Ocieplenie czy epoka lodowcowa?
Zbliżająca się aktywność Słońca będzie kichnięciem, którego skutki możemy odczuwać przez długie dekady. Aktywność słoneczna kilkaset lat temu sprowadziła na Ziemię małą epoką lodowcową. Czy znowu tak będzie?
Naukowcy na razie nie przewidują tego scenariusza, ale ochłodzenie jest możliwe. Podobne zjawisko miało miejsce w latach 1500 -1800. Najzimniejszym okresem były lata pomiędzy 1645 i 1717 rokiem. Wówczas Słońce niemal w ogóle nie miało plam (tzw. Minimum Maundera) Związek między jego aktywnością a zimnem na Ziemi wciąż pozostaje tajemniczy, ale niewątpliwie istniał. A zatem, chociaż media donoszą o nieuchronnym ociepleniu, ogłaszanie końca lodowców jest być może przedwczesne.
Aktywność słoneczna rozgrywa się w 11-letnich cyklach. W ciągu dekady nasza gwiazda przeżywa spadek aktywności, a potem jej wielki wzrost. Naukowcy, którzy mówią o aktywności Słońca, na ogół mają na myśli ilość plam słonecznych. To ciemne i chłodniejsze miejsca na tarczy słonecznej, o silnym polu magnetycznym. Czasami eksplodują, wysyłając w kosmos strumień naładowanych cząstek.
Następne maksimum aktywności Słońca czeka nas w 2013 roku. Wówczas czeka nas sporo burz magnetycznych, pewnie nie raz ucierpi na tym ziemska komunikacja. Ale potem Słońce zaśnie i do następnego wzrostu aktywności w 2022 powinno zachowywać się spokojnie. Najnowsze badania wskazują, że plam przez kilka lat może nie być w ogóle.
Większość naukowców jest sceptyczna co do ochłodzenia. - Zapewne nadchodzący po maksimum brak aktywności słonecznej będzie miał niewielki wpływ na klimat Ziemi, nawet jeśli miałby trwać tak długo jak ówczesne Minimum Maundera – mówi klimatolog Michael Mann z Pennsylvania State University. - Doprowadziłoby to do zmniejszenia energii o 0,2 wata na metr kwadratowy Ziemi. Efekt cieplarniany to plus 2 waty na metr, a zatem dziesięć razy więcej.
Podobnie sądzą specjaliści z amerykańskiej agencji klimatycznej, NOAA. - Słońce nie zachowuje się w każdym cyklu tak samo – mówi Doug Biesecker z NOAA. - Najnowsze dane mnie nie przekonują. Dajmy szansę Słońcu na normalne zachowania, zanim ogłosimy, że wydarzy się coś niezwykłego.
Epoka lodowcowa, która rozpoczęła się w 1500 roku została spowodowana właśnie przez niewielki spadek promieniowania, wynoszący około 0,2 wata na metr kwadratowy. Peter Foukal, który to obliczył, przyznaje jednak, że na zmianę klimatu miały wpływ i inne czynniki, na przykłąd wulkany. Niemniej jednak naukowiec uważa, że powtórka z rozrywki jest możliwa. Foukal: - Jeśli mielibyśmy przez 10 lat nie mieć żadnych plam, to sytuacja z XVII wieku mogłaby się powtórzyć.
Sytuacja mogłaby mieć zły wpływ na globalne ocieplenie, bo przez dekadę nie widzielibyśmy dokładnie, jak zmieniamy klimat. Potem, po obudzeniu Słońca, nagle „buchnęłoby” na nas ciepło.
Jak jednak rzeczywiście zmieniłaby się temperatura? Georg Feulnerand Stefan Rahmstorf z Instytutu Klimatologii w Poczdamie obliczył w zeszłym roku, że, gdyby rzeczywiście przydarzyło nam się nowe Minimum Maundera (Rahmstorf założył, że zacznie się w 2030 roku), to 0,2 wata energii mniej przełożyłoby się na spadek temperatury o 0.1 stopnia Celsjusza na metr. To chyba niewiele... - Jaki ma to wpływ przy wszystkich innych czynnikach, które mają wpływ na klimat? - mówi Rahmstorf.
Jednym słowem, wkrótce może być trochę chłodniej, ale to nie oznacza zlodowacenia. - Nauka nawet teoretycznie nie dopuszcza tej możliwości – mówi Mann. Na Ziemi działa mnóstwo innych czynników. Sama aktywność słoneczna nie może przeważyć.Jeśli kiedyś powróci epoka lodowcowa, to na pewno nie z takiego powodu.
