Nie ma na świecie miejsc, w których nie byłoby promieniowania jonizującego. Ono występuje w przyrodzie - mówi profesor Stefan Chwaszczewski, Zastępca Dyrektora Instytutu Energii Atomowej w Świerku.
Stefan Chwaszczewski: - W ziemi i w kosmosie jest znaczna dawka promieniowania.
Każdy z nas jest dwa-trzy razy na minutę przeszywany pękiem takich promieni. Jest też wiele sztucznych źródeł promieniowania jonizującego. Boimy się elektrowni jądrowej, ale mało kto wie, że w Polsce mamy już reaktor atomowy, który znajduje się w Świerku pod Warszawą - podkreśla Cezary Pochrybniak z Instytutu Problemów Jądrowych.
Cezary Pochrybniak: - Jedyny w Polsce reaktor badawczy. Tu się wykonuje różne rzeczy, między innymi masową produkcję radiofarmaceutyków. Szpitale wręcz piszczą, żeby dostać coś takiego. Walka z nowotworami. Tu z kolei dostaje się preparaty chemiczne, które dostawszy się w chore rejony, niszczą tkanki nowotworowe. Właściwie wszędzie w tej chwili, w tym najnowsze komputerowe systemy diagnostyczne, wszystkie zawierają albo jakiś kontrast, albo po prostu wykorzystują promieniowanie roentgenowskie. Także od tego się nie ucieknie.
Bo nawet w sztuce używa się promieniowania - zauważa profesor Grzegorz Wrochna, Dyrektor Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku.
Grzegorz Wrochna: - Na przykład do badania dzieł sztuki. Możemy, prześwietlając jak gdyby obraz, zobaczyć, co jest pod spodem. Możemy się dzięki temu czemuś dowiedzieć o historii sztuki właśnie. Kiedy robimy ogrzewanie podłogowe, rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że rurki, które są do tego wykorzystywane, żeby one się do tego rzeczywiście nadawały i nabrały odpowiednich własności, muszą być właśnie naświetlane w odpowiedni sposób za pomocą promieniowania. Wiele opakowań, takich na przykład do soczków, jest sterylizowanych za pomocą promieniowania.
Za pomocą promieniowania jonizującego sprawdza się też na przykład jakość materiałów, spawy w rurociągach czy połączenia szyn kolejowych. To wszystko dzieje się obok nas, ale nie zdajemy sobie z tego sprawy. W pamięć wryła się katastrofa w Czarnobylu.
Grzegorz Wrochna: - Ludzie prawdopodobnie obawiają się jakichś interakcji z promieniowaniem w wyniku błędu ludzkiego, awarii tak, jak to było w Czarnobylu. Tam usiłowano w elektrowni do tego nieprzystosowanej wytwarzać pluton. Nie udało się. Nastąpił wybuch. To nie był wybuch jądrowy. Po prostu reakcja poszła za wysoko, stopił się rdzeń. Co było, widzieliśmy wszyscy. Te epopeje, które powstawały na temat tych tysięcy umarłych, to jest guzik prawda. Zmarło bezpośrednio w wyniku promieniowania kilka osób. Wiele osób, które było w bezpośredniej bliskości tego rdzenia, przeżyło i ma się bardzo dobrze, co widać na amerykańskim filmie, który powstał wiele lat po tej katastrofie. Nieprawdą jest, że tam były wielkie psy i olbrzymie kartofle wyrastały na polach.
Teraz w nowoczesnych elektrowniach atomowych stosuje się bezpieczne technologie i tak będzie również w tej, która powstaje w Polsce, zapewniają eksperci.