarze nie mają czasu na to, żeby przekazywać te informacje dalej, oni się zajmują po prostu leczeniem tych, którzy są chorzy. Nie ma takiego zagrożenia, nie ma jakichś masowych zatruć, masowych rozchorowań. Objawy – no oczywiście bóle głowy, oczywiście wymioty, oczywiście wysoka temperatura, bóle żołądka – to są podstawowe objawy chorobowe właśnie na któreś z tych przypadłości. Więc jeżeli mamy coś takiego, to nie lekceważmy tego i kontaktujmy się z lekarzem, bo nie wiadomo, na co możemy zachorować czy na co zachorowaliśmy.
P.S.: Woda opada, zostawia po sobie ogromne spustoszenie, rodzina wraca do swojego gospodarstwa, do swojego domu i chce tam wszystko doprowadzić do porządku i tam zamieszkać. Jakieś szczególne środki ostrożności, szczególny sposób czyszczenia, dezynfekowania?
W.R.: No, trzeba oczywiście tę wodę wypompować, trzeba poczekać, żeby to wszystko przeschło jakoś rozsądnie, te meble, jeżeli można, to wystawić na zewnątrz. To jest też bardzo ważne, załóżmy takie krzesełka, takie typowo drewniane, one szybciej schną i szybciej się pozbywają tych drobnoustrojów. Ale już z pierzynami jest kłopot, na pewno nie będą się do niczego nadawały, poduszki nie będą się nadawały do ponownego użycia, bo niestety tam w tym pierzu zostanie tego tak dużo, że one po prostu będą niebezpieczne cały czas. Więc już niestety musimy sobie to darować. Prawdopodobnie również wszelkiego rodzaju wersalki, gdzie są tapicerki z jakiegoś materiału, tam jak nie będzie drobnoustrojów, to jakieś będą grzyby, będą pleśnie. To też jest niebezpieczne, bo to wszystko będzie procentowało i niestety musimy z płaczem, z żalem, ale z tym wszystkim, co miało kontakt z wodą, się po prostu pożegnać, włącznie... chyba że jakiś tam garnitur, ubrania, ale to jak będziemy sami prali, to ja wątpię, że nam się to uda, oddajmy to do pralni raz, drugi, trzeci, jeżeli ma jakieś znaczenie, jakąś wartość. Albo jeżeli nie, to pozbądźmy się tego z przekonaniem, że źle się stało, ale dobrze, że nam się osobiście nic nie stało, że nie chorowaliśmy, że wszyscy są zdrowi, wszyscy jesteśmy razem i to jest sprawa najistotniejsza, nadrzędna, a dopiero później myślmy o tym, co z resztą.
P.S.: No tak, tam jeszcze oczywiście dochodzą kwestie tego, że jak woda, to i owady, jak woda, to inne zwierzęta, jakieś...
W.S.: Tak, tak, to i będzie dużo komarów. Kleszczy będzie dużo na pewno, bo kleszcze mają to do siebie, że one uwielbiają taki ciepły, wilgotny klimat, z pewnością będą się namnażały i będą niebezpieczne, bo kleszcze to z kolei też kleszczowe zapalenie opon mózgowych czy borelioza, też nie ma żartów. Po prostu jeżeli będziemy naprawdę... ja tu nie chcę straszyć, bo to tak wygląda (...)
P.S.: A właśnie, proszę państwa, od razu uprzedzę. Tak, bo mówimy o sprawach poważnych, mówimy tak jakby zagrożenie było, no, już prawie że spełnione. My na razie ostrzegamy, ostrzegamy i dlatego ta rozmowa dzisiaj, żeby nie siać paniki, ale trzeba pamiętać o tym wszystkim.
W.S.: Dmuchajmy na zimne po to, żeby nie doszło do czegoś, czego konsekwencje mogą być straszne.
P.S.: W razie czego do lekarza, w razie czego do stacji Sanepidu zgłaszać się można.
W.S.: Nie pijmy wody, nie jedzmy produktów, które miały kontakt z tą wodą brudną. Jeżeli coś się dzieje z naszym organizmem, kontakt z lekarzem, a potem, jeżeli jest okazja, możliwość, zaszczepmy się, bo naprawdę to zdaje egzamin. A później stopniowo odrzucajmy te rzeczy, przedmioty, które miały kontakt z wodą i są nam niepotrzebne albo boimy się, że mogą być szkodliwe dla nas.
P.S.: Bardzo dziękuję. Wiesław Rozbicki, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie, był naszym gościem.
(J.M.)