Historycy mają nowe dane na temat słynnej bitwy z okresu wojny stuletniej.
Bitwa pod Azincourt z 25 października 1415 roku stanowi jeden z większych powodów do dumy dla obywateli Wielkiej Brytanii. Niewielka armia króla Henryka V („Henryk i grupa jego braci” – jak opisze to potem William Shakespeare) miała wtedy pokonać pięciokrotnie większą, ciężkozbrojną armię króla Francji. Sposób był taki, jak w wielu innych bitwach: ciężkozbrojni rycerze utknęli w błocie, gdzie dosięgły ich strzały angielskich łuczników.
Brytyjsko-francuska grupa historyków postanowiła przyjrzeć się bliżej narodowej dumie Anglików. Badacze przejrzeli wszystkie dostępne im źródła z epoki stwierdzili, że przewaga liczebna Francuzów nie musiała być taka miażdżąca. Prof. Anne Curry, wykładowca Uniwersytetu w Southampton, która kierowała badaniami, uważa, że Francuzi przewyższali Anglików w stosunku najwyżej 2:1, a najprawdopodobniej siły były bardziej wyrównane.
Rewizjonim burzy mity?
To, oczywiście, zagraża spójności narodowego mitu Brytyjczyków – dlatego właśnie badania nad tym zagadnieniem podjęto dopiero teraz, niemal 600 lat po wydarzeniu. – „Bitwa pod Azincourt to mit, ale mit, który stanowi ważną część brytyjskiej psychiki” – wyjaśnia profesor Curry.
Badania już teraz wzbudzają wiele emocji. Obok entuzjastycznych pochwał, spotkały się z cierpką krytyką badaczy z USA i Europy. Historyczni rewizjoniści krok po kroku „rozbrajają” bowiem bitewne mity wielu narodów. Drastycznie zmniejszyła się liczba miażdżących zwycięstw Rzymian, Germanów i Napoleona, a okoliczności triumfów stają się coraz bardziej skomplikowane. Metody prowadzenia wojen i przebieg konfliktów – mimo zmian w uzbrojeniu – zasadniczo jednak nie zmieniają się. Zawsze na przykład dobrze jest zdobyć sojuszników w kraju wroga.
Kiedy Henryk V wylądował u ujścia Sekwany, Francja znajdowała się na progu wojny domowej. Znalazłszy sobie wewnętrznego sojusznika – Burgundów – król Anglii miał zdecydowania ułatwione zadanie. Osłabione wewnętrznymi podziałami i wcale nie takie liczne francuskie siły pod Azincourt nie były zatem przeciwnikiem nie do pokonania.
12 000 do 9 000
Profesor Clifford J. Rogers, profesor historii na West Point, najsłynniejszej amerykańskiej akademii wojskowej, uważa jednak, że cud się wydarzył, bo angielskie oddziały liczyły tylko 1000 ciężkozbrojnych, natomiast francuskie – aż 5000. Co ważne, łącznie Francuzi mieli pod Azincourt 10 000 osób mogących posługiwać sie bronią. Profesor Rogers przyznaje jednak, że angielscy łucznicy byli o klasę lepsi od francuskich. Mimo to szacuje on stosunek sił na 4:1, a zatem podobnie do przekazów tradycyjnych.
Z kolei francuscy historycy nie mają wcale zamiaru bronić swoich wojsk i korzystnie wpływać na angielskie morale. Populacja Francji była bardzo osłabiona zarazą, która zdziesiątkowała także ówczesne francuskie siły zbrojne – argumentują. Poza tym, jak mówią, francuski król był wówczas niespłena rozumu. – Pod Azincourt nie walczyły wszystkie siły Francji – uważa profesor Bertrand Schnerb, wykładowca Uniwersytetu w Lille. Oszacował on, że pod Azincourt pod francuskimi sztandarami stawiło sie około 12 000-15 000 osób.
Prof. Curry zgadza się z tym niższym wynikiem. Liczba 12 000 Francuzów wynika jej zdaniem chociażby z zachowanych w archiwach list wypłacanych żołdów, spisów martwych i rannych oraz innych dokumentów. Anglicy stawili się pod Azncourt w liczbie 8 680.
Mniejsza różnica pomiędzy siłami walczących stron nie odbiera Henrykowi V sławy za kilka dobrych taktycznie ruchów, w wyniku których ciężkobrojni Francusi utknęli w błocie. Zwycięstwo pod Azincourt nie było jednak w żadnym razie przełomowe – Francuzi ciągle walczyli przeciwko angielskiej dominacji, a najwybitniejszą postacią tego oporu stała sie potem Joanna d’Arc. Ostatecznie szala zwycięstw przechyliła się na strone Francji. Anglicy musieli zrezygnować ze swoich posiadłości na kontynencie, na zawsze stając się narodem wyspiarskim.
Eugeniusz Wiśniewski
Na podstawie: New York Times