Naukowcy na razie nie przewidują tego scenariusza, ale ochłodzenie jest możliwe. Podobne zjawisko miało miejsce w latach 1500 -1800. Najzimniejszym okresem były lata pomiędzy 1645 i 1717 rokiem. Wówczas Słońce niemal w ogóle nie miało plam (tzw. Minimum Maundera). Związek między jego aktywnością a zimnem na Ziemi wciąż pozostaje tajemniczy, ale niewątpliwie istniał. A zatem, chociaż media donoszą o nieuchronnym ociepleniu, ogłaszanie końca lodowców jest być może przedwczesne.
Aktywność słoneczna rozgrywa się w 11-letnich cyklach. W ciągu dekady nasza gwiazda przeżywa spadek aktywności, a potem jej wielki wzrost. Naukowcy, którzy mówią o aktywności Słońca, na ogół mają na myśli ilość plam słonecznych. To ciemne i chłodniejsze miejsca na tarczy słonecznej, o silnym polu magnetycznym. Czasami eksplodują, wysyłając w kosmos strumień naładowanych cząstek.
Następne maksimum aktywności Słońca czeka nas w 2013 roku. Wówczas czeka nas sporo burz magnetycznych i pewnie nie raz ucierpi na tym ziemska komunikacja. Ale potem Słońce zaśnie i do następnego wzrostu aktywności w 2022 powinno zachowywać się spokojnie. Najnowsze badania wskazują, że plam przez kilka lat może nie być w ogóle. Czy to nowe Minimum Maundera?
Większość naukowców jest sceptyczna co do ochłodzenia. - Zapewne nadchodzący po maksimum brak aktywności słonecznej będzie miał niewielki wpływ na klimat Ziemi, nawet jeśli miałby trwać tak długo jak Minimum Maundera z XVII wieku – mówi klimatolog Michael Mann z Pennsylvania State University. - Doprowadziłoby to do zmniejszenia energii o 0,2 wata na metr kwadratowy Ziemi. Efekt cieplarniany to plus 2 waty na metr, a zatem dziesięć razy więcej.
Podobnie sądzą specjaliści z amerykańskiej agencji klimatycznej, NOAA. - Słońce nie zachowuje się w każdym cyklu tak samo – mówi Doug Biesecker z NOAA. - Najnowsze dane mnie nie przekonują. Dajmy szansę Słońcu na normalne zachowanie, zanim ogłosimy, że wydarzy się coś niezwykłego.
Epoka lodowcowa, która rozpoczęła się w 1500 roku została spowodowana właśnie przez niewielki spadek promieniowania, wynoszący około 0,2 wata na metr kwadratowy. Peter Foukal, który to obliczył, przyznaje jednak, że na zmianę klimatu miały wpływ i inne czynniki, na przykłąd wulkany. Niemniej jednak naukowiec uważa, że powtórka z rozrywki jest możliwa. Foukal: - Jeśli mielibyśmy przez 10 lat nie mieć żadnych plam, to sytuacja z XVII wieku mogłaby się powtórzyć.
Mogłoby to mieć zły wpływ na globalne ocieplenie, bo przez dekadę nie widzielibyśmy dokładnie, jak zmieniamy klimat. Potem, po obudzeniu Słońca, nagle „buchnęłoby” na nas ciepło.
Jak jednak rzeczywiście zmieniłaby się temperatura? Georg Feulnerand i Stefan Rahmstorf z Instytutu Klimatologii w Poczdamie obliczyli w zeszłym roku, że, gdyby rzeczywiście przydarzyło nam się nowe Minimum Maundera (Rahmstorf założył, że zacznie się w 2030 roku), to 0,2 wata energii mniej przełożyłoby się na spadek temperatury o 0.1 stopnia Celsjusza na metr. To chyba niewiele... - Jaki ma to wpływ na średnią temperaturę przy wszystkich innych czynnikach, które mają wpływ na klimat? - pyta Rahmstorf.
Jednym słowem, wkrótce może być trochę chłodniej, ale to nie oznacza zlodowacenia. - Nauka nawet teoretycznie nie dopuszcza tej możliwości – mówi Mann. Na Ziemi działa mnóstwo innych czynników. Sama aktywność słoneczna nie może przeważyć. Jeśli kiedyś powróci epoka lodowcowa, to na pewno nie z takiego powodu.
(ew/LiceScience.com)