Chodzi m.in. o organizowanie egzaminów przez Internet. Jeszcze dokładnie nie wiadomo jak miałyby one wyglądać, ale jak przekonuje wiceminister nauki, Zbigniew Marciniak, edukacja w sieci ma ogromny potencjał.
- Student ma znać zakres materiału, który znajduje się w opisie efektów kształcenia. W momencie gdy spełni wszelkie wymagania, dostanie dyplom - przekonuje wiceminister.
Magda Eljaszuk z Centrum Otwartej i Multimedialnej Edukacji UW uważa, że taka możliwość to bardzo dobra zmiana, ponieważ obecnie wiele rzeczy można zrobić za pomocą sieci.
E-learning jest również doskonałą propozycją dla studentów, którzy mieszkają na stałe za granicą. Mogą dzięki temu pogodzić studiowanie z pracą i innymi zajęciami.
Sami studenci podchodzą do tego pomysłu sceptycznie. W domu, gdzie nikt ich nie pilnuje, istnieje podejrzenie, że mogą w trakcie egzaminu sprawdzić odpowiedzi w przeglądarce internetowej, zajrzeć do notatek albo spytać znajomych, którzy im podpowiedzą.
Z drugiej strony eksperci utrzymują, że zawsze można tak skonstruować testy, aby szybkie znalezienie odpowiedzi było niemożliwe. Czy to się uda? Czas pokaże.
Wszystko zależy od podejścia studentów, motywacji i jakości przygotowania wykładowców. Jeśli naprawdę będą chcieli się czegoś nauczyć, nie będą traktowali gorzej internetowych zajęć.
Zmiany wchodzą w życie za miesiąc, a uczelnie będą miały rok na przystosowanie się do nowych wymagań.
(aw)